sobota, 20 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Agnieszki, Amalii, Czecha| CZ: Marcela
Glos Live
/
Nahoru

Wszystko dla ukochanej Karwiny | 29.01.2017

24 stycznia Melchior Sikora z Karwiny skończył 80 lat. Okrągły jubileusz stał się więc okazją  do wspomnień, a jest co wspominać, bo Sikora to aktywny i zasłużony działacz dla gminy i regionu. Mimo swojego wieku ciągle nie przestaje zaskakiwać swoimi cennymi inicjatywami.

Ten tekst przeczytasz za 8 min. 45 s
Melchior Sikora. Fot. MAŁGORZATA BRYL

Dziś już nie ma tylu górników w Karwinie, co kiedyś, a ci co zostali, trzymają się razem. Przyszli do mnie 24 stycznia z życzeniami na 80. urodziny, wszyscy ubrani na galowo – stwierdza emerytowany górnik Melchior Sikora, wprowadzając mnie do swojego mieszkania w Karwinie Nowym Mieście. Rześki, uśmiechnięty, raźno wskakuje za mną po schodach. Nie zachowuje się i nie wygląda na swój wiek. Naszej rozmowie przysłuchuje się żona, Krystyna Sikora, a z fotograficznych portretów ustawionych na komodzie w salonie spoziera na nas troje ich dzieci, siedmiu wnuków (sami chłopcy!) i jedna prawnuczka. – Jest jeszcze druga prawnuczka, ale  malutka i nie mamy jeszcze jej zdjęcia – mówi pani Krystyna. Powyżej nad komodą wiszą dyplomy: dla zespołu „Wesoła Siódemka”, dla Melchiora Sikory za dorobek pisarski nagroda Oddziału Śląskiego Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Księgarzy „Genius Loci – Wierny Opiekun Ziemi Śląskiej” oraz dla Melchiora Sikory za całokształt działalności dyplom i nagroda „Tacy Jesteśmy 2016”. O każdej z tych aktywności pan Melchior opowiada z przejęciem. – Wszystko dla Karwiny, bo kocham to miejsce. Przeżyłem tu chwile najlepsze i najgorsze, bo przecież pamiętam też czasy wojenne – podkreśla pan Melchior, górnik ze społecznikowskim zacięciem.

Muzyk, tancerz i kierowca

Melchior Sikora urodził się 24 stycznia 1937 roku w Babicy koło Wadowic. Gdy miał dwa latka, jego matka Maria podjęła decyzję o opuszczeniu Małopolski i przeprowadzce nad Olzę. Wraz z mamą i dwójką braci Melchior zamieszkał we Frysztacie. Bracia niestety nie doczekali starości, zmarli w tragicznych okolicznościach, z kolei o życiu matki Marii, jak przekonuje sam pan Melchior, można by nakręcić film fabularny, tyle bowiem w nim niesamowitości i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Biografii swojej matki Melchior Sikora poświęcił swoją najnowszą książkę „Marysia” (2014). Już jako sześciolatek Melchior rozpoczął edukację, najpierw w szkole niemieckiej (1943), a potem w szkole czeskiej (1945). W 1952 roku ukończył szkołę polską, natomiast rok później zaczęła się jego wieloletnia i barwna przygoda z działalnością w Polskim Związku Kulturalno-Oświatowym.

Decyzję o zaangażowaniu mnie w życie artystyczne PZKO podjęła moja mama. Najpierw śpiewałem w chórze, a potem w 1955 roku zacząłem karierę tancerza. Muszę powiedzieć, że szło mi dobrze, bo byłem nawet pierwszym solistą w zespole Pieśni i Tańca „Górnik” – opowiada Melchior Sikora, gdy siedzimy razem w jego salonie. – A później założyliśmy zespół muzyczny „Wesoła Siódemka”. Dziś z pięciu założycieli tego zespołu żyją już tylko dwie osoby. W sumie do 1968 roku daliśmy 183 występy po obu stronach Olzy – dodaje. Wieloletnie przygody „Wesołej Siódemki” dokumentują dwa grube tomy kroniki, które pan Melchior przechowuje u siebie w domu.

 Miałam 14 lat, gdy poznałam swojego przyszłego męża – wspomina z uśmiechem pani Krystyna Sikora. – Chcieli mnie zwerbować do „Wesołej Siódemki” i w końcu im się to udało. Maniek nie odstępował mnie ani na krok, twierdząc, że musi mnie przypilnować przed starszymi kolegami. Na to ja spytałam, czy on tak mnie pilnuje przed innymi czy pilnuje mnie dla siebie – dodaje pani Krystyna, śmiejąc się serdecznie. Pan Melchior w końcu wystarał się o dziewczynę, pobrali się, gdy pani Krystyna skończyła 18 lat. Nie tak dawno obchodzili 55. rocznicę ślubu.

Równolegle do działalności artystycznej Melchior Sikora kontynuował edukację i pracę. Uczył się zawodu hutnika, a potem pracował przez cztery lata w hucie witkowickiej. Kolejne cztery lata przepracował w zajezdni autobusowej, gdzie spełniło się jego marzenie z dzieciństwa, by być kierowcą. Zajęcie może było i ciekawe, ale niestety nie przynosiło wystarczających dochodów dla powiększającej się rodziny pana Melchiora. Przy równie niskiej płacy pani Krystyny, która pracowała jako nauczycielka nauczania początkowego w szkole podstawowej, rodzinie trudno było związać koniec z końcem. W 1962 roku pan Melchior pierwszy raz zjechał pod ziemię na kopalni.

