Nie ma dnia, żeby w czeskich mediach nie pojawił się przynajmniej
jeden artykuł dotyczący upadku dostawcy prądu i gazu Bohemia Energy. Mają one
różny charakter – od typowo informacyjnych, przez poradnikowe, aż po takie,
które prezentują przekrój poglądów internautów.
O ile te pierwsze mają na celu przedstawienie sytuacji w możliwie obiektywny sposób i danie ludziom nadziei na wyjście z marazmu, te drugie, równie realistycznie pokazują rozmiar finansowej tragedii konkretnych ludzi na tle opinii tych, dla którym „od początku było jasne, że to oszuści” i którzy teraz całkiem otwarcie śmieją się z tych, co chcieli mieć tanio, a mają baaardzo drogo.
Gospodarka rynkowa ma to do siebie, że klient może wybierać między tym, co chce kupić i za ile chce kupić, a tym, czego kupować nie chce nawet w ofercie jeden plus jeden gratis. To naturalne, że chce kupić dobrze i tanio. Poza tym w przypadku większości produktów i usług ma możliwość wyboru między ceną i jakością. Jako przykład może posłużyć tu jajko od kury zamkniętej w klatce i od nioski korzystającej z przepisowego bio-wybiegu. Pierwsze kosztuje grosze, drugie znacznie więcej. Jeśli chcę jeść smacznie i zdrowo, decyduję się na droższą wersję. Nie znaczy to jednak, że jeśli nadarzy się okazja nabycia moich sprawdzonych bio-jajek za połowę ceny, rezygnuję z zakupu, bo kosztują za mało. Takie zachowanie byłoby nieoszczędne i nieroztropne zarazem. Czy da się przełożyć ten schemat na zachowanie klienta, który kupuje gaz lub energię? Myślę, że w pewnym sensie tak. Jak napisała bowiem jedna z internautek wypowiadająca się w artykule na „Novinkach” zawierającym opinie czytelników, klientami upadłej Bohemia Energy często byli ludzie, dla których liczyła się każda korona. W ich przekonaniu wybrali roztropnie i oszczędnie. Za niższą cenę dostawali przecież kompletny produkt – prąd i gaz przez 24 godzin na dobę. Czemu mieli coś podejrzewać, skoro właściciele spółki dysponowali majątkiem plasujących ich na 32. miejscu wśród najbogatszych Czechów...
Na razie nie wiadomo, jak w tej sytuacji zachowa się państwo. Najpierw musi utworzyć się rząd. Niemniej jednak już teraz słychać głosy „za” i „przeciw” pomocy poszkodowanym. W tych „przeciw” padają argumenty, że ludzie, których straszą teraz po nocach zaliczki za gaz wyższe od emerytury, sami są sobie winni. To był ich wybór. Racja. Ale czy tego samego nie można powiedzieć o kimś, kto wybudował dom blisko rzeki, który zabrała mu woda, albo na wietrznym wzgórzu, z którego tornado zerwało mu dach? Czy im też żałujemy tego, kiedy państwo chce z naszych podatków im pomóc?