sobota, 20 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Agnieszki, Amalii, Czecha| CZ: Marcela
Glos Live
/
Nahoru

Nie chciałbym się obudzić bez planów na przyszłość | 05.12.2018

Rozmowa „Głosu” z Radkiem Szmekiem, byłym napastnikiem FK Fotbal Trzyniec i Slovácko, który od trzech lat strzela gole dla czwartoligowego austriackiego klubu Union SV Esternberg. 

Ten tekst przeczytasz za 7 min. 15 s
Radek Szmek (z prawej) w meczu pomiędzy Esternbergiem a SK Eltheim. Fot. ARC Union SV Esternberg

 

Od prawie pięciu lat zarabiasz na życie za granicą. Co było impulsem do tego, że czeski futbol zamieniłeś na niemiecki, a potem na austriacki?
– Chyba większość zaolziańskich kibiców kojarzy mnie z występów w barwach Trzyńca. W tym klubie zbierałem doświadczenie w dorosłym futbolu, była to dla mnie prawdziwa szkoła życia. Przez chwilę próbowałem też szczęścia w pierwszoligowym Slovácku, by w końcu trafić do Chomutowa. Ambitne plany tamtejszych włodarzy zakładały, że Chomutów szybko awansuje do drugiej najwyższej klasy rozgrywek, ale te plany spaliły na panewce. Pewnego razu zadzwonił do mnie Milan Fukal, były obrońca reprezentacji RC, znany z występów w bundesligowym Hamburgu, z ofertą gry w regionalnym klubie z Bawarii – 1. FC Passau (Pasawa). Pomyślałem, że to może być okazja do podreperowania niemieckiego, a także zdobycia nowych wrażeń. Pod względem finansowym propozycja też była dosyć atrakcyjna, a więc nie namyślałem się zbyt długo. 

W barwach Pasawy zagrałeś jednak tylko przez jeden sezon. Co skłoniło cię do przenosin – raptem dwanaście kilometrów – na austriacką stronę, do czwartoligowego Esternberga?

– Zabrzmi to może banalnie, ale znów Milan Fukal. W Esternbergu szukali napastnika, a Fukal grający w tym klubie wpadł na pomysł, żeby sprowadzić mnie z Pasawy. Przyznam się, że bawarski sposób bycia, tamtejsza mentalność, przyspieszyły moją decyzję o przenosinach do Esternberga. W austriackich warunkach Esternberg jest małą gminą, gdzie wszyscy mieszkańcy spotykają się na co dzień w sklepach, kościele. Panuje tu rodzinna atmosfera. W pięknej, historycznej Pasawie możliwości do spędzania wolnego czasu było znacznie więcej, ale ani ja, ani moja żona nie lubimy marnować czasu na głupoty. Nie dla nas galerie handlowe, dyskoteki. Zresztą brakuje mi czasu na pozafutbolowe balangi. Wychowujemy prawie trzyletniego syna, a futbol to nie jedyne moje zajęcie. Na popołudniowe treningi wpadam dopiero po pracy, tak jak większość tutejszych piłkarzy.

To znaczy, że wieści o tym, iż w regionalnych piłkarskich rozgrywkach w Austrii można zarobić łatwo pieniądze, są zwykłym mitem?
– Dla młodego chłopaka występy w czwartej lidze w Austrii mogą być atrakcyjnym źródłem dochodu. Mówimy o czeskich, polskich i słowackich piłkarzach, którzy trafiają do regionalnych klubów w Austrii właśnie z powodu warunków płacowych, o których w naszych regionalnych klubach mogą tylko pomarzyć. Ja jednak nie żyję tylko teraźniejszością. Wiem, że mając 31 lat pogram może jeszcze trochę w piłkę, ale rewelacji nie będzie. Nie chciałbym obudzić się „z ręką w nocniku”, bez planów na przyszłość, z ograniczonymi funduszami i perspektywami. Kiedy patrzę na takich piłkarzy, jak Messi, Neymar czy Ronaldo, za każdym razem uświadamiam sobie, że bez talentu od Boga owszem, można grać w piłkę, ale nie na elitarnym poziomie. Dla mnie w hierarchii wartości liczy się na pierwszym miejscu rodzina, a futbol to tylko zabawa i źródło dochodu. Już w Pasawie znalazłem dodatkową pracę, a obecnie w Esternbergu zarabiam na życie jako elektryk. W Pasawie było ciężko, po austriackiej stronie jest znacznie lepiej. Pomocną dłoń podał mi miejscowy Polak, który od kilkudziesięciu lat mieszka w Esternbergu. Wiem, że to tymczasowe zajęcie, bo w przyszłości chciałbym wrócić z rodziną na Zaolzie. Budujemy dom rodzinny w Piosku. 

