piątek, 19 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Alfa, Leonii, Tytusa| CZ: Rostislav
Glos Live
/
Nahoru

Bezśmieciowy dom  | 10.03.2018

Dom bez odpadów i bez zbędnej chemii – taki cel postawiła sobie mieszkająca w Gródku Monika Cieślarowa. Mama trójki dzieci zaznacza, że nie jest żadną ekofanatyczką, lecz w miarę możliwości stara się, by jej rodzina nie obciążała zanadto środowiska.

Ten tekst przeczytasz za 7 min. 30 s
Domowy chleb i zakupy do własnych woreczków – to elementy nowego stylu życia Moniki Cieślarowej. Fot. DANUTA CHLUP

Ruch „Zero Waste” – „Zero Śmieci” zrodził się w Ameryce. Ideę tę zaczęła rozpowszechniać Bea Johnson, która swoje doświadczenia opisała w książce „Zero wast home”. W Czechach książka ukazała się pod tytułem „Domácnost bez odpadu”, polskie wydanie nosi tytuł „Pokochaj swój dom”. Cała filozofia polega na tym, by nie kupować zbędnych rzeczy, odmawiać przyjmowania niepotrzebnych opakowań czy też gadżetów, unikać produktów jednorazowego użytku, o ile można je zastąpić bardziej trwałymi. Kolejne ważne elementy to recykling i kompostowanie.

Monika Cieślarowa ma w swojej biblioteczce czeską wersję książki „Zero wast home”. Nad zmianą stylu życia zaczęła się zastanawiać po urodzeniu dzieci. Przyznaje, że wcześniej starała się robić zakupy szybko i w drodze najmniejszego oporu. – Jest takie indiańskie przysłowie, które mówi, że nie dostaliśmy ziemi od naszych przodków, ale mamy ją wypożyczoną od naszych dzieci. Nie może nam być obojętne, w jakim stanie im ją oddamy – mówi kobieta.

Zakupy do własnych woreczków

Pani Monika stopniowo starała się zmieniać przyzwyczajenia swoje i rodziny. Po pierwsze postanowiła ograniczyć zakupy, nie przynosić do domu masy plastikowych zabawek czy też niepotrzebnych ubrań. Dzięki temu, że po podstawówce wyuczyła się zawodu tapicera (później dorobiła maturę, studiowała w Wyższej Szkole Przedsiębiorczości i pracowała w zawodzie grafika), potrafi uszyć sporo pięknych rzeczy, na przykład lalki i przytulanki dla dzieci, wykorzystując w dużej mierze stare ubrania i skrawki materiału.

Podstawowa rzecz, na której skupia się pani Monika, to wyzbycie się zbędnych opakowań. Na zakupy chodzi z własnymi siatkami, ze starych firanek uszyła woreczki, do których w sklepach wkłada owoce i warzywa oraz pieczywo. Dzięki temu nie są jej potrzebne plastikowe worki. – Robię zakupy najczęściej w małych miejscowych sklepach, gdzie ekspedientki mnie już znają i akceptują to. W supermarketach może być ewentualnie problem, ale mąż wypróbował już pomyślnie takie zakupy w „Kauflandzie” – opowiada Cieślarowa. Przyznaje, że najtrudniej przekonać ekspedientki, by zważyły mięso lub wędliny w przyniesionych przez klienta pojemnikach. W niektórych sklepach personel argumentuje przepisami sanitarnymi i w ogóle nie zgadza się na własne woreczki czy pudełka.

Sklepy bez opakowań

Pani Monice podobają się specjalne sklepy bez opakowań. Szkoda tylko, że najbliższe znajdują się aż we Frydku-Mistku i w Ostrawie (chociaż – to wiadomość z ostatniej chwili – jest pomysł na uruchomienie takiego sklepu w Trzyńcu). Najróżniejsze artykuły spożywcze, a nawet ekologiczne środki czystości i podobne rzeczy można tam kupować na wagę i nabierać do własnych pojemników. – Można kupić w ten sposób groch, fasolę, makaron, mąkę, biszkopciki dla dzieci, olej, soki i wiele innych rzeczy – wymienia moja rozmówczyni.

Monika Cieślarowa piecze domowy chleb, mleko kupuje wprost na farmie, a w domu robi z niego domowe jogurty. – Wiem, że nie każdy ma dostęp do mleka i przetworów mlecznych wprost z hodowli. Wtedy rozwiązaniem mogą być mlekomaty, gdzie da się kupować mleko do własnych butelek – podsuwa pomysł.

