Bronisław Liberda – człowiek spełniony | 15.01.2025
Bronisławowi Liberdzie, nietuzinkowej postaci świata kultury, został
poświęcony wykład Międzygeneracyjnego Uniwersytetu Regionalnego PZKO (MUR),
jaki w czwartek 9 stycznia w czeskocieszyńskim klubie „Dziupla” poprowadziła
Renata Putzlacher, poetka, tłumaczka i publicystka. – To dla mnie bardzo
osobiste spotkanie – wyznała dzieląc się z publicznością swoimi wspomnieniami o
wyjątkowym zaolziańskim malarzu, ilustratorze, muzyku i reżyserze, który przez
lata rysował m.in. dla „Głosu Ludu”.
Ten tekst przeczytasz za 8 min. 45 s
Postać Bronisława Liberdy przypomniała w „Dziupli” Renata Putzlacher (z pierwsza z lewej). Fot. Łukasz Klimaniec
Styczniowy wykład MUR-u spotkał się z bardzo dużym zainteresowaniem – w
klubie „Dziupla” zjawili się słuchacze z różnych stron regionu, którzy znali
zmarłego w 2020 roku Bronisława Liberdę. Renata Putzlacher zabrała publiczność
w osobistą podróż po życiu malarza i rysownika, z którym po raz pierwszy
zetknęła się w Teatrze Lalek „Bajka”. – Znaliśmy się z Bronkiem także z
osiedla, spotykaliśmy się w sklepie czy w kiosku, gdzie były numery pism, w
których Bronek publikował swoje obrazki – przyznała.
Wzruszający zapach kadzidła
Bronisław Liberda urodził się w 1937 roku. Był świadkiem czasów, kiedy
powstawały zaolziańskie pisma i organizacje („Głos Ludu”, „Zwrot”, PZKO, Sekcja
Literacko-Artystyczna przy ZG PZKO, Teatr Lalek „Bajka”, Scena Polska), w
których potem aktywnie się udzielał.
„Urodziłem się w sobotę, 28 sierpnia 1937 roku w Trzyńcu. Urodziłem się
bez instruktarzu obsługi i do dziś są ze mną kłopoty” – pisał w notkach.
Wskazywał, że jego dziadek nazywał się Konrad Dänemark. „Z takiej polskiej
rodziny pochodzę… Kim jestem?” – pytał siebie w swoich zapiskach. Uważał, że
nazwisko, imię, narodowość i religia są pamiątką po rodzicach. – Tej pamiątki
strzegę i nikt mi jej nie zabierze. Kto się jej zrzeka, zrzeka się rodziców –
podkreślał w zapiskach.
Fot. Łukasz Klimaniec
Renata Putzlacher wyznała, że to stwierdzenie jest jej bliskie, bowiem
jej przodkowie ze strony dziadka pochodzili z Grazu, ale cała rodzina jej mamy
wywodzi się z polskiej strony Śląska Cieszyńskiego.– Mama mojego taty pochodzi z Ustronia, a moja mama ze Skoczowa, więc
Śląsk Cieszyński jest moją małą ojczyzną – przypomniała.
Sam Liberda podkreślał, że jego ojciec wywodził się z rodziny
robotniczej, był komunistą i pracował w Hucie Trzynieckiej. Jego matka
pochodziła z rodziny, w której dziadek był szewcem i organistą w kościółku w
Lesznej Górnej. „Przychodziłem tu z nim, siadałem obok niego przy organach i słuchałem
muzyki oglądając nabożeństwo. Tu rodziło się moje zamiłowanie do muzyki i
mistyki. Sam potem byłem organistą, a w dzieciństwie ministrantem. Do dziś
wzruszają mnie zapach kadzidła i muzyka organowa” – pisał Bronisław Liberda.
Chciał być kompozytorem. W wieku 13 lat napisał utwór na fortepian.
Zdawał nawet egzamin na akademię muzyczną w Brnie. „Przyjęliby mnie, gdybym
ukończył ostatni rok konserwatorium. Niestety tata postanowił, że będę
nauczycielem (co za pomyłka!). Z muzyką nie rozstałem się do dziś, towarzyszy
mi stale” – zapisał.
Parówki i herbata
Bronisława Liberdę naznaczyła huta. Wyrósł w robotniczym środowisku,
jak przyznał – „w krajobrazie dymów, ognia, żelaza”. Choć Beskidy były
niedaleko, nie poznał ich za młodu – zakurzona ulica była jego placem zabaw. Po
maturze w orłowskiej szkole pedagogicznej tylko przez rok poświęcił się
pedagogice. Na szczęście, bo – jak zanotował – „Zaolziacy jako tako się
prezentują, a byłoby gorzej, gdybym uczył ich dłużej”.
Urodziłem się w sobotę, 28 sierpnia 1937 roku w Trzyńcu. Urodziłem się bez instruktarzu obsługi i do dziś są ze mną kłopoty
Od początku zdradzał wielki talent. Paweł Kubisz o 19-letnim Liberdzie
pisał na łamach „Głosu Ludu” w 1957 r., że jeśli nie zaniedba swych możliwości,
to „może stać się z niego doskonały malarz szkicownik, który, jak to zrobili
Franciszek Świder, Rudolf Żebrok czy Gustaw Nowak, przebije się poprzez
skorupkę kraju i będzie wystawiał swe prace nie tylko w Cieszynie i Ostrawie,
ale i… Pradze. Przejdzie z opłotków regionalnych na trakt ogólnopaństwowy”.
Bronisław Liberda nie tylko nie zaniedbał, ale rozwinął swoje talenty.
