Pop Art: lato z dreszczykiem, czyli serial »Za zasłoną« | 07.07.2024
Szpiegowski
serial na długie letnie wieczory „Za
zasłoną” (w oryg. „The Veil”), oto najnowsza propozycja w rubryce Pop Art.
Ten tekst przeczytasz za 3 min. 45 s
Elizabeth Moss w roli agentki MI6 Imogen Stalter.
Jeśli polubiliście „Homeland”, serial-legendę z gatunku
szpiegowskich produkcji, najnowsza propozycja serwisu streamingowego Disney+,
sześcioodcinkowy serial „Za zasłoną” (w oryg. „The Veil”) przypadnie wam do
gustu. Z jednym dodatkiem ode mnie: „Homeland”, który doczekał się aż ośmiu
sezonów, przy czym właśnie ósmy był moim zdaniem najlepszy, jest serialem
znacznie bardziej rozbudowanym – zarówno pod względem psychologii postaci, jak
też scenariusza. Twórcy serialu „Za zasłoną” mieli najlepsze intencje, żeby
stworzyć frapujące widowisko na ekranie, ale udało im się to tylko częściowo.
W idealnym odbiorze przeszkadzał mi głównie nierówny poziom
poszczególnych odcinków. Wbrew serialowym zasadom najciekawiej jest tu na
starcie, a im bliżej finału, tym więcej jest patosu, w którym gubią się zarówno
aktorzy, jak też widzowie. To wciąż jednak ponadprzeciętny serial szpiegowski,
w którym każdy znajdzie coś dla siebie.
Elizabeth Moss tym razem zadumana. Fot. mat. prasowe
Na potrzeby serialu wybrano atrakcyjne lokacje ze stolicą
Francji, Paryżem, w roli głównej. Szpiegowskie intrygi dzieją się też m.in. w
Stambule i Londynie, a oba miasta w tym gatunku zawsze potrafią być
niesamowicie fotogeniczne. Producent i scenarzysta w jednej osobie, Steven
Knight, który zasłynął jako twórca kultowej już serii „Peaky Blinders”,
podszedł do swojego nowego dziecka w sposób bardzo tradycyjny. Długie dialogi i
w sam raz dynamiczna akcja przywołują skojarzenia z książkami Johna Le Carré,
zaś wplątywane raz po raz dowcipne riposty protagonistów serialu przypominają
stylistyką Iana Fleminga i jego Jamesa Bonda. Za reżyserię wziął się natomiast
duet Daina Reid i Damon Thomas.
Serialem „Za zasłoną” rządzą jednak nie mężczyźni, a
kobiety. Tu również łatwo znaleźć skojarzenia z „Homelandem”, w którym
brylowała Claire Danes. Steven Knight postawił w serialu na europejską urodę
Elisabeth Moss, aktorki znanej głównie z dystopii „Opowieść podręcznej”, oraz na
arabskie wdzięki Yumny Marwan („Little Birds”). Moss, która wcieliła się w
postać Imogen Salter, agentki brytyjskiego wywiadu MI6, najlepiej
poradziła sobie z zawiłościami scenariusza. W sytuacjach najbardziej
karykaturalnych zaskakuje niczym Daniel Craig w roli agenta 007, nokautując
przeciwników niekonwencjonalnymi środkami, np. znakiem drogowym.
Josh Charles w roli agenta CIA Maksa Petersona. Fot. mat. prasowe
Jej główne zadanie polega na rozszyfrowaniu prawdziwych
zamiarów podejrzanej o współpracę z terrorystami z ISIS Adilah El Idrissi,
Francuzki arabskiego pochodzenia, uprowadzonej z obozu dla uchodźców. Serial
najlepiej ogląda się właśnie w momentach interakcji pomiędzy głównymi
przedstawicielkami, mężczyźni stanowią wyłącznie tło i często jest to tło
bardzo komiczne. Gatunki dramaturgiczne pomylono głównie w przypadku Josha
Charlesa wcielającego się w agenta CIA Maksa Petersona. Oderwanemu zupełnie od
standardów szpiegowskiej logiki Petersonowi nie zleciłbym nawet zamówienie
lodów w cukierni.
Nie będę zdradzał szczegółów serialowej akcji, która
najmocniej trzyma się kupy na starcie, a najsłabiej w finale, dodam tylko, że z
dużym prawdopodobieństwem doczekamy się kontynuacji. Nie miałbym nic przeciwko
temu, tym bardziej że w drugich sezonach twórcom często udaje się usunąć
usterki z poprzedniej części, a „Za zasłoną” posiada takich potknięć całkiem
dużo.