Znów zapełnią się szklanki oranżadami i lemoniadami, wszelakimi napojami z rodziny Cola, a kapsle w tym gorącu same będą odskakiwały z szyjek brunatnych butelek, zawierających żółtawo-bursztynową ciecz powstałą z jęczmiennego słodu, której nazwa we wszystkich językach słowiańskich brzmi identycznie, gdyż nasi praprzodkowie dobrze wiedzieli, jakiż to napój tak naprawdę służy do zaspokojenia pragnienia i po prostu do picia. I damy se po jednym, i po jeszcze jednym, i „da capo al fine…”.
„A jednak piwo jest alkoholem!” – wielką czcionką głosił tytuł artykułu, podpisanego „Alojzy Manka, spec. biochemii” w sobotnim wydaniu „Głosu Ludu” z 22 czerwca 1963 roku. Czy ów Manka to nieco zapomniany literat Mańka (1929-84), tego nie wiem, dość, że podtytuł jego tekstu brzmiał niczym slogan z umieszczonego w przyfabrycznym barze plakatu: „Każda ilość wypitego alkoholu wpływa ujemnie na wydajność i jakość pracy – szkodzi zdrowiu”. Aczkolwiek już sam tekst zdawał się być zupełnie o czymś innym.
„Jest prawdą, że każda praca zawodowa, wykonywana w złych warunkach wpływa ujemnie na zdrowie człowieka, zwłaszcza praca w wysokiej temperaturze otoczenia. Wysoka temperatura wywołuje przegrzanie organizmu, w wyniku czego dochodzi do zaburzeń regulacji cieplnej, w której biorą udział naczynia krwionośne i pocenie się. W następstwie nadmiernego pocenia się organizm traci wodę i sole mineralne, zwłaszcza chlorek sodu. Około 70% wagi ciała stanowi woda, która jest najpoważniejszym – pod względem ilościowym – składnikiem organizmu ludzkiego”.
No dobrze. Ale co z tym piwem? Gdzież ten alkohol ujemnie na wydajność i jakość pracy wpływający?
„Organizm ludzki bez należytego dostarczania wody nie może przez dłuższy czas utrzymać się przy życiu”, niespecjalnie odkrywczo odnotowywał Manka. „Dla utrzymania równowagi bilansu wodnego. zdrowy człowiek o wadze 70 kg w warunkach prawidłowych, potrzebuje zużyć około 2 do 2½ l wody na dobę. Zapotrzebowanie to jest pokrywane wodą wypijaną, zawartą w pokarmach stałych i powstałą ze spalania się tłuszczów, węglowodanów i białek. Utrata wody od 7% do 14% wagi ciała wywołuje zaburzenia umysłowe wskutek odwodnienia komórek mózgowych. Nadmiar wody w organizmie zmniejsza ciśnienie osmotyczne płynu pozakomórkowego. Na pełny obraz tego zespołu składa się wzmożona pobudliwość układu nerwowego itp”.
Ciekawe to, ale nadal nic nie ma o tym, co obiecano w tytule.
„Przy dużym poceniu się straty soli mogą być duże, jeśli jednocześnie człowiek pije czystą wodę lub piwo. W tym wypadku mamy do czynienia z wypłukiwaniem soli z organizmu i jej brakiem w napojach. I tu dochodzimy do sedna sprawy picia piwa”.
No, wreszcie! To jak z tym piwem?
„Przyjęło się twierdzenie wśród społeczeństwa – a zwłaszcza wśród pracowników hut”, dowodził Manka, „że piwo nie jest alkoholem. Jest nim jednak, bo określa go związek chemiczny, z tą różnicą, że zawiera mniej alkoholu niż wódka. Wystarcza jednak wypić 10 piw 7º i już organizm otrzymuje 100 g alkoholu, który z kolei obniża zdolność do pracy od 30 do 35%. Gorzej jeszcze przedstawia się sprawa u ludzi, którzy wypijają 20 do 25 piw w czasie pracy, bo dochodzi u nich do stanu podniecenia, odurzenia a wreszcie całkowitego zamroczenia. Człowiek staje się wtenczas pijany. Ponurą ilustrację, ujawniającą rozmiary następstw, stanowią liczne wypadki przy pracy spowodowane w stanie nietrzeźwym”.
Siedmiostopniowego piwa to ze świecą teraz szukać, toteż bez wątpienia wystarczy obecnie zdecydowanie mniejsza dawka złocistego trunku, aby uzyskać w organizmie wspomniane sto gramów czystego alkoholu.
„Błędne jest mniemanie”, kontynuował swój wywód specjalista biochemii, „że piwo jest mniej szkodliwe niż wódka, dlatego, że jest słabsze. Piwo wyrządza człowiekowi takie same szkody jak każdy inny alkohol, jeżeli pija się je w większych ilościach, bo wtedy alkohol jest trucizną. Czy to będzie piwo, wódka, wino – zawarły w nich alkohol – ma jednakowo trująco oddziaływania na cały organizm. Picie piwa u niektórych pracowników, zwłaszcza w hutach, przechodzi w nałóg, od którego pracownicy trudno się odzwyczajają, nie zdając sobie sprawy z tego, jak szkodliwe jest to dla zdrowia i jakie straty ponosi przez to rodzina i państwo. Dlatego zwłaszcza pracownicy hut powinni się domagać napojów nieszkodliwych dla organizmu, napojów orzeźwiających o dobrym smaku, które dostarczają organizmowi potrzebnych »wypoconych« składników”.
I tu Manka miał alternatywę: „Organizm wszystkich tych, którzy pracują w wysokiej temperaturze, powinien otrzymywać dowolną ilość wody z dodatkiem 5 g soli kuchennej na 1 litr i wodę gazowaną (CO2) oraz gorące napoje. Pracownicy powinni także chronić swój organizm przed ciepłem odzieżą azbestową, fartuchami skórzanymi lub fartuchami z tkanin powleczonymi cienką warstwą metalu o lśniącej powierzchni, która odbija promienie cieplne”.
Tu można sobie zadać pytanie, co jest bardziej szkodliwe dla organizmu, czy aby nie owa odzież azbestowa jednak, choć pół wieku temu nie zdawano być może sobie z tego sprawy.
„Należyte wyposażenie i urządzenia ochronne przed wysoką temperaturą na pewno zmniejszą pragnienie pracowników i uchronią ich od nadmiernego picia piwa; dlatego trzeba środki ochronne stosować, bo rzeczywiście chodzi o zdrowie ludzi pracy. A budując fundamenty komunizmu trzeba sobie w pełni uświadomić, że podstawą naszego ustroju jest społeczeństwo zdrowe nie tylko duchowo, ale i fizycznie”, kończył dobitnie Manka.
Ale zdaje się, że społeczeństwo nie przejmowało się specjalnie tego typu artykułami i nie brało sobie do serca rad i wskazówek w nich zawartych, toteż zdrowe nie było, a tym samym ustrojowi zabrakło podstaw i prędzej czy później musiał runąć i zasypać gruzami własne fundamenty. Słowem, można by postawić tezę – zdawałoby się karkołomną, acz w upalne dni przy stoliku w gospodzie jej karkołomność nie jest już tak oczywista – że spożywanie piwa w godzinach pracy w jakiś sposób przyczyniło się do upadku komunizmu. I być może też liberalna demokracja kapitalistyczna surowo zakazuje owego procederu, aby przypadkiem nie podzielić losów swego poprzednika…