Dasz widzom nadzieję?
– A jest w ogóle jakaś nadzieja?
Staram się jej szukać w życiu...
(cisza…)
Życie ma dwa pewne punkty: rodzimy się i umieramy. Między tymi dwoma punktami może zdarzyć się wiele. Dobrze, jeżeli mamy możliwość wyboru…
Chcesz przez to powiedzieć, że mamy wpływ na to, co się stanie?
– I tu jest ta kwestia nadziei. Chciałabym wierzyć, że mamy na to wpływ, mimo że mechanizmy społeczno-kulturowe są bardzo silne i determinują zachowanie człowieka. Funkcjonowanie w pewnych ramach powoduje, że z jednej strony czujemy się bezpieczniej (dzięki społecznym i kulturowym kodeksom postępowania), ale z drugiej strony jesteśmy przez nie zniewoleni. Takie pojmowanie kultury przedstawił Zygmunt Freud w książce „Kultura jako źródło cierpień”. Wydaje mi się, że funkcjonując w jakimkolwiek systemie, warto zachować zdrowy rozsądek, a przede wszystkim serce i empatię w stosunku do drugiego człowieka. W przeciwnym razie można zrobić bardzo dużo krzywdy. Trzeba się zastanawiać, jakie mechanizmy społeczne prowadzą do tego, że jesteśmy w stanie wzajemnie się niszczyć, bo to nie zwierzęcy instynkt zabijania. Zwierzę zabija, bo jest głodne. Tymczasem dopuszczamy do przemocy, wojen i obozów zagłady.
W „Opowieściach lasku wiedeńskiego” jedna z postaci, młody mężczyzna, używa skrajnie rasistowskich i antysemickich sformułowań, a nikt mu się nie sprzeciwia. Dlaczego nie reagują? Przyzwolenie, strach przed publicznym sprzeciwieniem się, zatajane podobne poglądy?
– Często jest tak, że artyści pewne rzeczy widzą wcześniej i to nie dlatego, że są profetami, tylko dlatego, że uważnie patrzą. „Opowieści lasku wiedeńskiego” powstały w 1931 roku, zaś sam Horváth nie dożył wybuchu wojny, zginął tragicznie rok wcześniej zabity przez upadającą gałęź podczas wichury. Za życia obserwował postępujący rozpad więzi społecznych, kryzys zaufania i empatii, dzielenie ludzi na „my” i „oni”.
Dramat Horvátha porusza również wątek emancypacyjny. Chcesz też opowiedzieć o współczesnej kobiecie?
– I tak, i nie. Historia Marianny, głównej bohaterki, rozgrywa się w świecie, w którym kobieta jest obywatelem drugiej kategorii i dlatego jej wybory życiowe wymagają tyle poświęcenia i odwagi. Rozmawiając z kobietami, często mam poczucie, że niektóre z nas zapominają, jak dużym dobrem jest bycie niezależną. Jak ważna dla kobiety jest możliwość samostanowienia o sobie. I jeśli w tym kontekście ktoś mnie zapyta, czy jestem feministką, to odpowiem, że tak. Prawo do samostanowienia i niezależności powinien mieć każdy człowiek bez względu na płeć, kolor skóry, narodowość czy wyznanie.
W tym kontekście przypomina mi się doskonała książka „Uległość” francuskiego pisarza Michela Houellebecqa. Podczas pracy myślałam również o Thomasie Bernhardzie, Michaelu Haneke, przede wszystkim „Białej wstążce” i „Kabarecie” Boba Fosse’a.
Nie zapominajmy jednak, że „Opowieści lasku wiedeńskiego” w warstwie fabularnej to przed wszystkim historia miłości, która z różnych powodów nie może się udać. To opowieść o rozpadzie relacji między ludźmi, którzy zakładają sobie na głowy różne klatki ideologii, stereotypów czy uprzedzeń.
Na scenie stanie dosłowna klatka…
– Projektu Jakuba Strączka. Razem z nim i Łukaszem Olejarczykiem, odpowiedzialnym za muzykę, po raz kolejny realizujemy spektakl w Teatrze Cieszyńskim. Tak jak w „Pannie Julii” Strindberga i „Plotce” Vebera poszukujemy pewnego rodzaju teatralności, która nie opiera się na realizmie. Nie odwzorowujemy ówczesnego wiedeńskiego, drobnomieszczańskiego świata.
***
Małgorzata Siuda: absolwentka Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach i Akademii Teatralnej w Warszawie, na Wydziale Reżyserii Dramatu. Reżyserka, kostiumograf i współtwórczyni muzyki i scenografii do przedstawień teatralnych. „Opowieści lasku wiedeńskiego” to czwarte przedstawienie, które reżyseruje na Scenie Polskiej Teatru Cieszyńskiego po „Czechow Tołstojowi powiedział żegnam” Miro Gavrana (2009), „Pannie Julii” Augusta Strindberga (2015) i „Plotce” Francisa Vebera (2017).