Chcę poznać ten region | 15.09.2018
Andrew Balcom Linder jest od września asystentem w nauce języka angielskiego w Polskim Gimnazjum w Czeskim Cieszynie. W pierwszym semestrze będzie spotykać się na lekcjach z uczniami klas trzecich i czwartych, natomiast w drugim półroczu będzie przychodzić na zajęcia do klas pierwszych i drugich.
Ten tekst przeczytasz za 3 min.
Andrew Balcolm Linder pochodzi z Pensylwanii. Jest absolwentem slawistyki na prestiżowym Uniwersytecie Brown. Fot. BEATA SCHONWALD
Spędzenie całego roku szkolnego w Polskim Gimnazjum w Czeskim Cieszynie to był pana wybór czy ktoś inny o tym zadecydował?
– Wybór Republiki Czeskiej był moim wyborem, natomiast wybór Polskiego Gimnazjum w Czeskim Cieszynie to była sprawa Komisji Fulbrighta, która jest organizacją międzyrządową działającą na linii Ministerstwo Spraw Zagranicznych Stanów Zjednoczonych i Ministerstwo Szkolnictwa w RC. To oni polecili mi tę szkołę.
Czy o wyborze Republiki Czeskiej przesądził fakt, że ukończył pan slawistykę?
– Tak. Na uniwersytecie przez rok uczyłem się języka czeskiego oraz wiele lat poświęciłem na naukę języka rosyjskiego. Stąd wybór Komisji Fulbrighta padł właśnie na to gimnazjum, ponieważ stawia na naukę języka czeskiego i polskiego, a to z kolei koresponduje z moimi slawistycznymi zainteresowaniami.
Skąd się wzięły u pana te słowiańskie zainteresowania?
– Zawsze bardzo lubiłem podróże i nowe języki. W czasie nauki w szkole średniej skorzystałem z okazji, żeby wyjechać do Rosji i zacząłem uczyć się języka rosyjskiego. Potem pojechałem tam jeszcze dwa razy. Sumując te wszystkie pobyty, w Rosji spędziłem trzynaście miesięcy. W Republice Czeskiej to jednak moja pierwsza wizyta. Podobnie zresztą w sąsiedniej Polsce. Obu języków, zarówno czeskiego, jak i polskiego, chciałbym się nieco poduczyć. Cieszę się, że pierwsze kroki zostały w tym kierunku już poczynione i udało się załatwić prywatne lekcje.
Z jakimi oczekiwaniami pan tutaj przyjechał?
– Pierwsza rzecz to nawiązanie jak najlepszych relacji ze szkołą – z dyrektorem i nauczycielami, przede wszystkim jednak z uczniami. Bardzo mi bowiem zależy, żeby być postrzegany przez nich nie tylko jako nauczyciel oraz osoba reprezentująca kulturę amerykańską, ale też jako przyjaciel, do którego w każdej chwili można podejść i zapytać o radę oraz z którym można po prostu ot, tak pogadać. Chciałbym też nawiązać dobre relacje z całym tutejszym społeczeństwem. Chcę, żeby ludzie mnie znali, zwracali się do mnie, zapraszali mnie na swoje imprezy, pokazali ten region. Lubię zawierać nowe znajomości, interesuje mnie wszystko, co jest związane z tym krajem i chciałbym go zwiedzić. Ze swojej strony mam też jednak kilka propozycji. Jedną z nich jest klub filmowy. Chciałbym pokazywać w szkole filmy amerykańskie lub angielskojęzyczne, które uważam za ciekawe lub takie, które mogłyby pomóc w nauce języka angielskiego. Innym moim pomysłem są nieformalne spotkania poza szkołą raz lub dwa razy w tygodniu. Na takie spotkanie może przyjść praktycznie każdy zainteresowany rozmową i to niekoniecznie po angielsku, bo może być też trochę czeskiego i polskiego. Bardzo mi bowiem zależy na pokonaniu tej niewidzialnej bariery istniejącej między nauczycielem i uczniem i przekonanie młodzieży, że jestem tu dla niej.
Całą rozmowę Beaty Schönwald znajdziecie w rubryce "Gimplok" w weekendowym wydaniu "Głosu" z 15.09.2018.