piątek, 19 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Alfa, Leonii, Tytusa| CZ: Rostislav
Glos Live
/
Nahoru

Na dobry początek | 18.09.2017

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 45 s
Joanna Jurgała-Jureczka. Fot. ARC

Utalentowany sztukmistrz, kuglarz, magik wyciągnie z kapelusza królika, bukiet sztucznych kwiatów, może białego gołąbka. Ale słowa? Słów się w kapeluszu nie przechowuje. A jednak! Kiedy Lilka (Pawlikowska-Jasnorzewska) opublikowała swoje piękne, kobiece wiersze o miłości, o zdradzie, o tęsknocie, wówczas jej kuzynka: Zofia Kossak powtórzyła za jednym z krytyków literackich, że oto mamy do czynienia z prestidigitatorstwem, pokazywaniem sztuczek, wytrząsaniem piórek z rękawa, czyli – wyjmowaniem słów z kapelusza. Nie zrozumiały się. Nie pierwszy i nie ostatni raz. A dziś? Która dziewczyna, kobieta, pani w pewnym wieku nie zaduma się i nie utożsamia z magicznymi słowami:

Nie widziałam cię już od miesiąca.

I nic. Jestem może bledsza,

trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,

lecz widać można żyć bez powietrza!”

(M. Pawlikowska-Jasnorzewska: „Miłość”)

 

I zrobiło się melancholijnie, ale nic dziwnego: jesień. A ja przecież jesienią zaczynam wyjmować słowa z kapelusza dla Was, Czytelnicy i dla Was – Czytelniczki. A ponieważ jestem kobietą, więc zapewne szczególnie dla Was, drogie panie, dziewczyny, kobiety w pewnym wieku. Obiecuję, że podzielę się tym, co odkrywam pracując w białych rękawiczkach (bo tak właśnie dotknąć można przeszłości w archiwach, w których szukam ludzkich historii), że często wspomnę o rodzinie Kossaków, bo tej familii poświęcam najwięcej czasu, ale opowiem też i o innych literatach, aktorach, ludziach spotkanych i przypadkiem, i nieprzypadkowo. Bo zdarza mi się, oprócz pisania swoich książek, wypytywać oficjalnie i nieoficjalnie o warsztat, plany, sposób tworzenia, o natchnienie i rzemieślniczą pracę tych, którzy tworzą. Najbliższe spotkanie, które poprowadzę, będzie rozmową z Janem Grzegorczykiem 28 września w cieszyńskiej Bibliotece Miejskiej. Już dzisiaj na nie zapraszam.

Teraz już przejdźmy do rzeczy. A rzeczą, o której trzeba powiedzieć na dobry początek, jest tytułowy kapelusz. Zaś jeśli kapelusz – to koniecznie należący do kobiety z rodu Kossaków. Choć lubiły je i Lilka (Pawlikowska-Jasnorzewska), i Madzia (Samozwaniec) - córki Wojciecha Kossaka, dziś wspomnę ich matkę, Marię z Kisielnickich.

Pochodząca z dobrej ziemiańskiej rodziny doskonale wiedziała, co kobiecie wypada, a czego nie wypada. Na pewno nie wypadło pokazywać się z gołą głową. A już zwłaszcza mężatce. Więc Maniusia o mało nie przypłaciła zdrowiem surowego wychowania. Na marginesie dodam, że podobno do końca życia chodziła w gorsecie, choć czasy się zmieniły, a jej córki ubierały się i zachowywały dość odważnie, jak przystało na kobiety nowoczesne i wyzwolone. Maria była z innego świata, z innej epoki, z innej bajki.

Razu pewnego, wyjechawszy z mężem z Krakowa, zorientowała się, że w podróż nie zabrała pudła z letnimi kapeluszami. To odkrycie na dobre zepsuło jej humor. Upał był nieznośny, a ona na głowie miała wprawdzie kapelusz, ale filcowy. Nie mogła go przecież zdjąć. Nie wypadało! W dodatku, kiedy stanęli w Warszawie, przekonała się, że ktoś z jej kieszeni wyciągnął portmonetkę, więc była niepocieszona, ponieważ mąż dał jej sto złotych „na warszawskie przyjemności”. Wiadomo już było, że zakupów nie zrobi, a Wojtek skrytykował ją za to, że wozi pieniądze po kieszeniach. Wszystkie nieprzyjemne przeżycia i filcowy kapelusz na głowie ostatecznie spowodowały, że kiedy mieli pojechać w dalszą drogę, zrobiło jej się niedobrze i nie mogła zrobić kroku. Przypadłość nazwała uderzeniem krwi do głowy i to z jej powodu nie wsiadła z mężem do powrotnego pociągu, choć bilety były już kupione.

Wcześniej zaś, podczas podróży poślubnej, w ciężkiej sukni, gorsecie, niewygodnych butach, w obowiązkowym kapeluszu na głowie wędrowała z Wojciechem po Tatrach. Znakomity malarz, obdarzony ułańską fantazją przystojny i uwodzicielski mężczyzna, nie miał chyba pojęcia, jak czuje się kobieta, której zgotował tego rodzaju przyjemności. Pokornie jednak i wytrwale młoda mężatka towarzyszyła swojemu Woniowi, aż w końcu, dotarłszy do schroniska, zemdlała. Cucił ją zaniepokojony i może wtedy dopiero zrozumiał, że podróż poślubna w skaliste Tatry nie była najlepszym pomysłem. W Wenecji jej gorset, sukienka i kapelusz byłby bardziej na miejscu. Kapelusz bowiem, zwłaszcza należący do kobiety, może dodać jej urody, pewności siebie i wdzięku, ale może też ograniczać i przeszkadzać. Postaram się, żeby kapelusz, z którego wydobywam słowa okazał się przydatny, funkcjonalny, twarzowy i nieodzowny.

 

Joanna Jurgała-Jureczka


Może Cię zainteresować.