Q-commerce (z
angielskiego quick commerce – szybki handel) puka już do drzwi czeskiego,
morawskiego i śląskiego konsumenta. Czy ma jednak szansę w kraju, gdzie o
klienta walczy nie tylko ok. 240 tys. tradycyjnych sklepów stacjonarnych, ale
także dynamicznie się rozwijająca sieć „zwykłych” sklepów internetowych, w
których ciągle jeszcze króluje tzw. model Next Day Delivery, czyli dostawy w
kolejnym dniu od złożenia zamówienia?
Na razie szybki handel ledwo raczkuje (choć na świecie ma się już całkiem dobrze). Ale to może się zmienić już w niedalekiej przyszłości. Q-commerce to model, który zakłada dostawę produktów w maksymalnie kilkadziesiąt minut od momentu złożenia zamówienia. Wystarczy kilka kliknięć w odpowiedniej aplikacji i już można czekać na kuriera. Przygotowujemy na przykład obiad i w ostatniej chwili stwierdzamy, że czegoś nam brakuje. Zamiast biec do najbliższego sklepu, składamy szybkie zamówienie przez Internet i po 20 minutach mamy wszystko na stole.
Na razie w dużych miastach
Firm, które swoją przyszłość kojarzą właśnie z q-commerce, przybywa na całym świecie. Na przykład niemiecka platforma Corillas działa nie tylko w 15 tamtejszych miastach, ale także w Holandii, Wielkiej Brytanii, Włoszech czy Belgii. Firma ma już swoją filię także w Nowym Jorku, skąd zamierza ekspandować do innych miast Ameryki. Zamówienia realizuje, korzystając z własnych magazynów. Dostawa z magazynu do klienta ma zajmować około dziesięciu minut, przy czym zamawiający będzie mógł wybierać z ok. 2 tys. produktów. Podobny model działania realizują także inne niemieckie firmy, takie jak start-up Flink czy Delivery Hero, a także np. fiński Wolt. Zarówno Delivery Hero, jak i Wolt działają także w Republice Czeskiej. Delivery Hero już sześć lat temu kupił spółkę DámeJídlo.cz.Oprócz dań restauracyjnych dostarcza teraz klientom także produkty z niektórych sklepów sieciowych. Na realizację zamówienia czeka się podobno nie dłużej niż pół godziny. Oczywiście tylko w nielicznych miastach, gdzie firma świadczy swoje usługi. Na przykład firma Wolt działa póki co w ośmiu miastach, najwięcej klientów ma w Pradze i Brnie. Teraz na czeski rynek wchodzi włoski start-up Everli. Firma nie ma własnych magazynów ani własnych zapasów. Kurierzy po prostu jadą po zamówiony towar do zwykłych supermarketów i klientowi przywożą go przed upływem godziny. Everli miałby, zgodnie z planami, działać na terenie Pragi, Brna i Ostrawy. Chrzest bojowy firmy zajmujące się szybkim handlem przeszły w czasie pandemii, kiedy to ludzie z wiadomych przyczyn niechętnie wychodzili z domu. Dochody Delivery Hero w ubiegłym roku były dwa razy wyższe, aniżeli w roku przed atakiem koronawirusa. Firma zrealizowała ok. 1,3 mld zamówień. Po lockdownach co prawda część klientów wróciła do sklepów tradycyjnych i do dawnych konsumenckich przyzwyczajeń, część jednak już zasmakowała w usługach sklepów internetowych. Także tych, które prowadzą szybki handel. Tak czy owak, q-commerce prawdopodobnie jeszcze długo będzie raczej domeną większych miast. Rozwijać się może też w dużych osiedlach mieszkaniowych stanowiących „sypialnie” wielkich miast. W mniejszych miejscowościach, oddalonych o kilkadziesiąt kilometrów od ośrodków miejskich, q-commerce nie będzie miał szans, ponieważ nikomu nie będzie się to opłacało.
E-commerce zmienia nasze życie
Szybki internetowy handel stawia w Republice Czeskiej dopiero pierwsze kroki. Ze względu na to, że z roku na rok przybywa konsumentów doceniających zalety przeróżnych e-shopów, należy sądzić, że także q-commerce szybko się u nas zadomowi. Jak rozwój handlu internetowego zmieni oblicze naszych miast i osiedli, a co za tym idzie – nasze życie codzienne, zachowania, przyzwyczajenia i priorytety, pokaże czas. Na pewno zamawianie i kupowanie towarów w sieci ma swój niezaprzeczalny urok i mnóstwo zalet. Widoczne było to bardzo wyraźnie w czasie długich i męczących lockdownów. Ale ma też i spore minusy. Niektórzy konsumenci, a także samorządowcy obawiają się też, że w miarę, jak będzie się rozwijać rynek internetowy, stopniowo zaczną znikać z naszego krajobrazu małe i większe sklepiki i sklepy, często mające wieloletnią tradycję i dające utrzymanie nieraz całym rodzinom. Teraz mamy wybór: Możemy wyjść z domu, wpaść do ulubionego sklepu czy galerii, obejrzeć, dotknąć, przymierzyć rzecz, którą chcemy kupić. Albo, przeciwnie, możemy skorzystać z możliwości nowoczesnych technologii – i czekać na przybycie kuriera. Dobrze byłoby chyba mieć taki wybór jak najdłużej.
Artykuł jest dostępny też w papierowej wersji "Głosu", w cotygodniowej rubryce "Grosz do grosza".