czwartek, 25 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Jarosława, Marka, Wiki| CZ: Marek
Glos Live
/
Nahoru

I na Kościelcu już wiedzą wszystko  | 14.05.2019

Sala Domu Polskiego im. Żwirki i Wigury na Kościelcu wypełniona w niedzielne popołudnie po same brzegi. Przy zasłanych obrusami stołach siedzą starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni… 

Ten tekst przeczytasz za 2 min. 45 s
Fot. jot

Przez gwar biesiadnych rozmów przebija się nagle dźwięk dzwonu pamięci legendarnych lotników. Najpierw jedno uderzenie, potem dwa, a wreszcie trzy. Ale to nie jest zapowiedź wspomnieniowej akademii. To znak rozpoczęcia spektaklu „Wiym wszystko – czyli Kurzyni szkodzi zdrowiu” autorstwa Ireny i Jana Czudków w wykonaniu aktorów teatru amatorskiego z Milikowa, którzy przybyli tu na zaproszenie Miejscowego Koła PZKO w Stanisłowicach.

Przedstawienie rusza z warkotem autobusowego silnika (gdyż akcja sztuki dzieje się na przystanku). Co raz słychać wybuchy radosnego śmiechu. Publiczność zadowolona, uśmiech nie schodzi nikomu z ust. 

– Fajne to było – mówi prezes stanisłowickiego PZKO Bronisław Postuwka. – A ta pani to umiała mówić.
„Ta pani”, która trajkotała jak najęta to Helcia, która „wiy wszystko”, fantastycznie odegrana przez Dorotę Hótę.
– Pani w tej głównej roli była wyśmienita – potwierdza ogólne odczucia publiczności Władysław Niedoba z Kocobędza, a Marian Jochymek z Trzanowic, który oglądał już kilka występów milikowian na scenie i zawsze chętnie powraca na ich spektakle, dorzuca jeszcze:
– Bardzo dobrych aktorów tam mają, którzy świetnie przedstawiają nasz region Pan Kazimierz Sikora jako kontroler był niesamowity. 

 
 
fot. jot

 
Zadowolenia nie ukrywali i aktorzy.
– Publiczność reagowała bardzo dobrze, choć niektórych rzeczy, ludzie tutaj mogli nie znać i nie kojarzyć. Na przykład, gdy mowa jest, że ksiądz wyjeżdża z Jabłonowa do Zakopanego na skoki, albo że Renata Staszowska jest nauczycielką i tu, jako aktorka, mówiła sama ze sobą przez komórkę.
– Ale chcę jeszcze powiedzieć – dodaje reżyserka przedstawienia Halina Wacławek – że był tu taki pan, który mówił, że dawno się tak nie uśmiał jak teraz. I mówił: „Gdybym się nie wstydził, to ja bym się tak głośno śmiał, ale żona mi wciąż zwracała uwagę”. A ja mu mówię, że u nas w Milikowie ludzie się śmieją zupełnie w głos.
A zatem generalna uwaga na przyszłość – na spektaklach milikowian należy dać upust swej radości i nie przejmować się sąsiadem czy nawet własną połowicą.

 

 
Ale te wybuchy głośnego lub cichszego śmiechu mają jeszcze jednego autora. Dość cichego i skromnego, ale niech i jego nazwisko tu padnie, by i Czytelnicy „Głosu” wiedzieli wszystko. To Zbigniew Mrózek ze Stanisłowic, który pracuje wraz z mężem Haliny Wacławek. I któregoś dnia wpadł on na pomysł, by milkowska trupa wystąpiła gościnnie na Kościelcu. I w tym roku zdarzyło się to już po raz piąty.

 





Może Cię zainteresować.