Chór „Canticum Novum” koncertował u katolików i ewangelików w Trzyńcu i w Karwinie-Frysztacie | 16.03.2023
Chór „Canticum Novum” Polskiego Towarzystwa Artystycznego „Ars Musica” wystąpił w niedzielę z dwoma koncertami pasyjnymi. Pierwszy odbył się w kościele katolickim pw. św. Alberta w Trzyńcu w przerwie pomiędzy dwiema mszami. Po raz drugi chórzyści zaśpiewali po południu w zborze Śląskiego Kościoła Ewangelickiego Augsburskiego Wyznania w Karwinie-Frysztacie.
Ten tekst przeczytasz za 1 min. 45 s
„Canticum Novum” w karwińskim zborze. Fot. BEATA SCHÖNWALD
Dzisiejsza niedziela jest trzecią
niedzielą postną i niesie nazwę „Oculi”. Ważne, na co patrzymy i czy patrzymy w
dobrym kierunku. Życzę wam, żeby ten czas postu był dla was błogosławionym
czasem, kiedy dostrzeżemy coś, czego wcześniej nie widzieliśmy, i dzięki czemu będziemy
patrzeć w dobrym kierunku – otworzył koncert pastor karwińskiego zboru Emil
Macura.
W tym konkretnym przypadku chodziło jednak
bardziej o wsłuchanie się w przekazywane treści. „Canticum Novum” wykonał trzynaście
utworów – jedenaście łacińskich i dwa w języku polskim. Tym ostatnim był „Czego
chcesz od nas, Panie” Józefa Świdera.
Chociaż na koncercie królowała łacina, słuchacze
wiedzieli, o czym chór właśnie śpiewa. Władysław Kubień wprowadzał ich bowiem w
tematy kolejnych pieśni cytatami z Pisma Świętego. Ponadto w programie koncertu
pod każdym utworem został zamieszczony jego krótki opis.
– Koncerty pasyjne organizowane są zawsze
przed Wielkanocą i opowiadają o męce i ukrzyżowaniu Chrystusa. Ja lubię te
koncerty ze względu na głębokie treści, jakie one przekazują. Chórowi, który prezentuje
pewien poziom artystyczny i który tworzą osoby dorosłe, które wiedzą już co to
śmierć, taki koncert pozwala o wiele lepiej się realizować niż np. w repertuarze
kolędowym Dla publiczności zaś wsłuchanie
się w te utwory bywa często wielkim przeżyciem – podsumował dyrygent chóru „Canticum
Novum” Leszek Kalina.
Tak było również w Karwinie. Oklaski,
jakie zgotowała chórowi karwińska publiczność, zdawały się nie mieć końca. Zespół
musiał więc jeszcze „dorzucić” jeden utwór na bis.