piątek, 19 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Alfa, Leonii, Tytusa| CZ: Rostislav
Glos Live
/
Nahoru

Zamazywanie historii, czyli o odpuszczeniu grzechów | 04.11.2017

Mowa będzie o zwieńczeniu 500-lecia Reformacji, czyli o uroczystym nabożeństwie w trzynieckim kościele ewangelickim 31 października br.

Ten tekst przeczytasz za 3 min. 15 s
Prof. Daniel Kadłubiec. Fot. Norbert Dąbkowski

Najpierw parę osobistych i nieosobistych uwag. Po patencie tolerancyjnym z roku 1781 wszystkie ewangelickie domy modlitwy, przekształcone później w kościoły, a także szkoły przy nich powstające, wznosili na ziemi cieszyńskiej wyznawcy polskojęzyczni. Nie było wówczas spisów ludności, ale język jest jednym z najważniejszych wyznaczników narodowości i narodu, stąd w tym sensie możemy mówić o etnicznych Polakach. Skąd o tym wiemy? Ze wspomnień takich ówczesnych działaczy, jak Paweł Stalmach, Andrzej Cinciała, Jan Śliwka, zwłaszcza z kazań cieszyńskich pastorów, i to od połowy XVIII wieku do II wojny światowej. Wszystkie są pisane po polsku, bowiem taki był ich słuchacz. Tylko sporadycznie w Cieszynie, często zaś w Bielsku pojawiała się w nich niemczyzna, jako że mieszczaństwo, kupcy, fabrykanci byli tu w dużej mierze Niemcami. Reszta była polskojęzyczna, dlatego przybywający nad Olzę kaznodzieje z obcych stron, z ówczesnych Węgier, z Moraw, a mamy tu na myśli Pauliniego, Orgóny’ego, Kupferschmida, Terlicę czy Winklera, odprawiali nabożeństwa w Bystrzycy, Goleszowie, Wiśle, Nawsiu po polsku. W przeciwnym razie nie znaleźliby tu akceptacji. Tak było i w Cieszynie, stąd napisałem o sporadycznej tu niemczyźnie, o czym świadczy pierwsza książka polska pt. „Wierność Bogu i Cesarzowi należąca…", wydana na naszej ziemi przez Jana Mutmana w r. 1716, pierwszego pastora Kościoła Jezusowego na Wyższej Bramie. Otóż w przedmowie do niej napisał tak: „Sposób pisania mego albo Stylus lekka jest polszczyzna, niekiedy według zwykłości teraźniejszych Słuchaczów moich akomodowana, bo nie uszom piszę, ale sercu”. Komentarz jest tu zbędny. Dopiero po II wojnie, a znam to na przykładzie Bystrzycy, zaczynały się pojawiać ewangelickie nabożeństwa w języku czeskim. A tak było we wszystkich zborach zaolziańskich.

I tu wracam do początku, do wspomnianego nabożeństwa reformacyjnego, transmitowanego przez telewizję czeską z naszego terenu, będącego przecież bastionem Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego, którego fundamentem było, jak zauważyliśmy, słowo polskie. Bez niego nie byłoby cieszyńskiego luteranizmu. Ono jednak nie pojawiło się w transmisji ani razu, podobnie jak na tzw. pomniku tolerancyjnym na zboczach Goduli. Przymiotnik „tolerancyjny” ma tu zapach gorzkiej ironii, podobnie jak potraktowanie wkładu Polaków i polskości w szerzenie nauki Lutra w trzynieckiej uroczystości. Niestety, nie mamy już ani Michejdów, ani Bergerów (czy nawet do nich zbliżonych) wśród przedstawicieli ewangelickiego duchowieństwa czy społeczności ewangelickiej w ogóle, którzy mieliby siłę dać świadectwo prawdzie. Jedna z tez Marcina Lutra, która dała impuls do narodzin wielu literatur narodowych, brzmiała mniej więcej tak: Odpuszczenie grzechów może dokonywać się tylko poprzez rozmowę z Bogiem w języku dla wierzących pierwszym, ojczystym, w pełni zrozumiałym, wyniesionym z rodzinnego domu. I jak to będzie z tym cieszyńsko-luterańskim odpuszczeniem grzechów?

Daniel Kadłubiec



Może Cię zainteresować.