Rozumiem, że mieszkając 600 kilometrów od Piosku, zleciłeś realizację inwestycji zaufanej firmie?
– Tak. W roli zaufanej firmy występuje mój ojciec (śmiech). Tato jest już na emeryturze i prawie codziennie jest na placu budowy. Jestem mu bardzo wdzięczny za wszystko. Jak tylko to możliwe, przyjeżdżam do Piosku, samochodem zajmuje to ponad sześć godzin. Pomagam ojcu, wiele spraw związanych z budową staramy się zrealizować we własnym zakresie. W Piosku chciałbym spędzić resztę życia. Zwykło się mawiać: „wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej”. I po pięciu latach spędzonych poza domem uważam, że to przysłowie jest jak najbardziej wiarygodne. 
 


 
 
Jaka jest mentalność mieszkańców pogranicza Bawarii i Austrii? Słyszałem na ten temat sporo ciekawych opinii…
– Po austriackiej stronie mieszkańcy pogranicza czują się bardziej Bawarczykami, niż Austriakami. Podam przykład. Gdyby w piłkarskiej Lidze Mistrzów spotkały się w finale drużyny Red Bull Salzburg i Bayern Monachium, to moi sąsiedzi kibicowaliby Bayernowi. Niemiecka mentalność, zakochanie w tym, co niemieckie, odczuwam tu na każdym kroku. Skądinąd z tego regionu pochodził największy zbrodniarz w dziejach ludzkości, Adolf Hitler. Oczywiście nie posądzam mieszkańców o nazistowskie ciągotki, ale faktycznie proniemiecka atmosfera jest tu odczuwalna. Zauważyłem jednak jedną dużą różnicę, mianowicie w pielęgnowaniu tradycji wigilijnych. Święta tuż, tuż, a więc chyba mogę podzielić się jednym, konkretnym spostrzeżeniem. W Bawarii nie ma czegoś takiego, jak szczodrej, wigilijnej wieczerzy w pojęciu zaolziańskim. Czyli że gospodyni od godz. 6.00 krząta się w kuchni, przygotowując dwanaście wigilijnych potraw. W Pasawie niemieccy znajomi od rana grali na PlayStation, zajmowali się błogim nicnierobieniem, a wieczorem zjedli jedną, dwie kiełbaski i tyle. W Esternbergu mieszka sporo katolików, a więc tutejsze tradycje wigilijne zostały w miarę zachowane. W miarę, bo tak pięknej wigilii jak na Zaolziu, nie ma nigdzie na świecie. 

Wracając na piłkarskie podwórko, na półmetku sezonu Esternberg zajmuje w tabeli przedostatnią pozycję. Którego piłkarza tym razem zarekomenduje twój przyjaciel Milan Fukal?
– Milana już nie ma w Esternbergu. Jesteśmy w kontakcie i przyznam się, że brakuje nam w defensywie jego doświadczenia. Trener w tym sezonie zwrócił się do mnie z prośbą, żebym zaopiekował się na boisku młodszymi piłkarzami. Rzadziej występowałem ostatnio w ataku, częściej wyprowadzałem piłki w linii środkowej, bacząc przy okazji na młodszych kolegów. Nigdy nie grzeszyłem dużym talentem, wszystko, co osiągnąłem w futbolu, zawdzięczam ciężkiej pracy. W pierwszoligowym Slovácku lubiłem zafundować sobie po meczu dodatkowy trening. Kiedy Petr Švancara brał prysznic, ja biegałem z piłką, szlifując drybling. Švancara, który w moim odczuciu należał do najlepiej wyszkolonych technicznie piłkarzy w czeskiej lidze, podczas treningów dawał z siebie może 40 procent. A w meczu należał do najlepszych. W Esternbergu chciałbym podzielić się swoim doświadczeniem z młodszymi kolegami. Dla wielu liczy się tylko futbol, nowe samochody, dziewczyny. A to tylko życie w bańce iluzji. A nawiązując do twojego pytania, to powiem tak: przedostatnie miejsce w tabeli skłania nas do pełnej mobilizacji. W Esternbergu od czterdziestu lat mają czwartą ligę, a więc spadek tej drużyny byłby poważnym ciosem dla mieszkańców i kibiców. 

 
Rozmawiał Janusz Bittmar. Wywiad ukazał się w weekendowym wydaniu „Głosu” z 30.11.2018.

 



Może Cię zainteresować.