czwartek, 25 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Jarosława, Marka, Wiki| CZ: Marek
Glos Live
/
Nahoru

Pop Art: Gigantyczna porcja rocka | 26.04.2020

Nowa płyta kultowej formacji Pearl Jam i nowy projekt medialny w polskim eterze, o którym jest już bardzo głośno. Zapraszam do lektury... nowego Pop Artu.

Ten tekst przeczytasz za 7 min.
Grupa Pearl Jam świętuje w tym roku 30-lecie działalności. I nie odcina kuponów od sławy, wręcz przeciwnie

RECENZJA

PEARL JAM – Gigaton

Zawsze, kiedy z nowym albumem studyjnym melduje się ktoś z mojej ulubionej stadniny, serce zaczyna bić mocniej. Tak jest w przypadku amerykańskiej formacji Pearl Jam, której najnowsza płyta „Gigaton” towarzyszy mi od prawie miesiąca, czyli tak długo jak domowa kwarantanna i czerwony sweterek Jana Hamáčka, szefa sztabu kryzysowego w czeskim rządzie. Zanim jedenasty w dyskografii zespołu album ujrzał światło dzienne, Eddie Vedder i spółka wypuścili do fanów pierwszą jaskółkę w postaci singla „Dance Of The Clairvoyants”, utrzymanego w stylistyce U2, wprowadzając większość fanów w kompletne osłupienie. „Czy oni już też pogłupieli?” – zapytał mnie znajomy, który nie cierpi grającej coraz gorzej brytyjskiej grupy U2, za to refreny piosenek z teczki Pearl Jam mógłby recytować w środku nocy. Zachowując wszelkie środki ostrożności, w maseczce ochronnej domowej roboty, wytłumaczyłem mu, że musimy obaj zaczekać na rozwój wydarzeń i nie panikować z powodu jednego fragmentu z 57-minutowej płyty. Teraz już obaj wiemy, że panika faktycznie była zbędna.

„Gigaton” to prawie 60 minut świetnego, mocnego rocka utrzymanego w klasycznej stylistyce Pearl Jam. Zanim dojdziemy do wspomnianego, nietypowego dla wcześniejszych dokonań grupy, tematu „Dance Of The Clairvoyants”, śmigniemy ostro z górki. Rozpoczynający płytę utwór „Who Ever Said” odbija się w głowie niczym piłeczka do ping-ponga. Miejscami słychać klimaty The Who czy punkowych The Clash, zwłaszcza w rozkołysanych partiach gitarowych. Szybko, rockowo, jak lubi mawiać Jurek Owsiak – „bez trzymanki” – mknie do przodu również „Superblood Wolfmoon”. Eddie Vedder nie utracił ekspresji wokalnej, Mike McCready w swoim klasycznym stylu wymiata na gitarze, a dodatkowe wsparcie Stone’a Gossarda potęguje mocną, gitarową przestrzeń, w której poruszają się muzycy. Z pozornie brzydkiego kaczątka „Dance Of The Clairvoyants” po bliższym zapoznaniu robi się jedna z perełek całego albumu. Może to efekt braku awersji do U2, może moje otwarcie na muzykę, której nie lubię zamykać w konkretnych szufladach, w każdym bądź razie ten ukryty pod numerem 3 singiel należy do najlepszych kawałków w całej karierze Pearl Jam.

To, co zawsze wyróżniało Pearl Jam na tle innych amerykańskich formacji rockowych, można w jednym zdaniu określić słowem „eklektyzm”. Otwarcie na różne kultury, wzajemne przenikanie się na muzycznej pięciolinii cechuje w większej mierze brytyjskie grupy rockowe. W Stanach, gdzie najlepiej sprzedają się albumy z muzyką country, otwarte rockowe granice wciąż należą do rzadkości. Country i blues, dwa filary budowania tożsamości za Oceanem, są niemniej obecne również w twórczości Pearl Jam. Często na wielką skalę, tak jak w czasach płyty „Mirror Ball” (1995) – wspólnego projektu z bardem Neilem Youngiem. Mimo wszystko albo, jak kto woli, na całe szczęście, to tylko jedna z muzycznych ścieżek, po której podążają chłopaki z Seattle.

