Festiwale, festyny i „Bliźniaki”
ni 26.5.2019jot
Z Festiwalami PZKO jest jeden wielki problem. I bynajmniej nie chodzi tu o ten ogrom pracy, o te próby zespołów, o zganianie pieniędzy od dobrodziejów państwowych, samorządowych i prywatnych czy o godziny modłów i zaklinań o dobrą pogodę.
Problem jest przede wszystkim dla tych, którzy chcieliby o nich coś więcej napisać, powiedzmy jakąś książeczkę typu „Nie tylko Festiwal – więcej niż PZKO”, czy coś w tym rodzaju, albowiem raz były one jednodniowe, innym razem trwały przez dwa dni, albo – jak wyliczali skrupulatni dziennikarze – półtora dnia. I raz odbywały się co roku, innym razem co dwa, trzy albo co cztery lata. Raz we wrześniu, raz w lipcu, raz w maju. Galimatias kompletny.
A w ogóle to ten Festiwal jest raczej „tą Festiwalą”. To przecie kobieta jak nic! No bo dorachujmy się chociaż ileż to ma latek, któraż to edycja. Imprez tych było dokładnie – licząc już z tą jutrzejszą – dwadzieścia osiem. Ale nie wolno zapomnieć o wcześniejszych Krajowych Festynach PZKO. Trzech, jeśli się nie mylę. Te z kolei poprzedzone były przez jakieś Festyny Powiatowe, a pierwsze imprezy, od których można by rozpocząć odliczanie, miały miejsce już w 1947 roku. W tym sławetnym roku, kiedy to Polakom Zaolzia przedstawiono propozycję nie do odrzucenia, jaką było powołanie dla nich jednolitej organizacji. A przy okazji zezwolono im łaskawie pokazać się publicznie w pokaźniejszej liczbie.
„Dowiadujemy się”, pisał dobrze poinformowany „Głos Ludu” w numerze z 3 sierpnia 1947 roku, „że zarządy powiatowe Polskiego Związku Kulturalno-Oświatowego i Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej w powiecie czesko-cieszyńskim uchwaliły urządzić wspólny FESTYN POWIATOWY w parku Adama Sikory w Cz. Cieszynie. Festyn ten odbędzie się w dniu 31 sierpnia 1947 o godz. 14-tej. Festyn ten będzie pierwszą wielką imprezą obydwu polskich Związków, toteż niechaj każdy Polak już dzisiaj zarezerwuje sobie dzień 31 sierpnia br.”
Rzecz jednak ciekawa, że nie pojawiła się relacja z tak szeroko reklamowanego Festynu, który miał rozpocząć się uroczystym pochodem od gimnazjum przy Frydeckiej, a w razie niepogody przenieść się do Strzelnicy. Nie ma nic. A przepraszam. Jedynym właściwe dowodem na to, że się jednak odbył, był umieszczony w numerze z 2 września wierszyk, podpisany „-hej!”, a zatem autorstwa samego Henryka Jasiczka (1919-76) pt. „Satyra o niedzieli! Oj, ta woda”.
Mówią – najprzód była woda
a potem powstały lądy,
Zaś później nastał potop
a woda karą i sądem.
I biedny, poczciwy Noe
kłopotów sto miał w głowie,
jak w tym kryzysie mieszkań
zmieścić wszystkich w korabie.
Uparł się raz też Kolumb
i płynął, hen po wodzie.
Miast wody rum popijał
i lądy odkrył na zachodzie.
Czerwonoskórzy też pili
wodę zdrową – bo czystą,
Któż winien? – »blade twarze«,
że pić zaczęli »ognistą«!
I było lato, posucha,
w Olzie zabrakło wody.
Chcesz wody? Pragniesz mocno?
Na piwo idź do gospody.
Niedziela – ludzie! Pogoda!
Rzedły nam z deszczem miny
Dopiero »wódzia« przypomniała
»Bliźniaki« mają chrzciny.
Jedni o deszcz się modlili
drudzy zaś o pogodę!
Jak mocno się pomylili
ci, co wierzyli w wodę – – !