Skrupulatny górnik

Ponad dwudziestoletnią przygodę z górnictwem Melchior Sikora rozpoczął w karwińskiej kopalni „Pokój” (wcześniej „Gabriela”), a następnie pracował w kopalni ČSM w Stonawie (dziś OKD). W 1970 roku ukończył technikum. Po wypadku na kopalni w 1985 roku przeszedł na rentę inwalidzką. Równolegle do pracy nadal aktywnie udzielał się w życiu PZKO – ta aktywność trwa do dziś, mimo że Sikora przychodzi tam już jako gość. Przez czterdzieści lat był członkiem zarządu MK PZKO w Karwinie Nowym Mieście, pełniąc tam m.in. funkcję skarbnika. Był też wiceprezesem tego Koła i rejonowym. Przez dwie kadencje przewodniczył Komisji Kontrolnej Kongresu Polaków w RC. Być może dlatego całe życie jest wrażliwy na kwestię dokładnego rozliczania wszystkich pieniędzy przepływających przez organizacje, a w szczególności polskie organizacje działające na Zaolziu.

Na początku XXI Melchior Sikora rozpoczął kolejną ciekawą przygodę – zaczął pisać. Jako siedemdziesięciolatek zadebiutował książką „Przygody chłopców znad Olzy” (2006), a w kolejnych latach posypały się kolejne publikacje: „Kamraci” (2008), „Dorastanie do dojrzałości” (2012), aż wreszcie „Marysia” (2014). To właśnie w swojej drugiej książce „Kamraci” chciał przybliżyć atmosferę i wydarzenia panujące od początku lat 60. do połowy lat 80. minionego wieku na zaolziańskich kopalniach. „Wracając do samej nazwy książki, może ktoś zarzucić mi, że nazwa ta wywodzi się z niemieckiego. To prawda, ale ja kierowałem się bardziej sensem tego wyrazu, który miał zupełnie inny wymiar tam na dole, w kopalni, gdzie to określenie «Kamrat»miało o wiele większą wagę niż na powierzchni. Tam w dole, każdy, kiedy zdarzył się jakiś wypadek, a usłyszał wołanie: «Kamrat pomóż», nie wahał się i nie patrzył, czy zagraża mu jakieś niebezpieczeństwo. Szedł z pomocą zagrożonemu Kamratowi. Tą książką chciałem oddać hołd i szacunek Kamratom, którzy na kopalniach karwińskich stracili zdrowie, a nie raz i życie” – napisał Melchior Sikora o „Kamratach”.

Nie wiadomo, czy górnik ratownik Celestyn Racek zza światów krzyknął do Melchiora Sikory „Kamrat pomóż” i Melchior to usłyszał, ale jedno jest pewne – w zeszłym roku Sikora postanowił pomóc koledze górnikowi. – Zawsze darzyłem wielkim respektem górniczych ratowników. Kiedy wszyscy uciekają z kopalni, oni biegną w przeciwnym kierunku, by nieść pomoc. To są bohaterzy, choć oni nigdy tak o sobie nie powiedzą. Stwierdzą tylko, że robią to, bo to ich praca. Wypadek na kopalni w Karwinie w czerwcu 1894 roku był jedną z najstraszliwszych katastrof w historii górnictwa. Zginęło 235 ludzi, w tym około trzydziestoletni górnik ratownik Celestyn Racek. Na pamiątkę tej tragedii na grobie Racka umieszczono posąg kobiety ze zgaszoną pochodnią. Jednak w 2005 roku grób na karwińskim cmentarzu został ograbiony z pamiątkowej rzeźby. Postanowiłem, że muszę coś z tym zrobić – opowiada mi Melchior Sikora. Dzięki jego zaangażowaniu oraz ofiarności mieszkańców z Zaolzia w 2016 roku udało się zebrać środki finansowe i odnowić nagrobek, zastępując posąg kobiety kopią zdjęcia rzeźby wygrawerowanego na czarnej płycie. Bohaterstwo górnika ratownika, Celestyna Racka znów jest godnie upamiętnione.

Dumny dziadek i pradziadek

Krystyna i Melchior Sikorowie uwielbiają, gdy rodzina zjeżdża się do Karwiny i mogą spędzić czas ze swoimi wnuczętami i prawnuczętami. – Z tych spacerów z wnukami i opowiadań o dawnej Karwinie zrodził się pomysł mojego pisania. Lubię wracać do przeszłości, do tych wszystkich naszych przygód nad Olzą, gdy byliśmy chłopcami. Pewnie dlatego nigdy nie zapomniałem, jak to jest być młodym – wspomina dziś z uśmiechem Melchior Sikora. Sam dalej stara się żyć pełnią życia, uczestniczy w każdej imprezie MK PZKO i cieszy się ze wszystkich sukcesów swoich dzieci, wnuków i prawnuczek.

Mój sekret na dobre samopoczucie po osiemdziesiątce? Codziennie rano ćwiczenia fizyczne, odpowiednia dieta, czerwone wino i zero lekarstw. Od osiemnastu lat nie zjadłem ani jednego lekarstwa, a w dniu moich osiemdziesiątych urodzin sprawiłem sobie następujący prezent: od samego rana trzydzieści przysiadów i pięćdziesiąt pompek.



Może Cię zainteresować.