Znachor. Kultowa ekranizacja Jerzego Hoffmana doczekała się godnego wznowienia. Efekt? Sukces na Netflixie | 07.10.2023
Choć pomysł nakręcenia nowej ekranizacji powieści „Znachor” był
ryzykowny, to ryzyko się opłaciło. Tydzień po premierze film wyreżyserowany
przez Michała Gazdę z Leszkiem Lichotą w roli głównej święci triumfy nie
tylko Polsce. „Znachor” znalazł się na drugim miejscu zestawienia
najchętniej oglądanych produkcji nieanglojęzycznych platformy Netflix
W najnowszej adaptacji "Znachora" wcielił się Leszek Lichota. Na zdjęciu kadr z filmu "Znachor". Fot. mat. pras./Bartosz Mrozowski/Netflix
Twórcy „Znachora” mają powody do zadowolenia. Wbrew obawom, które
wyrażano po ogłoszeniu planu nakręcenia tego filmu, nowa ekranizacja zbiera
świetne recenzje. Co ważne, film podoba się nie tylko polskim widzom, przyzwyczajonym do kultowej ekranizacji z lat 80. Z danych Netfliksa wynika
bowiem, że na oglądanie „Znachora” widzowie na świecie poświęcili już ponad
27 mln godzin.
Film podbił serca publiczności w 59 krajach, dzięki czemu znalazł się w
pierwszej dziesiątce zestawienia najchętniej oglądanych produkcji
nieanglojęzycznych Netfliksa. Na pierwszym miejscu, poza Polską, jest w
Argentynie. Wysoko uplasował się także m.in. w Austrii, Belgii, Chorwacji, Francji,
Hiszpanii, Maroko, Peru, a nawet w tak odległych rejonach jak Bahamy, Jamajka,
Dominikana czy Nowa Kaledonia.
Twórcy "Znachora" mieli świadomość, że ich film będzie porównywany z kultową
ekranizacją Jerzego Hoffmana, ale uznali, że warto zaryzykować i opowiedzieć tę
historię na nowo.
- Wiedzieliśmy, że naszą adaptację ludzie będą porównywać z
poprzednimi, a niektórzy powiedzą nawet, że legendy się nie rusza. Ale moim
zdaniem się rusza i jeszcze nieraz legenda profesora Wilczura zostanie pewnie
poruszona - stwierdził w jednym z wywiadów Leszek Lichota, odtwórca roli profesora Wilczura. - Uważam, że każde pokolenie ma prawo opowiadać historię na nowo.
Kiedy to się dzieje za granicą i powstają nowe wersje 'Trzech muszkieterów',
Sherlocka Holmesa albo 'Narodzin gwiazdy', to przecież nikt nie ma nic przeciwko.
Język kina zmienia się tak samo jak nasza wrażliwość, dlatego pewne opowieści
trzeba aktualizować – dodał. Dane dotyczące oglądalności „Znachora” dowodzą, że pomysł, by na nowo
opowiedzieć historię profesora Wilczura, był strzałem w dziesiątkę.
„Znachor” to jedna z najbardziej wyczekiwanych polskich produkcji tego roku,
głównie dlatego, że opinię dzieła kultowego ma poprzednia ekranizacja
powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza z Jerzym Bińczyckiem w roli
tytułowej. Leszek Lichota pytano o to, co dał nowego tej postaci, stwierdził, że nieco inaczej na nią spojrzał.
- Nie ujmując mu niczego, co już znamy, co
w nim polubiliśmy i za co go cenimy, chciałem go troszeczkę „uziemić”, dać mu
bardziej ludzką naturę, ludzką twarz, może bardziej męską - wyznał. - Chciałem odrzeć go trochę z tak
zwanej świętości i chmurki, postawić na ziemi i opowiedzieć historię o mężczyźnie,
który traci tylko i aż pamięć. Historię, która jest osadzona w realiach lat 20. i 30.
ubiegłego wieku, ale zarazem będzie przedstawiona nowocześnie, jeśli chodzi o
emocje, relacje, zachowania ludzi po przeżytych traumach, tragediach - dodał.