Pod spodem znalazło się jeszcze wyjaśnienie, że owe „Bliźniaki”, to PZKO i SMP. Ciekawe czy dzisiaj ktoś by tak powiedział. Dość, że istotnie tajemniczy musiał być to Festyn, skoro ów wierszyk jest jedynym po nim śladem. Czyżby rzeczywiście królowała tam niepodzielnie „wódzia” i wszyscy wszystko rychło zapomnieli?
Zdecydowanie lepiej został odnotowany drugi Festyn Powiatowy „Bliźniaków”, o którym 23 września szeroko rozpisywał się „Głos Ludu”: „W niedzielę (21 września – przyp. jot) odbył się w Karwinie z ramienia PZKO i SMP pierwszy po wojnie, na większą skalę zorganizowany festyn powiatowy, w którym wzięła udział ludność polska ze wszystkich zakątków Śląska Cieszyńskiego (czytaj „z Zaolzia” – przyp. jot). Festyn ten rozpoczął się wspaniałym pochodem kilku tysięcy ludu polskiego od boiska PKS Polonia główną ulicą do ogrodu przy Domu Stalina (wcześniej niemiecka „Turnhalle” – przyp. jot). W kroczących szeregach pięknie przedstawiała się młodzież w strojach narodowych i śląskich, na czele niesiono chorągwie czechosłowacką, polską i sowiecką. W wczesnych już godzinach popołudniowych budynek Domu Stalina oraz ogród przed nim zapełnił się naszym ludem, którego ilość oceniać wypada na ponad 10.000 głów. Oficjalną część festynu zagaił prezes PZKO obyw. (Jan) Pribula (1912-71) i prezes SMP obyw. (Emil) Szewieczek (?-?), którzy powitali wszystkich a przede wszystkim gości z Pol. Cieszyna wśród których byli przedstawiciele cieszyńskiego PPR (Polskiej Partii Robotniczej – przyp. jot), wiceprezydent Cieszyna obyw. (Wincenty) Zając (1903-75) i inni, po czym orkiestra odegrała hymn czechosłowacki, sowiecki i polski”.
„Za bratnie związki polskie czeskocieszyńskie wyraził pozdrowienia powiatowi frysztackiemu redaktor Jasiczek, który przemówił do rodaków krótko na temat polityczny. Nie przeoczył publicznie potępić wypadków, jakie rozegrały się ostatnio z powodu szkoły polskiej w G. Lutyni a szczególną burzę oklasków wywołało jego powiedzenie: »szkoda, że ci obywatele, którzy tak mocno przeciwstawiali się istnieniu szkoły polskiej w G. Lutyni, nie wykazali swej energii wtedy, gdy otwierano tam szkołę niemiecką«”.
Tu trzeba pokrótce wyjaśnić w czym była rzecz. Otóż w 1945 roku miała się tam rozpocząć nauka, ale budynek został zajęty przez „szowinistów czeskich” – że zacytuję prasę z epoki – którzy, nim przybył kierownik Jan Wojtek (1904-86) i rodzice z dziećmi, „wypadli z pałkami i mocno pobili kierownika szkoły oraz kilku innych obywateli narodowości polskiej, obrzucając ich najróżniejszymi wyzwiskami, nie dopuszczając do rozpoczęcia nauki w szkole”. W efekcie placówka ta była zamknięta przez niemal trzy lata i otwarła swe podwoje dopiero 10 marca 1948 roku, lecz dzięki Bogu uczy polskie dzieci do dziś.
Wracają jednakże do karwińskiego Festynu PZKO i SMP. Około piątej po południu pojawiła się na nim delegacja ze stolicy Górnego Śląska wraz z orkiestrą kolejową. „Wszędzie było gwarno, wesoło, kioski z przekąskami i trunkami były stale oblężone. Tańczono w sali, bo grała tam orkiestra z Katowic, tańczono w suterenach. Ten pierwszy powiatowy festyn Polaków z powiatu frysztackiego nosił cechy manifestacyjne ludu polskiego na Śląsku Cieszyńskim i był równocześnie dniem zapoczątkowania swej jedności narodowej, tak bardzo potrzebnej na naszym terenie”.
I cóż tu dodać po tylu latach? Wypada chyba tylko życzyć, aby ta jedność narodowa widoczna była nie tylko na wszelakich polskich festynach czy Festiwalu PZKO, ale także w lokalach wyborczych.