piątek, 19 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Alfa, Leonii, Tytusa| CZ: Rostislav
Glos Live
/
Nahoru

Pop Art: Magiczny bieg z Emilem Zátopkiem | 12.09.2021

Bieganie to sposób na życie. Oglądanie w kinie biegającego Václava Neužila w roli Emila Zátopka może być pretekstem do tego, żeby w końcu też zacząć się ruszać.

Ten tekst przeczytasz za 6 min.
Václav Neužil w roli Emila Zátopka po prostu wymiata. Fot. mat. prasowe

 

RECENZJE

ZÁTOPEK

Film Davida Ondříčka opisujący życie Emila Zátopka, jednego z największych lekkoatletów w historii, miał trafić do kin już jesienią zeszłego roku. Z wiadomych przyczyn, z powodu zamkniętych sali kinowych, twórcy nakręconego z rozmachem filmu biograficznego przełożyli premierę dopiero na lato 2021. A dokładnie na czas trwania międzynarodowego festiwalu filmowego w Karlowych Warach. Myślę, że w poczekalni ten obraz nabrał jeszcze większej ekspresji, napędzając oczekiwania widzów na maksimum.

Według najnowszych statystyk kinowych w RC, co druga osoba wybierająca się do kinowego multipleksu w ostatnim tygodniu wybrała właśnie projekcję „Zátopka”. To stan na dziś w Republice Czeskiej, ale obraz Davida Ondříčka posiada aspiracje przekraczające czeskie granice. Dawno nie nakręcono w naszym kraju filmu tak uniwersalnego w swoim przekazie, zrozumiałego zarówno dla rodzimego odbiorcy, jak też widza w odległych zakątkach świata. Skądinąd trzykrotny złoty medalista igrzysk olimpijskich w Helsinkach 1952 (na 5000 m, 10 000 m i w maratonie) miał zagorzałych fanów nawet w Chile czy na Kubie. Sport już siedemdziesiąt lat temu burzył nie tylko granice, ale potrafił też wpływać na wyobraźnię zwykłych ludzi. A nic tak nie rozbudzało wyobraźni, jak ekscytujące wyczyny Zátopka w Helsinkach przekazywane na żywo przez reportera radiowego.

Ondříček w swoim najlepszym filmie w karierze składa hołd legendzie w taki sposób, że aż ciarki przechodzą po plecach. W sposób wyważony, wystrzegając się gloryfikacji namiętnie stosowanej w hollywoodzkich superprodukcjach, zarazem jednak kreśląc postać prawie krystalicznie czystą. Prawie – bo te superlatywy można zastosować tylko w przypadku sportowej kariery Zátopka. W życiu prywatnym, w związku z inną wybitną lekkoatletką Daną Zátopkową, czy też w zaangażowaniu społecznym w czasach głębokiej komuny ostrych wirażów było znacznie więcej i to często bardzo zdradliwych.

Nie byłoby „Zátopka” bez Václava Neužila. Nie wyobrażam sobie bowiem innego czeskiego aktora współczesnej średniej generacji, który byłby w stanie podołać takiemu wyzwaniu. 41-letni aktor w czasach studiów wprawdzie wyczynowo uprawiał lekką atletykę, ale jak sam przyznał w jednym z wywiadów, tak jak Zátopek biegał tylko w swoich snach. Na potrzeby filmu Davida Ondříčka trzeba więc było zmienić sposób myślenia, przestawić się na „maszynę do biegania”, a przy okazji wytrenować ciało i ducha, aby zbliżyć się do obrazu legendarnego biegacza. Na ile Neužil podołał wyzwaniu, oceńcie sami w kinie. Moim zdaniem jego metamorfoza jest fenomenalna, wpisująca się w ambicje całego projektu. Widząc Neužila nie tylko szybko biegającego, ale biegającego w specyficzny, wyjątkowy sposób zarezerwowany dla długodystansowców, czapki same spadają z głowy. Wartością dodaną trudu, jaki zadali sobie wszyscy, głównie zaś Neužil, są wytrenowane mięśnie łydek, które pozostaną z aktorem na długo. Myślę, że do uroczystej gali w Karlowych Warach aktor musiał zamówić nowy garnitur, tak jak Robert de Niro do gali Oscarów w 1980 roku, odbierając nagrodę dla najlepszego aktora za film „Wściekły byk” ze świata zawodowego boksu w reżyserii Martina Scorsese. Mamy podobne zestawienie mocnych charakterów aktorskich, nietuzinkowych ambicji przebicia się w świecie filmu i mam tylko nadzieję, że Neužil za kilkadziesiąt lat u schyłku kariery nie popełni tego samego błędu, co Robert de Niro, który ostatnio gra w samych chałturach.

„Zátopek” dopieszczony jest do perfekcji, włącznie z dialogami, w których aktorzy pilnowali, żeby mówić „krótko”, tak jak mówi się w naszym regionie. Dotyczy to zwłaszcza Zátopków – urodzonego w Koprzywnicy Emila i pochodzącej z Karwiny Dany. W roli żony słynnego biegacza bryluje Martha Issowa, która „krótko” nauczyła się mówić już na planie „Dukli 61”, skądinąd też w reżyserii Davida Ondříčka. Dla kogoś to błahostki, praski widz pewnie machnie nad tym ręką, ale w moim odczuciu właśnie takie niuanse ze zwykłego filmu robią film wielki. Ondříček ma wyczucie chwili, kreśląc zarówno piękne sceny miłosne, jak też te najważniejsze dla całego filmu – sportowe.

Cieszę się, że to właśnie pochodząca z Wędryni Beata Hlavenkowa skomponowała muzykę do „Zátopka”, a z podwójną radością chciałbym wam przekazać, że to bez dwóch zdań rewelacyjna ścieżka dźwiękowa. Pani Beata przyzwyczaiła mnie do płyt, które zmuszają do refleksji (przykładem niech będzie ostatni znakomity album „Sně”), soundtrack do filmu Ondříčka był jednak zupełnie nowym rozdziałem w karierze artystki. I to pomimo tego, że już wcześniej współpracowała z reżyserem podczas pisania muzyki do „Dukli 61”. – Musiałam skupić się na wielu szczegółach, chociażby specyficznym stylu biegania Zátopka. Ta muzyka ma odzwierciedlać sedno geniuszu Zátopka – zdradziła mi Beata Hlavenkowa rok temu w trakcie wywiadu dla „Głosu”. Już wtedy miała dokończone prawie wszystkie utwory, które czekały tylko na finałowe dopieszczenie. Efekt jest piorunujący, tak jak kosmiczne były wyczyny Zátopka nie tylko w Helsinkach. Ta muzyka najlepiej sprawdzi się w symbiozie z obrazem, ale spokojnie może też grać w odtwarzaczu samochodowym. Trzeba tylko uważać na prędkość, Emil Zátopek biegał średnio 13 km/h, nasz samochód przy takiej prędkości sprawia wrażenie, że stoi.

Czas spędzony w kinie w przypadku „Zátopka” biegnie z szybkością zarezerwowaną dla filmów wyjątkowych. W efekcie 131 minut ucieknie jak z bicza strzelił. Zapraszam więc do kina. Gwarantuję wam magiczny wieczór.

Janusz Bittmar

 



Może Cię zainteresować.