Po pierwsze, niesie ogromny ładunek emocjonalny – chociaż jesteśmy mniejszością, liczymy się (albo inaczej, inni muszą się z nami liczyć, bo jesteśmy silną grupą, nie da się nas pominąć, nie da się nas nie zauważyć), jesteśmy zwarci, chyba nawet coraz mniej skłóceni, skoro „na górze” doszło do konsensusu. Liczymy się, bo mamy swój język, swoje szkoły, swoje media, a przede wszystkim całą rzeszę niestrudzonych działaczy, którzy pracę społeczną wyssali z mlekiem matki.
***
Po drugie, hasło niesie także – przynajmniej dla mnie – ważne przesłanie. Będziemy dalej się liczyć, kiedy wszyscy zadeklarujemy w przyszłorocznym Spisie Powszechnym polską narodowość. Wtedy będzie można nas dokładnie policzyć. Proste jak pięć metrów druta w kieszeni – jak słyszałem od jednego ze swoich nauczycieli dawno temu.
***
Dziesięć lat temu, przygotowując się do konkursu na stanowisko redaktora naczelnego „Głosu Ludu”, wymyśliłem proste hasło „Postaw na polskość”. Przyświecało kampanii przed Spisem Powszechnym 2010. Powiem szczerze: nie myślałem nad nim długo, wpadłem na nie, jak sobie przypominam, w nocy. Prawda jest też taka, że przed takimi ważnymi wydarzeniami, jak Spis Powszechny, hasła muszą być proste i jasne. Można je oczywiście rozwijać w dyskusji, ale w ogólnym przekazie ma funkcjonować po prostu „Liczymy się”.
***
To jak, liczymy się? Teraz wszyscy musimy zrobić ten drugi, najważniejszy krok, żeby liczący nas mieli problem z wielością deklaracji na rzecz polskości. Siła tkwi w jakości, ale w przypadku Spisu Powszechnego liczby mają niebagatelne znaczenie. Nie możemy o tym zapomnieć.