Na pokładzie „Gigaton” znajdują się tony progresywnego hałasu. „Never Destination” to przyspieszony rock’n’roll, którego nie powstydziłby się Paul McCartney. „Take The Long Way” przywołuje z kolei wspomnienia złotej ery amerykańskiego grunge, kiedy koszule z flanelu służyły jeszcze do noszenia, a nie do produkcji maseczek ochronnych. Na całym albumie nie pasuje mi tylko psychodeliczny, nagrany chyba trochę na siłę „Buckle Up”. Może to pokłosie niekontrolowanego picia w studio, nie wiem, ale wytrzymałem do końca tego nieco ponadtrzyminutowego utworu tylko raz. Następne próby zakończyły się skokiem na „Comes Then Goes” – piękną, zagraną bez prądu piosenkę z towarzyszeniem tylko jednej gitary akustycznej. Vedder śpiewa z niesamowitym wyczuciem rytmu, tak jak potrafią tylko wielcy wokaliści rockowi. W rytmie podłączonych do prądu instrumentów, na całego, huczą fale przedostatniego na płycie tematu „Retrograde”. Monumentalny finał tego utworu mógłby posłużyć za idealną klamrę całej płyty, ale jest inaczej, jeszcze piękniej. W samym finale muzycy znów się wyciszają, ale na tyle, na ile pozwala ekstatyczny, prawie gospelowy „River Cross”.

Mamy dopiero kwiecień, ale „Gigaton” jest dla mnie murowanym kandydatem na płytę roku. Niby w muzyce rockowej już wszystko zostało powiedziane, ale właśnie „niby” robi różnicę.

PRZEZ LORNETKĘ

Radio Nowy Świat

 

Wszystko wskazuje na to, że wkrótce w internetowym eterze pojawi się nowe radio nazwane pomysłowo Radio Nowy Świat. Nazwa projektu tworzonego przez byłych dziennikarzy Trójki, na czele z Wojciechem Mannem i Magdą Jethon, nie odnosi się do wizji nowego świata post-koronawirusowego, ale do sprawy bardziej przyziemnej – nowego, świeżego oddechu w eterze. Nową stację współtworzą sami słuchacze, którzy w zbiórce pieniężnej na zasadach akcji crowdfundingowej zebrali już ponad 400 tysięcy złotych i to w ciągu trzech dni. W piątek, czyli w dniu ukazania się Pop Artu, ta kwota na pewno znów będzie wyższa. „Według naszych obliczeń, będziemy potrzebowali 250 tys. zł miesięcznie. Jeśli uda nam się w ciągu 30 dni zebrać tę kwotę i uzyskamy pewność, że zadeklarowane przez Państwa donacje osiągną tę samą wielkość w kolejnych miesiącach – rozpoczniemy działalność. W maju zakupimy niezbędny sprzęt, znajdziemy odpowiedni lokal, a w czerwcu rozpoczniemy nadawać program” – napisali pomysłodawcy radia na stronie akcji crowdfundingowej.

Nadawcą Radia Nowy Świat będzie nowo utworzona spółka Ratujmy Trójkę, której udziałowcami są m.in. była dyrektor Trójki Magda Jethon, byli dziennikarze tej stacji Jan Chojnacki i Wojciech Mann oraz członkowie grupy Ratujmy Trójkę Patrycja Macjon i Piotr Jedliński. Jak czytamy w oficjalnym oświadczeniu prasowym, w gronie osób, które zadeklarowały chęć dołączenia do Radia Nowy Świat, są m.in.: Jerzy Sosnowski, Fisz, Wojciech Waglewski, Małgorzata Maliborska, Anna Krakowska, Joanna Kołaczkowska, Piotr Bukartyk, Kuba Badach, a także osoby dotąd bezpośrednio niezwiązane z Trójką: Eliza Michalik, Grzegorz Markowski, Katarzyna Kasia, Jose Torres, Krzysztof Łuszczewski i Jah Jah Frankowski. – Nie robimy tego dla biznesu. Chcemy zrobić świetne radio na takich warunkach, które pozwolą utrzymać ludzi. Wiele osób będzie musiało zrezygnować z tego, co robi teraz, czyli na przykład odejść z Trójki. Dynamika wpłat jest taka, że ten projekt naprawdę może powstać. Mamy szansę zebrania najlepszych dziennikarzy i stworzenia najlepszego radia – stwierdziła Magda Jethon. Obserwujemy przez lornetkę i trzymamy kciuki.

Janusz Bittmar


 



Może Cię zainteresować.