Ile popcornów trzeba zjeść w kinie, żeby wytrzymać na najnowszym obrazie Jana Svěráka? Zapraszam do czesko-polskiego wydania Pop Artu.
FILMOWA RECENZJA
PO STRNIŠTI BOS
Lubię Jana Svěráka. Szanuję go za „Tmavomodrý svět”, za oryginalnie potraktowane wariacje na klasyczne bajki w filmie „Tři bratři”, no i w końcu za genialny film „Obecná škola”. Właśnie do tego ostatniego wspomnianego przeze mnie obrazu reżyser nawiązuje w swojej najnowszej kinowej propozycji „Po strništi bos”. Scenariusz z teczki Zdeňka Svěrák śledzi bohaterów filmu „Obecná škola” w czasach II wojny światowej, wyprzedza więc nieznacznie wydarzenia znane z kultowego pierwowzoru. Akcja rozpoczyna się w Pradze, ale ze stolicy ówczesnego Protektoratu Czech i Moraw szybko uciekamy na wieś i pozostajemy tu do samego końca. Pomimo mojego dużego rozczarowania twierdzę, że w polskich kinach najnowszy obraz Svěráka ponownie zrobi furorę, pokazuje bowiem typową czeską wioskę zgwałconą na potrzeby poetyckiego filmu. Kiczowatą, stylizowaną na stare filmy Jiřego Menzela i zafałszowaną niestety przez poetykę starzejącego się coraz bardziej Zdeňka Svěráka.
W tych ograniczonych kulisach aktorzy nie mogli dać z siebie wszystko. Jan Svěrák tak mocno zaufał swemu ojcu, że w efekcie nie wiadomo, czy to przyroda jest głównym bohaterem filmu, czy też świetni skądinąd młodzi aktorzy na czele z Aloisem Grecem. Nieporozumieniem są dla mnie nazwiska odtwórców głównych dorosłych ról. Ondřej Vetchý w roli ojca rodziny zmuszonej z powodów politycznych do przeprowadzki z Pragi na prowincję obsadzany jest ostatnio do prawie wszystkich czeskich filmów. Ze szkodą dla niego i samych filmów (fanki Vetchego pozostawiam bez komentarza). Tereza Voříškowa zagrała w filmie młodszą wersję Libušy Šafránkowej z filmu „Obecná škola”. Zagrała to jednak mocne słowo, raczej przecierpiała – dosłownie i w przenośni – dziwactwa swojego męża, teścia i szwagra. Z kolei Oldřich Kaiser, który zagrał w filmie najbardziej tajemniczą postać, może mówić o sobie w kategoriach inwentarza Jana Svěráka. Pojawił się m.in. w bajce „Tři bratři”, wojennym filmie „Tmavomodrý svět” i kukiełkowym obrazie fantasy „Kuky se vrací”. Dla mnie największym nieporozumieniem jest jednak postać dziadka najmłodszego członka rodziny, zagrana przez Jana Třískę. W filmie „Obecná škola” Tříska wcielił się w kultowego Igora Hnizdę, nauczyciela wiejskiej wydziałówki, którego tajemnicza przeszłość zostaje rozwikłana dopiero w finale. W najnowszym filmie Svěrák wydelegował Třískę do zupełnie innej roli - zgorzkniałego starego gamblera, który większość filmu przesiedzi z fajką, mrucząc coś pod nosem.
Moralne dylematy dorosłych bohaterów szybko jednak schodzą na drugi plan. Chyba nie do końca takie właśnie były ambicje Svěráka, ale jego film uratowały dzieciaki wałęsające się po wiosce. To czystej krwi amatorskie aktorstwo, ale tak szczere, że aż ciarki przechodziły po plecach. Szkoda tylko, że w wielu scenach z udziałem młodych aktorów miałem wrażenie, że Svěrák cytuje Karla Poláčka i jego słynną powieść „Bylo nas pět”. „Po strništi bos” w swoim założeniu miał być filmem dla całej rodziny. Tego zabiegu, moim zdaniem, też nie udało się w stu procentach zrealizować. Zaraz na początku Svěrák serwuje bowiem widzom brutalną i zupełnie niepotrzebną scenę z udziałem gestapa i kundla, któremu jeden z gestapowców zatrzaśnie głowę w drzwiach samochodu. A kiedy do głosu dochodzi kąpiąca się nago w rzece Tereza Voříškowa, od razu widzę konesera kobiecego piękna Zdeňka Svěráka, jak na planie filmowym tłumaczy swemu synowi, że bez nagiego tyłka Voříškowej ten film byłby niekompletny. Niestety, również ze zgrabną pupą Voříškowej najnowszy film Jana Svěráka charakteryzuje jedno zdanie: Szału nie ma.
