piątek, 19 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Alfa, Leonii, Tytusa| CZ: Rostislav
Glos Live
/
Nahoru

Pop Art: EWA FARNA – Umami (recenzja) | 28.12.2021

Przedostatni w tym roku Pop Art w całości został poświęcony Ewie Farnej, a dokładnie jej najnowszej płycie „Umami”. 

Ten tekst przeczytasz za 6 min.
Fot. ARC

 

 

„Chciałam, żeby była to płyta pozytywna. Jest tam dużo kobiecych wątków, tematów dojrzałości. Zresztą to moja pierwsza taka dojrzała płyta. Mam za sobą albumy nagrane w wieku nastoletnim, a teraz przyszła pora, żeby udowodnić, że jest się w trochę innym miejscu” – mówiła Ewa Farna w wywiadzie dla „Głosu” przy okazji sierpniowego koncertu na Dolańskim Grómie w Karwinie. Obserwując bezpośrednie reakcje Ewy, widząc błysk w jej oczach wiedziałem, że szykowany nowy album będzie przełomem w jej karierze. 

Jestem właśnie po trzecim przesłuchaniu „Umami”, a to najlepsza pora, żeby swoje myśli przelać na stronę aktualnego wydania Pop Artu. Usiądźcie wygodnie… albo nie – zerwijcie się do tańca. Ewa Farna jeszcze nigdy nie była takim żywiołem!

Początkowo planowałem, że pochylę się nad nowym wydawnictwem muzycznej ambasadorki Zaolzia dopiero wraz z oficjalnym ukazaniem się polskojęzycznej wersji „Umami”. Jednak w związku z tym, że nad Wisłą album ujrzy światło dzienne dopiero w styczniu 2022, pomyślałem, że szkoda byłoby zwlekać. To tak, jak śpiesząc się na randkę, na peronie stacji kolejowej nie skorzystać z pociągu pospiesznego, ale czekać na osobowy. Styczniowa premiera na polskim rynku ma swoje obiektywne powody. Jak zdradziła artystka, chodzi głównie o względy czasowe, by móc pogodzić promocję płyty w obu krajach. Myślę też, że jednym z głównych aspektów było inne, bardziej intymne podejście Polaków do świąt Bożego Narodzenia. 
 


Album otwiera tytułowy utwór „Umami”, półtoraminutowa wokaliza utrzymana w soulowo-gospelowych klimatach. Żeby nie błądzić i sprawdzać w słowniku, co to takiego „umami”, śpieszę z odpowiedzią. To piąty smak, który według Ewy sprawia, że danie staje się pełnowartościowe. „Dla każdego »umami« w życiu może być czymś innym. Dla mnie stało się nim macierzyństwo, które wzbogaciło moje wcześniej też smaczne i szczęśliwe życie, jednak teraz to jeszcze jeden krok naprzód, następny poziom” – napisała piosenkarka na Instagramie. 

Po ezoterycznym wstępie otrzymujemy pierwszy typowo taneczny kawałek. Słuchając „No ne” można się naprawdę fajnie kiwać, co jest efektem świetnie wpadającego w ucho lekko hip-hopowego refrenu. Pod względem aranżacyjnym płyta została wymuskana. To światowa produkcja, w której nuty nie wyskakują przypadkowo z kapelusza, ale wszystkie piosenki zostały dopieszczone do perfekcji. „Zkraceno v překladu” stawia na mocną basową linię, wybrany na pierwszego singla utwór „Tělo” jest z kolei prawdziwą reklamą nowoczesnego popu i popisem wokalnym Ewy. Przypomniała mi się Lady Gaga, współczesna ikona popkultury. Podobieństwo widzę zwłaszcza w podejściu do śpiewu, obie dziewczyny potrafią bowiem bardzo swobodnie poruszać się w różnych granicach stylistycznych.

 


„Tělo” zaznaczone jest pocałunkami funku, specyficzny groove tego utworu sprawia zaś, że niby chcemy tańczyć, ale ciało odmawia posłuszeństwa, jak gdyby szepcząc: „To zbyt poważny temat, żeby się wyginać”. Faktycznie, w warstwie tekstowej piosenkarka porusza ważne sprawy samoakceptacji. W świecie nastawionym na kult walorów estetycznych rodzą się demony, z którymi nie każdy potrafi sobie poradzić. „Chodzi o celebrowanie ciała pod względem jego funkcjonowania a nie tylko estetyki, do której nas świat mocno pcha. Po tym, jak moje ciało przyniosło na świat nowe życie, zyskałam do niego jeszcze większy szacunek, jestem pełna podziwu za to, co potrafi. Moje ciało bywało gnębione przez innych i nawet się wstydzę, że czasami w nie zwątpiłam. Moje, chociaż nie szczupłe nogi doprowadziły mnie aż tutaj, na barkach też coś już tam udźwignęłam, więc jestem tak normalnie wdzięczna. Całe życie ciało będzie się zmieniać, zmiana to jedyne, na co możemy liczyć. Więc chcę potrafić polubić albo przynajmniej zaakceptować to, czego nie da się zmienić” – przybliżyła piosenkarka przekaz jednego z najważniejszych utworów na płycie i w całej dyskografii. 

Kto widział świetny koncert Ewy Farnej podczas tegorocznego Dolańskiego Grómu w Karwinie, zobaczył przy okazji bardziej rockowe oblicze pochodzącej z Wędryni piosenkarki. Album „Umami” został zbudowany jednak z nieco skromniejszych niż zwykle gitarowych podkładów. Wytrenowane ucho oczywiście od czasu do czasu wyłapie to i owo, chociażby fajny smooth-jazzowy motyw w tle w R&B temacie „Klid”, gitarową pierzynę otulającą balladę „Verze 02” czy też świetną solówkę w przedostatnim kawałku „Smutná píseň”. Nie tędy prowadzi jednak główny szlak. Ewa z premedytacją i słusznie postawiła na taneczne podróże, bo w takich klimatach czuje się najlepiej. „Jsem sama doma, mně se nikdo nedovolá, jsem sama doma, pro sebe tančím a tančím” – śpiewa w ukrytym pod numerem 9. utworze „Sama doma”. Zjawiskowa to piosenka, paraliżująca w pozytywnym słowa znaczeniu. W jej tekst chyba najlepiej potrafią się wczuć jednak kobiety, im pozostawiam więc drugie dno interpretacyjne. U mnie punktuje rewelacyjny feeling, z jakim Ewa wyśpiewuje funkowy refren. Ciarki przechodzą po plecach, co zimową porą zwiększa w moim domu zużycie ciepła z kaloryferów. 

W finale otrzymujemy intymną spowiedź „Umamy (Kořeny a křídla)”. „Učíš mně každým dnem být o trochu lepší” – śpiewa na wstępie Ewa, kierując swoje słowa do syna, ale w moim skromnym odczuciu to zarazem podziękowanie dla całej rodziny. Na którą zawsze mogła liczyć w trakcie swojej kariery – w czasach współpracy z Leszkiem Wronką, jak również teraz, w samodzielnym, dojrzałym życiu. Tej płyty nie można było zakończyć w piękniejszy sposób.    
Janusz Bittmar
 

 



Może Cię zainteresować.