piątek, 19 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Alfa, Leonii, Tytusa| CZ: Rostislav
Glos Live
/
Nahoru

Pop Art: Broad Peak (recenzja) | 02.10.2022

Będzie zimno, niegościnnie, ale zarazem budująco. Jak mawia mój redakcyjny kolega Tomasz Wolff, góry są nie tylko po to, żeby je podziwiać, są tu dla nas, by je zdobywać.

Ten tekst przeczytasz za 5 min. 45 s
Dla Macieja Berbeki (w tej roli Ireneusz Czop) góry były wszystkim. Fot. mat. prasowe

RECENZJA

BROAD PEAK

O tym filmie mówią ostatnio wszyscy. „Broad Peak”, który oprócz festiwalu w Gdyni i niewielu odsłon w multipleksach od razu trafił do ramówki serwisu streamingowego Netflix, jest hołdem złożonym Maciejowi Berbece, który zginął 6 marca 2013 roku na stokach Broad Peak w paśmie Karakorum. O tamtej wyprawie polskich himalaistów, zorganizowanej przez utytułowanego Krzysztofa Wielickiego, było głośno na całym świecie, ale niestety najgłośniej za sprawą tragicznego finału. O szczegółach finału widz dowiaduje się jednak wyłącznie z napisów końcowych. Właśnie sposób, w jakim reżyser Leszek Dawid moim zdaniem trochę przydusił potencjał swojego filmu, daje do myślenia, ale, jak zdradzę na końcu recenzji, twórca miał swoje powody. „Broad Peak”, który z powodu licznych nieprzychylności losu (włącznie z pandemią) na swoją premierę czekał bite osiem lat, jest filmem nierównym, ale na pewno wartym obejrzenia. 

Twórcom nie można odmówić odwagi realizatorskiej, „Broad Peak” kręcony był bowiem w naturalnych plenerach, na wysokości 5 tysięcy metrów w prawdziwej bazie pod szczytem K2. Nie skorzystano z bajerów w rodzaju „green screena”, które uwielbia Hollywood, wszystkie sceny w plenerze powstały z narażeniem zdrowia w temperaturze poniżej 26 stopni Celsjusza. Wiele do życzenia pozostawia natomiast narracja filmu, pozbawiona dynamiki w chwilach, które główni bohaterowie spędzają poza szczytami Himalajów.

Ireneusz Czop, który do roli Macieja Berbeki przygotował się bardzo sumiennie, trenując na siłowni oraz, co najważniejsze, biegając w górach, tylko pośród zwałów śniegu i lodu sprzedał najlepsze aktorstwo. W relacjach z żoną Ewą (Maja Ostaszewska) i synem aktor z powodu słabego scenariusza i nieco płytkich dialogów traci grunt pod nogami. Zejście z wierzchołków świata automatycznie oznacza bowiem brak interakcji z widzem, co po części można wytłumaczyć paraliżującym szacunkiem do rodziny zmarłego himalaisty. Sam Ireneusz Czop odniósł się do tego w trakcie filmowego festiwalu w Gdyni, mówiąc o krępujących chwilach związanych ze spotkaniem z rodziną Berbeki.

– Nie dlatego, że się ich bałem. Tylko miałem wrażenie, że wchodzę z butami w ich życie. Takie czułe i pokaleczone. Ewa Berbeka była wtedy chora. Synowie też nie wiedzieli, jak nas traktować. Przecież byliśmy trochę jak intruzi, którzy będą coś opowiadali o fantastycznym człowieku, jakim był Maciej Berbeka. W życiu filmowym rzadko mamy możliwość grania w autentycznych miejscach czy wejścia w prawdziwe buty bohatera. W moim przypadku tak było i to bez żadnej metafory. Pamiętam, jak Agata (Culak – kostiumolożka) przyniosła mi górskie buty, takie spatynowane. Fajne te buty, mówię. A ona mi odpowiada: to Maćka. Jakiego Maćka, pytam? No Maćka. Ale którego, dopytuję, bo Maćków było dużo na planie. I wtedy usłyszałem, że Berbeki. Trochę mnie wgięło, ponieważ one naprawdę pasowały – wspominał aktor. 

Obsada aktorska jest niewolniczo powiązana z poprzednimi polskimi produkcjami Netfliksa. Tak to działa również w innych krajach – aktorzy z izraelskich produkcji Netfliksa grają do upadłego w kolejnych… izraelskich serialach i filmach, podobnie jak Francuzi, Włosi czy Hiszpanie. Globalizacja w tej branży już dawno wyszła z mody, niestety ze stratą dla widza. W Krzysztofa Wielickiego wcielił się więc po najmniejszej linii oporu Łukasz Simlat („Rojst 97”, „Furioza”), skądinąd świetny aktor, tyle że słabo przypominający Wielickiego. W zespole szturmującym w 2013 roku Broad Peak znalazł się też Dawid Ogrodnik („Rojst 97”, „Najmro. Kocha, kradnie szanuje”, „Ostatnia rodzina”), który zagrał młodego himalaistę Adama Bieleckiego. Wybór Ireneusza Czopa też był pewnie podyktowany po części centralą, bo aktor – jakże inaczej – zagrał w serialu „Rojst 97”, zaś w październiku zobaczymy go w premierze innej polskiej produkcji dla Netfliksa, „Wielkiej Wodzie”.

Powrócę jednak w góry, kończąc z wybrzydzaniem. „Broad Peak” pomimo drobnych wad urody jest kinem światowym zrealizowanym z podniesionym czołem. Nikt wcześniej, włącznie z Ridley’em Scottem, Stevenem Spielbergiem i Martinem Scorsese nie odważył się nakręcić filmu ze środowiska alpinizmu na żywo na tak dużej wysokości, jak właśnie Polacy. Kamera Łukasza Gutta robi kolosalne wrażenie, jeżeli wziąć pod uwagę trudy, z jakimi musieli zmierzyć się wszyscy na planie. Tam faktycznie było cholernie zimno, najbliższy Starbucks znajdował się zaś w Islamabadzie. Z dwóch opisanych w filmie wypraw zdecydowanie lepsze wrażenie wizualne robi ta pierwsza – z 1988 roku prowadzona przez Andrzeja Zawadę na K2 – w ramach której Berbeka wspólnie z Aleksandrem Lwowem spróbowali po raz pierwszy zdobyć zimą Broad Peak (jako pierwsi w historii). Te obrazy pozostają z widzem na długo. Do skrytykowanego przeze mnie zbyt płaskiego finału całego filmu odniósł się reżyser, tłumacząc, że brak opisu akcji ratowniczej był celowym zabiegiem, żeby nie rozdrapywać ran. Pamiętam, że w 2013 roku wszyscy w redakcji na moment zamieniliśmy się w fachowców od górskich akcji ratunkowych. W lipcu 2013 roku na grani na wysokości około 8 tysięcy metrów odnaleziono ciało Tomasza Kowalskiego, drugiej ofiary wspinaczki. Wyprawa poszukiwawcza z inicjatywy brata Macieja Berbeki, Jacka, zakończyła się niepowodzeniem. Filmowy hołd oddany Berbece jest więc zarazem wyrazem szacunku okazanym wszystkim członkom tamtej tragicznej w skutkach wyprawy.

Janusz Bittmar


Może Cię zainteresować.