Kopernik, śledź i mandarynki
śr 6.3.2019jot
Dziś środa popielcowa, karnawał już z nami. Po ostatkach pozostało już tylko wspomnienie. Jak żegnano się z okresem hucznych zabaw w Domu PZKO Trzyniec-Osiedle?
Na stoliku w rogu sali stoją nagrody przygotowane do tomboli. Pieczę nad nimi ma sam Mikołaj Kopernik, który spogląda uważnie z portretu. Przypomina wszystkim – jakby kto zapomniał – że znajdujemy się w budynku położonym na ulicy jego imienia, dokładnie w Domu PZKO Trzyniec-Osiedle, gdzie tradycyjnie, od z górą piętnastu lat w ostatnią sobotę karnawału odbywa się „Śledziówka”.
Zabawa w kameralnym, osiedlowym gronie. Zaczyna się oczywiście od poloneza Ogińskiego. Ale towarzystwo zasiada już przy stołach, bo oto pląsają młodzi. Dziesięciolatkowie z trzynieckiego klubu tanecznego „Elán”, Gabka Jašová i Ondra Filipec, tańczą już od dwóch lat razem. Ich latynoskie figury wywołują burzliwe oklaski.
Para zwolniła parkiet, ale nikt się jakoś nie kwapi, by podążyć jej śladem. Być może starsi są stremowani popisami dzieci? Więc siedzą cały czas przy stołach i gawędzą, i popijają, i podjadają. Specjalnością trzynieckiej „Śledziówki” są – bo jakże by inaczej – sałatki śledziowe, które od lat przygotowuje Ferdynand Kraus. Zawsze je robi w trzech odsłonach, ale co roku jest jakaś nowa. Teraz jest to sałatka śledziowa z koperkiem – bardzo ciekawe, wręcz wykwintne połączenie smakowe. Ci, którzy ze słodyczy najbardziej preferują właśnie śledzia, spokojnie mogą przy niej zostać do końca imprezy.
– Proszę do tańca wszystkich – odzywa się didżej i puszcza przebój, na dźwięk którego stoły pustoszeją. To „Bal wszystkich świętych” nieśmiertelnej Budki Suflera. Piosenki bez której – a o tym wie każde dziecko – żadna poważna impreza na Zaolziu odbyć się nie może. Ale ostatnie takty mijają, z głośnika dobiega już coś innego i stoły ponownie się zapełniają, a przy nich kontynuowana jest konsumpcja i rozmowy.
– Te nasze piękne Polaków rozmowy – zgrabnie to ujmuje Jan Branny, zapytany dlaczego „Śledziówka” jest taka rozgadana. Didżej usiłuje to przerwać. Wygrzebuje w swoim cudownym pudełeczku kolejne utwory, aby trafić w gusta publiczności. Ma trudne zadanie, gdyż na Osiedlu prowadzi zabawę po raz pierwszy. Ani „Wszyscy Polacy”, ani „Sokoły”, ale dopiero szlagier włoskiego zespołu Ricchi e Poveri, czyli „Acapulco” sprawia, że parkiet zaroił się od par. Branny też wstaje z miejsca i porywa swą żonę do tańca.
No to czas kupić jakiś kwiatek. Ale tu kwiatka nie uświadczysz. Tu są mandarynki zawierające sporo witaminy C. A zatem zdrowie. Kotyliony klasyczne. Ale już uwijają się państwo z losami do tomboli.
– Ten, który wygrywa, to… Dam wam takie proste zadanie matematyczne – mówi prezes Koła, Barbara Buława, która jako inżynier ma algebrę w małym palcu. – Dwadzieścia odjąć dwa.
I już ktoś wygrał.
– Dwadzieścia pięć podzielone przez pięć, jasnobeżowe z ciemnobrązowym.
I inni się cieszą, ale to znów ten sam stół. Ciekawe, bo zawsze jest tak, że podczas każdego losowania wygrywa tylko jeden i wciąż ten sam stół. To by trzeba było spytać specjalisty od rachunku prawdopodobieństwa. Na szczęście główna nagroda, czyli tort przypada gdzie indziej. I rozlegają się śmiechy, didżej załapał kontakt, bo wszyscy tańczą. A Kopernik spogląda z portretu na bal, który się kręci, który wiruje tak, jak nasza matka Ziemia.