Słowa z kapelusza: Historycznie rzecz biorąc
pi 12.6.2020Joanna Jurgała-Jureczka
W 1918 roku Wojciech Kossak był w Warszawie. Nareszcie mógł wstąpić do polskiego wojska. Wojna się kończyła, kraj odradzał. Tymczasem ludzi dziesiątkowała straszna choroba. Epidemia hiszpanki zbierała śmiertelne żniwo. 
Zachorował i Wojciech. Po wszystkim napisał list do żony, która niespokojna czekała w Krakowie na wieści: – Zdrów jestem, Momo najdroższe, hiszpankę to ta miałem jak się patrzy, kwękałem z gorączką i chciałem się obronić. Na szczęście Tadzinek (brat bliźniak) bez pytania sprowadził doktora i wpakowali mnie do łóżka, musiałem dać słowo, że nie wstanę, aż doktor pozwoli. Już tydzień minął, jak wstałem bez żadnych komplikacji. Cudowne kossakowskie zdrowie, na psa urok!
***
W tym czasie w Krakowie chorowała córka Wojciecha, Magdalena (Samozwaniec). Jej siostra Lilka (Maria Pawlikowska-Jasnorzewska) pisała, że „ma Hiszpana, ale strasznie namiętnego”, który ją trzyma w łóżku.
***
Na Wołyniu chorowała rodzina Zofii Kossak. Pisarka wyleczyła z hiszpanki dwoje swoich dzieci, a chorowały ciężko, w dodatku pod rządami bolszewików w Starokonstantynowie. Rodzina się ukrywała, Zofia udawała, że jest zwykłą szwaczką, pomocy medycznej żadnej.
***
Kochanka Wojciecha, Zofia Hoesickowa chorowała w 1920 roku. Stefan, brat Zofii, tak napisał do jej męża, Ferdynanda: – Jak tam Zosia się miewa? Mam nadzieję, że hiszpanka ją opuściła. A propos hiszpanki, poznaliśmy tu z żoną handlowego radcę ambasady hiszpańskiej w Warszawie, Twego kuzyna, Granzowa delle Serda, ponieważ ma śliczną żonę, nota bene bardzo mi się podoba i żona moja jest o nią nawet zazdrosna, otóż, jak kto u nas dostaje hiszpanki, to się powiada, że „dostał la Serdową”.
***
29 stycznia 1922 roku Ferdynand napisał do żony z Warszawy: – Chorowałem dziesięć dni. Nic nadzwyczajnego, zwykła hiszpanka o lekkim nawet przebiegu, ale przez kilka dni miałem wieczorami gorączkę (najwyżej 38,4) z kaszlem jak rozbity garnek. Jednocześnie chorował na to samo Bronek w przyległym pokoju, a Feliks też, tylko że jego wzięło najbardziej i dwa tygodnie będzie musiał siedzieć w domu.
***
Siostra mojej prababci mieszkała w Karwinie. Hiszpanka ją zabrała. Mąż, Wojciech, ożenił się więc po raz drugi – z moją prababcią. Wojciech był silny, nigdy nie chorował. Jego zabrał dopiero wiele lat później – grom z jasnego nieba.
Kiedy zaczęła się pandemia i zdawało się, że świat się kończy, miałam do dokończenia książkę o Kossakach. Zastanawiałam się, komu są teraz potrzebni i komu jest potrzebne moje pisanie o nich. I wtedy znalazłam „epidemiczne” wzmianki, a do tego zdjęcia kobiet w strojach z tamtych lat – z maseczkami na twarzy ładnie skomponowanymi z kapeluszami z epoki.
***
Był strach przed chorobą. Uzasadniony. A potem oswojono się także i z tym, co zdawało się końcem świata. Historycznie rzecz biorąc, jesteśmy mądrzejsi. Bo wszystko już było. W innym czasie, w innym kostiumie, w innym miejscu. Ale było.
A ja książkę o Kossakach skończyłam. Bo chyba jednak warto.