SZKLANA RECENZJA
KAPITÁN EXNER
Fani kryminałów w stylu Agathy Christie zacierają ręce z radości. Kapitán Exner to bowiem czeska wariacja na klasyczne, brytyjskie kryminały, w których trup ściele się gęsto, ale organy ścigania pozostawia ten fakt w flegmatycznym nastroju prawie do samego końca.
Serial wyprodukowany przez stację TV Prima nawiązuje do literackich pierwowzorów z pióra Václava Erbena. W czasach komuny Exner awansował nawet na ekrany filmowe i warto podkreślić, że takie obrazy, jak „Smrt talentovaného ševce” (1982), „Čas pracuje pro vraha” (1979) czy „Poklad byzantského kupce" (1966) do dziś uchodzą za przykład dobrego rzemiosła. Reżyserzy serialu, który od miesiąca rządzi weekendową ramówką TV Prima, byli świadomi dużej popularności, jaką Exner zagrany w przeszłości przez Jiřego Kodeta i Jiřego Valę zdobył i zachował do dziś. Vít Karas i Ivan Pokorný postawili w serialu na Michala Dlouhego, który wcielił się w kapitana Exnera Anno Domini 2017, a także na wielu innych znanych czeskich i słowackich aktorów. W zasadzie każdy, kto coś znaczy w rodzimych przemyśle filmowym, przewinął się przez plan serialowy. Osobiście z dużym zadowoleniem skwitowałem udział w serialu Petra Nárožnego, dla mnie jednego z najlepszych aktorów komediowych w historii czeskiego filmu. Jego oryginalny styl nie zawsze w pełni doceniono, czasami otrzymywał role kompletnie niepasującego do jego warsztatu, ale w otwierającym serial odcinku „Osamělý mrtvý muž” rozgrywającym się w atrakcyjnym środowisku praskiego ogrodu zoologicznego, Nárožný w roli wytrenowanego złodziejaszka wręcz ekscelował.
„Kapitán Exner” to rodzaj serialu, w którym potrafimy bez
większych emocji wybaczyć zgrzyty w scenariuszu, nielogiczne zwroty akcji, a
nawet sytuacje nie z tej galaktyki – jak choćby rozmowy policjantów
znajdujących się w czynnej służbie... przy kieliszku koniaku. Zgodnie z oryginałem
książkowym, również serialowy Exner reprezentuje typ faceta, o którego każda
kobieta chciałaby nie tylko oprzeć swój rower, ale od razu całe swoje życie.
Wymuskany Michal Dlouhý czuje się w tej roli wyśmienicie, ale dzielnie sekundują mu David
Novotný i Jan
Vondráček.
Novotnemu można nawet wybaczyć tradycyjne i już trochę nachalne promowanie
piłkarskiej Sparty Praga w serialu. To samo robił bowiem w poprzednich
serialach ze swoim udziałem, ale co za dużo, to niezdrowo. Podobnie jak w
przypadku produktów, których „reklamy od niechcenia” przeszkadzają na tyle, że
psują całkiem dobry całokształt artystyczny serialu. Mam tu na myśli m.in.
poliesterowe garnitury pewnej czeskiej firmy, a także zbliżenia etykietek
butelek wypijanych przez Exnera w tych wyjątkowych chwilach, kiedy nie prowadzi
swojego zabytkowego jaguara. Dosyć jednak marudzenia. Polubiłem „Kapitána Exnera”, bo w odróżnieniu
od wielu innych czeskich seriali kryminalnych zachował dużą dozę dobrego
humoru. W zatrzęsieniu takich chałtur, jak „Místo zločinu Plzeň” czy „Specialisté”, w których stróże prawa
wychodzą na kompletnych idiotów, propozycja TV Prima trąci nawet myszką. Ale to
taki sympatyczny gryzoń.