piątek, 19 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Alfa, Leonii, Tytusa| CZ: Rostislav
Glos Live
/
Nahoru

Siostry na piechotę do Santiago. Rozmowa z Ewą Chlup | 18.05.2022

Ewa Chlup rok temu skończyła naukę w polskiej szkole w Suchej Górnej. Obecnie jest uczennicą Gimnazjum Prigo w Ostrawie. Przez dwa tygodnie nie było jej jednak na lekcjach. Powodem była pielgrzymka do słynnego Santiago de Compostela. W ciągu 7 dni pokonała pieszo 215 kilometrów. 

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 45 s
Ewa Chlup (z prawej) z siostrą sto kilometrów od Santiago de Compostela. Fot. Z albumu E. Chlup
 

Skąd pomysł, żeby pójść do Santiago?

– Ten pomysł zrodził się dość dawno. Przed siedmioma laty z okazji mojej pierwszej komunii moja starsza siostra obiecała mi, że kiedy skończę 15 lat, pójdziemy razem do Santiago. W zeszłym roku z powodu covidu nie było to możliwe, teraz nam się udało. 
 

Jaka była trasa?

– Rozpoczynałyśmy w Conferradzie, czyli miejscu oddalonym o 215 kilometrów od celu naszej podróży. Trasa prowadziła przez teren dość pofałdowany. Raz szłyśmy pod górkę, a raz z górki i to powtarzało się przez cały czas trwania naszej wędrówki. Codziennie miałyśmy do pokonania ok. 600 metrów przewyższenia, a ok. 700 metrów musiałyśmy zejść, ponieważ Santiago jest dość nisko położone i teren stopniowo się obniża. Największym wyzwaniem był drugi dzień pielgrzymki, kiedy wychodziłyśmy na górę Alto do Poyo, która leży na wysokości 1400 m n.p.m. Tego dnia musiałyśmy pokonać 900 metrów różnicy poziomów.


Dużo spotykałyście po drodze pielgrzymów?

– Myślę, że trafiłyśmy na okres, kiedy trasa nie jest akurat najbardziej oblegana przez turystów. W ciągu pierwszych trzech dni spotkałyśmy zaledwie kilka osób. Jednak począwszy od czwartego dnia sytuacja diametralnie się zmieniła. Oddalone 110 km od Santiago miasto Sarria jest bowiem bardzo popularnym punktem wyjścia wielu wycieczek i grup zorganizowanych, również młodzieży szkolnej. Od tego momentu na trasie panował duży ruch. 
 

Sama musiałaś nieść bagaż? 

– Pielgrzym ma dwie możliwości. Może skorzystać z przewozu bagażu z jednego miejsca noclegowego na drugi i iść z małym plecaczkiem albo sam wszystko dźwigać. My wybrałyśmy tę drugą opcję i niosłyśmy każda dość duży plecak. 
 

Czyli liczył się każdy kilogram? Co spakowałaś?

– Mój bagaż ważył ok. 7 kilogramów i miałam w nim kilka ciuchów, ręcznik, podstawowe artykuły higieniczne, trochę suchego prowiantu, wodę do picia i śpiwór. Czyli zero zbędnych rzeczy, takich np. jak tablet. Jak się okazało, nie trzeba było nawet zabierać powerbanku, bo w albergach zawsze była możliwość doładowani telefonu. Na pewno przydał się też blaszany kubek i latarka czołowa, by w razie czego nie przeszkadzać na noclegu reszcie osób.
 

Co to są te albergi?
– Albergi to obiekty, w których pielgrzymi zatrzymują się nocleg. Istnieją, oczywiście, droższe i tańsze, ale wszystkie są czyste i zadbane. Tańsze, gminne albergi oferują pokoje nawet dla 20-25 osób. W droższych jest np. tylko 6 łóżek w jednym pokoju. Nam na początku udało się zdobyć nocleg za kilka euro nawet w takich pokojach, ale począwszy od miasta Sarii ceny były już znacznie wyższe. Mogę jednak zapewnić, że nawet w wieloosobowych pokojach można dobrze się wyspać. Ludzie po godz. 22.00 starają zachowywać się cicho, by rano wcześnie wstać i wyruszyć w dalszą drogę. 
 

Czy trzeba mieć zapas jedzenia na cały dzień?

– Na pewno nie warto taszczyć plecaka pełnego prowiantu. Zwłaszcza że im bliżej Santiago, tym więcej jest możliwości, żeby coś kupić lub po prostu zamówić. 
 

Czy na taką wyprawę stać każdego ucznia czy studenta?

– Myślę, że tak. My wydawałyśmy na jedzenie i nocleg ok. 15-20 euro dziennie na osobę. Pielgrzymka do Santiago nie jest bowiem tym rodzajem wypoczynku, kiedy tu płacisz za przejazd autobusem, tu za wejście do muzeum, a tu z kolei lody. No i oczywiście trzeba doliczyć bilet lotniczy.


Jakie wrażenie zrobiło na ciebie słynne Santiago de Compostela?

– Muszę przyznać, że spodziewałam się większych tłumów, ale plac przed katedrą wcale nie był taki przepełniony. Ludzie dochodzili, siadali pod jej murami, z ulgą zdejmowali buty i robili sobie zdjęcie. To był typowy widok. 


Co było najmocniejszym przeżyciem tej pieszej wędrówki? 

– Nad tym długo się z siostrą zastanawiałyśmy, ponieważ każdy nas o to pyta. Doszłyśmy do przekonania, że był nim moment, kiedy pokonałyśmy najwyżej położony punkt na trasie, czyli wspominaną już wcześniej górę Alto do Poyo. Ostatni odcinek był bardzo stromy i do albergu dowlekłyśmy się kompletnie wyczerpane. O tyle piękniejsze było przebudzenie, kiedy rano powitał nas wschód słońca, a cała okolica rozciągała się pod naszymi stopami. 





Może Cię zainteresować.