Dusza artystyczna ciągnęła go do twórczych zajęć. W Teatrze Lalek „Bajka” został
kierownikiem artystycznym, ale tak naprawdę był tam człowiekiem-orkiestrą:
reżyserem, scenografem, autorem kukiełek, aktorem, muzykiem. Wprowadził postać żywego
człowieka między lalki. Renata Putzlacher przypominając sukcesy i wyjazdy
festiwalowe „Bajki” prowadzonej przez Liberdę wskazała, że ta lalkowa scena
była znana, lubiana i doceniania. Jednak Liberda nie bał się powiedzieć, że
była to praca na marginesie, bo sztuka dla dzieci nie była doceniana.
„Latem, zimą, w pogodę i niepogodę, codziennie odwiedzaliśmy dwie
szkoły, montowaliśmy dekoracje, zasłanialiśmy okna i przez godzinę cieszyliśmy,
straszyliśmy dzieci. Po przedstawieniu częstowano nas parówkami i herbatą.
Opuściłem zespół, gdy zaczynało mi brakować pomysłów i popadałem w stereotypy”
– wyznał w notatkach.
Dusza artystyczna ciągnęła go do twórczych zajęć. W Teatrze Lalek „Bajka” został kierownikiem artystycznym, ale tak naprawdę był tam człowiekiem-orkiestrą
Wspólnie z Kazimierzem Jaworskim i Władysławem Sikorą stworzyli
nieformalną grupę „Trójkąt Bermudzki”. On sam malował, a swoje prace
wystawiał w Czechach, w Polsce i na Słowacji. W latach 80. został autorem serii
wieczorynek dla Telewizji Czechosłowackiej, za które w 1989 roku
otrzymał nagrodę na Festiwalu Twórczości Animowanej w Czeskich
Budziejowicach. Zasłynął z ponad tysiąca żartów rysunkowych dla dorosłego
czytelnika, które miały refleksyjno-filozoficzny charakter. Ale był zdania, żejako plastyk najbardziej przysłużył się dzieciom. Setki ilustracji, seriali
w czasopismach, dziesiątki scenografii w teatrze lalek, dobranocki w telewizji…
Najwięcej zadowolenia przyniosła mu współpraca z dziecięcym czasopismem
„Sluníčko”, gdzie w redakcji spotkał się z czołówką czeskich ilustratorów. Jego
prace ukazywały się w renomowanych pisemkach dla dzieci w Czechosłowacji, w
Polsce, w ZSRR. „Wszystko skończyło się po aksamitnej rewolucji, kiedy zaczęły
się pojawiać kiczowate rysunki z Zachodu” – konstatował.
Pisarz, filozof, myśliciel
Liberda zwracał uwagę na to, że nie jest działaczem, nie organizuje
imprez, nie jest folklorystą, ale jest Polakiem. A to dla niego najważniejsze. Był
ściśle związany z polską kulturą i polską sztuką, ale jednocześnie cenił sztukę
czeską czy słowacką.
– Nigdy nie chciał powiedzieć, że jest pisarzem, filozofem lub
myślicielem. Ale jego teksty są piękne literacko – podkreśliła Renata Putzlacher.
Zaznaczyła, że Bronisław Liberda był szczodry, miał dobre serce i cieszył się,
że młodsza generacja nie zapomina o twórcach z przeszłości. Prezentując zdjęcia – te z archiwum rodzinnego, jak i wykonane przy
różnych artystycznych okazjach – Renata Putzlacher opowiadała o życiu
Bronisława Liberdy, jego twórczości i podejściu do różnych spraw.
– Gdyby Bronek wiedział, że jest tematem MUR-u, to chyba powiedziałby
do nas, mnie i Ewy Sikory: „dziołchy, cóż wy robicie, nie wygłupiejcie się”. Bo
zawsze był bardzo skromny – podkreśliła prezentując wydaną w 2022 publikację
„Bronisław Liberda. Notatki o życiu, Zaolziu, sztuce i przemijaniu”. Wyznała,
że ta książka jest jej długiem wdzięczności, bowiem kilka lat przed śmiercią
Liberda wysłał jej swoje notatki. – Tych notatek jest mnóstwo, a trzeba było
wybrać. Wybrałam takie, za które Bronek by się nie wstydził – stwierdziła.
Kilka z nich słuchacze MUR-u mieli okazję przeczytać podczas
prezentacji. I przyznać, że niektóre nie straciły na czasie…
Złote myśli Bronisława Liberdy
„Demokracja jest chwilą odpoczynku dla dyktatorów” (1992)
„Im głupszy naród, tym silniejszy polityk. Głupota sprzyja władzy”
(2005)
„Lepiej być zapomnianym, niż źle zapamiętanym. Lepiej być dobrym
człowiekiem, niż dobrym plastykiem” (2006)
„Kto chce coś znaczyć na Zaolziu, musi być ewangelikiem i folklorystą”
(2009)
„Koniec świata, o którym teraz głośno, zaczyna się w naszych sercach. Lodówki
mamy pełne, a serca puste” (2012)
„W demokracji widać wszystkie wady, o których w czasach totalitaryzmu
nie wiedzieliśmy. Trzymaliśmy się razem i czekaliśmy na lepsze czasy. Teraz je
mamy. Każdy dba o swoją karierę, kłócimy się, zazdrościmy sobie sukcesów,
odradza się szowinizm, rasizm, brakuje tolerancji. Dziś wszystko można,
wszystkiego jest w bród, ale czegoś brakuje. Solidarności, współczucia,
kultury” (2013)
„Sens życia jest w rodzinie” (2014)