To było osiem dobrych lat. Tyle że wszystko na tym świecie ma swój koniec, tym bardziej moja praca na Zaolziu. Przyszedł więc czas pożegnania.
W redakcji „Głosu” pojawiłem się 1 lipca 2013 r. i pamiętam, że pierwszą rzeczą, jaką napisałem, była krótka informacja o tym, że… Chorwacja stała się członkiem Unii Europejskiej. Przychodziłem zza Olzy, więc moja wiedza o Polakach żyjących w Republice Czeskiej była raczej standardowa, znaczy niewielka. Myślę jednak, że z czasem dowiedziałam się całkiem sporo. Wiem na przykład, że żyjąca tutaj społeczność potrafi człowieka z zewnątrz zaskoczyć, zadziwić, ale także mocno irytować. Słowem fascynuje. Przynajmniej tak było ze mną.
W moim życiu przyszedł jednak czas na zmianę. Zaczynam więc nową drogę. Nie wiem, dokąd mnie zaprowadzi, ale decyzja została podjęta. W głowie zostaną mi natomiast zaolziańskie obrazy, na przykład panorama Bystrzycy z dominującym nad wioską tamtejszym kościołem ewangelickim czy leniwie płynąca Olza w Wierzniowicach. Przede wszystkim jednak pamiętać będę ludzi. Zwłaszcza tych nieżyjących, których miałem zaszczyt poznać. Antoniego Szpyrca, pastora Bogusława Kokotka, Bronisława Liberdę czy zmarłego niedawno Tadeusza Smugałę. Natomiast z wieloma żyjącymi Zaolziakami na pewno nie zerwę kontaktów. Tego jestem pewien.
Poznałem bowiem tutaj wielu wartościowych i inspirujących ludzi. Wszystkim chciałbym podziękować. „Reporterka” na Zaolziu była arcyciekawym wyzwaniem zawodowym i cieszę się, że dane mi było się z nim zmierzyć. Mimo to mam nadzieję, że największe sukcesy wszyscy mamy jeszcze przed sobą.