sobota, 18 stycznia 2025
Imieniny: PL: Beatrycze, Małgorzaty, Piotra| CZ: Vladislav
Glos Live
/
Nahoru

Pop Art: terapia muzyką The Smile | 08.05.2024

W najnowszym wydaniu Pop Artu recenzja ostatniej płyty brytyjskiej grupy The Smile, będąca lekiem na chandrę związaną z długim czekaniem na… nowy album Radiohead. 

Ten tekst przeczytasz za 3 min. 45 s
The Smile, czyli przemyślane muzyczne lekarstwo na lęki świata. Fot. mat. prasowe
W oczekiwaniu na nową płytę brytyjskiej grupy Radiohead polecam terapię muzyką trzonu zespołu, wokalisty Thoma Yorke’a i gitarzysty Jonny’ego Greenwooda, którzy do nagrania drugiego albumu projektu The Smile ponownie zaprosili perkusistę Toma Skinnera z grupy Sons of Kermet. Niespełna półtora roku po debiucie „A Light for Attracting Attention mamy drugi album z premierowym materiałem tria, „Wall of Eyes”. Jeszcze lepszy, bo spójniejszy stylistycznie, pozbawiony zapychaczy. Ot taki, jaki chcieliby otrzymać fani Radiohead, niecierpliwie wypatrujący kontynuacji „A Moon Shaped Pool” (2016).

Trzeba z ręką na sercu zaraz na wstępie przyznać, że „Wall of Eyes” jest typowym graniem w stylu Radiohead , tyle że pod szyldem The Smile. Gdybym był paranoikiem, to mógłbym odnieść wrażenie, że Thom Yorke i Jonny Greenwood dyskretnie przygotowują słuchaczy do obwieszczenia wiadomości o zawieszeniu Radiohead. Bo w trójkę pewnie raźniej, dynamiczniej i taniej… No dobra, bez przesady, nowe wydawnictwo kultowej formacji pewnie ujrzy światło dzienne jeszcze w tym stuleciu, ale zanim to nastąpi, delektujmy się „Wall of Eyes”. Warto.



Są płyty, które znużą się za drugim, trzecim przesłuchaniem i rzadko do nich wracamy. W przypadku tego albumu jest odwrotnie. Z płyty emanuje coś w rodzaju życiowej energii zapisanej na pięciolinii, aby ją przyjąć, wcale nie musimy być wielkimi fanami art rocka. Wartością dodaną „Wall of Eyes” jest bowiem kult prostej piosenki, nie tyle przemycanej ukradkiem w trudnych aranżacjach, co wywoływanej do tablicy w roli głównej gwiazdy. Na poprzednim albumie było nieco inaczej – Yorke z Greenwoodem nie ustrzegli się pewnego dramaturgicznego chaosu, przeplatając art rocka z punkiem, a wiadomo, oba style stoją w przeciwieństwie do siebie jak jing i jang w chińskiej filozofii. Teraz to nośne piosenki, ubrane w gustowny kaftan, dominują tej płycie, co skłania do powrotów. Wracam do tego albumu bardzo często, zwłaszcza w chwilach zmęczenia, ładując akumulatory na następny dzień.

Czy polecić Wam jakiś konkretny utwór? Jeśli tak, to koniecznie rozbudowany na osiem minut „Bending Hectic”, składający się z kilku przyklejonych do siebie elementów. Nie brakuje post-rockowych grzmotów w połączeniu z art rockową łamigłówką, są mocne gitary – nawet jak na Greenwooda – przede wszystkim zaś jest energia, o której wspominałem na wstępie recenzji. Wyłapując kolejne perełki, nie sposób zapomnieć o „Friend of a Friend”, napisanej w stylu The Beatles, od których uczyli się prawie wszyscy wielcy w świecie rocka i muzyki pop w XX wieku. I jak widać również w nowym stuleciu nic się w tej materii nie zmieniło. Singlowy „Read the Room” najbardziej zbliżony jest z kolei do stylistyki poprzedniego albumu The Smile. Zamiast punkowej ekspresji otrzymujemy jednak typowo rockowe danie z przystawkami i cytatami z Radiohead czy Talk Talk.



W warstwie lirycznej „Wall of Eyes” ociera się o lęki i radości współczesnego świata. Thom Yorke tak ma, lubi i musi reagować na otaczający go świat, żeby nie zwariować. Wszyscy wielcy poeci ratowali się przed obłędem przelewaniem myśli na kartki papieru, a mierzący 166 cm wzrostu Yorke należy do grona wielkich. Bez jego liryki, wrażliwości, twórczość Radiohead oraz The Smile byłaby inna, mniej dołująca, ale zarazem mniej piękna. A dążenie do piękna jest esencją życia.



Może Cię zainteresować.