To był istny hokejowy koncert. Nie zabrakło wprawdzie fałszywych tonów, ale finał meczu z Djurgärdenem Stalownicy zaliczyli z włączonym pedałem forte, wygrywając po walce 4:3.
W trzecim spotkaniu hokejowej Ligi Mistrzów podopieczni trenera Václava Varadi zagrali z przysłowiowym nożem przy gardle. Przegrana w Sztokholmie oznaczałaby koniec nadziei na awans z grupy. W nerwowej pierwszej tercji trzyńczanie powtarzali błędy z poprzednich, nieudanych konfrontacji w Werk Arenie, kiedy to polegli wysoko zarówno z Djurgärdenem, jak też fińskim Tampere. Rumieńców nabrała gra Trzyńca w drugiej odsłonie, zaś w trzeciej zasługą młodego obrońcy Filipa Hamana goście zrównali krok ze szwedzkim zespołem.
Wisieńką na torcie była zwycięska bramka z kija Arona Chmielewskiego. Polski napastnik w 58. minucie uwolnił się spod opieki obrońców i szarżą od tylnej bandy zaskoczył golkipera. Z tego ciosu gospodarze już się nie podnieśli. - Jestem napastnikiem, a więc trenerzy oczekują ode mnie bramek. Pomyślałem, jest szansa, żeby zaskoczyć bramkarza i udało się. To była bramka z kategorii szczęśliwych, ale ważne, że trafiłem - stwierdził Chmielewski. - Teraz chcemy powtórzyć ten wyczyn w niedzielnym meczu na tafli Tampere. Stać nas na kolejne zwycięstwo - zaznaczył reprezentant Polski.