sobota, 20 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Agnieszki, Amalii, Czecha| CZ: Marcela
Glos Live
/
Nahoru

Nie dorównał... | 06.07.2018

Dzieci przyniosły do domu świadectwa. Jedni rodzice się nimi chwalą, inni się chwalą tym, że się nie chwalą. Że nie doszukują się czerwonych pasków, ani nie liczą średniej, że nie porównują z innymi ani nie zadręczają przypominaniem własnych sukcesów.

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 45 s
Jedna z prac Jerzego Kossaka, „Święty Hubert”. Fot. ARC

Jerzy był trzecim Kossakiem. Musiał odnieść sukces. Jego ojciec i dziadek byli znanymi malarzami. Ojciec powtarzał mu, odkąd zaczął rozumieć, co się do niego mówi – masz być taki, jak ja. I przyglądał mu się najpierw z zachwytem, kiedy był małym chłopczykiem, a potem coraz bardziej krytycznie, wreszcie z coraz większym zniecierpliwieniem. Jerzy mu nie dorównywał.

Zaczęło się od problemów w szkole, ale to jeszcze Wojciech Kossak mógł przełknąć. Sam nie był orłem. Jerzy jednak nie tylko źle, a nawet fatalnie się uczył, ale i źle zachowywał. Ojciec więc zaczął przebąkiwać o tym, że trzeba go oddać do zmartwychwstańców. Matka, która nie tylko bardzo kochała, ale i bardzo rozpieszczała Jerzego Macieja, walczyła o to, żeby syn nie opuścił bezpiecznej Kossakówki. Do domu w Krakowie więc zaproszono jego kuzyna – Witolda, syna Tadeusza, bliźniaczego brata Wojciecha Kossaka. Witold i Jerzy uczyli się razem, jakoś zdawali egzaminy. Matka pomagała, ojciec, który malował za granicą, wysyłał dla obu chłopców nowe ubranka i dobre rady zachęcając, żeby się na przykład porządnie myli. I wszystko może byłoby się potoczyło pomyślnie, gdyby nie tragedia. Podczas wakacji Witold utonął. I była to, w pewnym sensie, wina Jerzego, bo, mimo zakazu, kąpał się w zdradliwej i pełnej wirów rzece. Kuzyn uratował go przed śmiercią.

Kiedy zastanawiam się nad tym, dlaczego Jerzy nie spełnił oczekiwań ojca, myślę o pamiętnym roku, który był naznaczony podwójną śmiercią. I sądzę, że właśnie 1899 rok był przełomowy. Bo odebrał mu też dziadka, który miał dla niego czas, który go uczył malować, mówił, że jest zdolny. I mały Jurek godzinami siedział obok niego w pracowni, przyglądał mu się i próbował naśladować.

Dziadka nie było, były problemy. Coraz większe. W żadnej szanującej się krakowskiej bursie nie chcieli Kossaka. Miał już za sobą jakąś poważną awanturę, która spowodowała upokarzającą peregrynację ojca, znanego i cenionego malarza, który dowiadywał się, że jeśli przyjmą jego syna, przyjmą bardzo niechętnie i tylko na próbę. Przyjęty sprawiał kolejne problemy. Opiekun pisał do rodziców, że mają stanowczo domagać się, żeby Jurek pracował i nie lekceważył sobie szkoły. Był z niego niezadowolony. Niezadowolenie było obopólne, a Jerzy wyrażał je w listach. Donosił na przykład, że jego nauczyciel i opiekun nie chce mu dawać pensji, „niech mu mama napisze, żeby mi dawał, bo mi koniecznie potrzeba” – polecił. A potem znowu wysłał prośbę o przesłanie paru reńskich, bo jest goły jak święty turecki do kwadratu, a wyścigi się zbliżają i chciałby pójść. Komunikuje też, że dostał od tatki bardzo uprzejmą epistołę i zastanawiał się, czy słowo „opuściwszy” pisze się przez „ó” czy „u”. Młodzieniec pisał brzydko, niegramatycznie i wyraźnie lekceważył zasady ortografii, co irytowało ojca. Wojciech Kossak choć za szkołą nie przepadał, to jednak był oczytany, inteligentny, pisał obrazowo, chętnie i często. Był autorem wspomnień i listów, które dobrze się czyta. O listach Jerzego tego samego powiedzieć nie można. Są raczej komunikatami o tym, że był pytany z łaciny i dostał „dobrze”, że wyspowiadał się u Reformatorów, że ma dwa zęby do zaplombowania i że bierze lekcje tańca. Że był bal u pana Hołubowicza i „najedli się dużo pączków”. Przekazał też domownikom ważną informację: „mojemu profesorowi Boguckiemu zabiła służąca żonę, bardzo się zmartwił i nie mógł być w szkole ku wielkiej mojej uciesze”.

W archiwum krakowskim odnalazłam świadectwa Jerzego Kossaka i jego z mozołem kaligrafowane „curriculum vitae”. Pilność ucznia oceniano jako dość dobrą, niejednostajną, małą. Obyczaje: dość dobre, ale potem „naganne z powodu prostackiego zachowania się”. „Forma zewnętrzna wypracowań pisemnych” – naganna. Oceny dostateczne, albo niedostateczne – z łaciny, greki, języka niemieckiego, z „historii kraju rodzinnego”, a nawet gimnastyki. Część egzaminów zdawał jako „prywatysta”, a część jako uczeń krakowskich gimnazjów.

Zadaję sobie na koniec pytanie – dlaczego uczeń Jerzy Kossak a potem Jerzy Kossak malarz - syn słynnego ojca, wnuk sławnego dziadka - nie spełnił oczekiwań? Były nie do spełnienia? I w którym momencie zaczęła się jego tragedia? Tragedia trzeciego Kossaka, który nigdy nie dorównał ani Juliuszowi, ani Wojciechowi i którego Zofia Kossak – Szczucka-Szatkowska, jego kuzynka, nazwała smutnym typem.

Joanna Jurgała-Jureczka



Może Cię zainteresować.