W domu Cieślarów nie znajdziemy napojów w kartonach ani w butelkach PET. – Pijemy wodę z kranu, przecież „kranówka” ma w naszym kraju bardzo dobrą jakość. Po co przynosić do domu wodę w plastikowych butelkach? – zastanawia się. Do wody można dodać sok – najlepiej domowej roboty, choć może też być ze sklepu, kupiony w szklanej butelce, którą można później wykorzystać.

Rozmawiamy także o segregacji odpadów. Pani Monika nie podważa zasadności recyklingu, lecz ubolewa nad tym, że wiele osób żyje w przekonaniu, że segregując śmieci, robią wystarczająco dużo na rzecz ochrony środowiska. – W Gródku mamy inteligentny system zarządzania odpadami. Każde gospodarstwo domowe jest zarejestrowane w tym systemie. Otrzymujemy kody kreskowe, które naklejamy na worki z odpadami. Dzięki temu pod koniec roku możemy sprawdzić, ile odpadu wysegregowaliśmy i ile wyprodukowaliśmy odpadu komunalnego. Ilość odpadów przekłada się także na wysokość opłaty. Dla mnie to wyzwanie, by w następnym roku mieć mniej odpadów – opowiada kobieta. Dodaje, że gmina przydzieliła także zainteresowanym mieszkańcom darmowe kompostowniki. Można w nim zutylizować nie tylko odpad z ogrodu, ale też z kuchni.

Kosmetyki własnej produkcji

W parze z ograniczaniem produkcji odpadów idzie ograniczenie zużycia chemii. Pani Monika od pewnego czasu nie kupuje w sklepie proszku do prania ani do zmywarki, płynów do naczyń, szamponów, kremów, dezodorantów. Praktycznie wszystko, co jej rodzina potrzebuje do osobistej higieny oraz do utrzymania czystości w domu, produkuje w domu sama z kilku podstawowych surowców: sody, octu, kwasu cytrynowego. Do tego dochodzi olej z oliwek i olej kokosowy. – W Internecie bez trudu można znaleźć przepisy na produkcję domowych kosmetyków. Można także zamówić potrzebne surowce, najlepiej większą ilość w dużym opakowaniu. Zawsze to lepsze niż stosy plastikowych buteleczek, pudełek, kubków – argumentuje pani Monika.

Kobieta przyznaje, że nie wszystkie zasady „zero wast” konsekwentnie przestrzega. Zdarza się, że kupi dzieciom plastikową zabawkę, nie zrzekła się pieluch jednorazowych dla dzieci. – Ale kiedy te się skończą, to w moim kuble na śmieci nie będzie już prawie żadnych niewysegregowanych odpadów – zapewnia kobieta.

Młoda matka stara się promować nowy styl życia wśród znajomych. Jako pierwsza „zaraziła się” tą filozofią jej siostra – nauczycielka. Obie razem miały prelekcję o gospodarstwie domowym bez zbędnych odpadów i chemii w ub. sobotę podczas „Dnia Kobiet” w Gródku. To, co starają się wprowadzać we własnych domach i do czego zachęcają znajomych, jest w dużym stopniu powrotem do czasów, kiedy gospodynie chodziły na zakupy z własnymi siatkami, mleko kupowały w szklanych butelkach, które następnie oddawały do mleczarni, do czasów, kiedy nie było napojów w kartonach i w plastiku.

REDAKCYJNY EKSPERYMENT

Dostałam od pani Moniki zestaw własnoręcznie przez nią uszytych woreczków na zakupy. Postanowiłam je wypróbować w jednym z supermarketów w Czeskim Cieszynie. Przyznam, że ładując do jednego jabłka, a do drugiego bułki, czułam się trochę dziwnie – wszyscy wokół mnie automatycznie zrywali plastikowe worki ze stojaków.

Jeszcze zanim dotarłam do kasy, zatrzymałam się przy ladzie z wędlinami. Spytałam ekspedientkę, czy można przynieść własne pudełko i w nim zważyć wędliny. – Myślę, że tak. Ale jaki ma pani powód? – zainteresowała się. Wyjaśniłam, że chodzi o ograniczanie zużycia opakowań. Skinęła głową. – Nie powinno być problemu – stwierdziła.

Kasjerka całkowicie obojętnie potraktowała fakt, że pieczywo i owoce mam w tekstylnych workach. W ogóle tego nie skomentowała ani też nie obrzuciła mnie zdziwionym czy też podejrzliwym spojrzeniem. Zakupy „do własnego” w tym sklepie poszły gładko. Jedyny mały problem to ten, że na worku z firanki słabo trzyma naklejka z kodem kreskowym.

 



Może Cię zainteresować.