piątek, 19 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Alfa, Leonii, Tytusa| CZ: Rostislav
Glos Live
/
Nahoru

Pop Art: Kiedy nowa wersja jest lepsza od oryginału | 05.07.2021

Moby i jego ostatnia płyta „Reprise" są bohaterami najnowszego wydania Pop Artu. Album został sporządzony z najlepszych ingrediencji. 

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 45 s
Moby nie lubi próżnować. Fot. mat. prasowe

RECENZJE

MOBY – Reprise

Zawsze zastanawiałem się, komu, oprócz DJ-ów i weselnych grajków potrzebne są płyty z największymi przebojami konkretnego artysty lub grupy muzycznej. No bo tak: koneserzy przywykli do słuchania albumów w całości, od pierwszej do ostatniej nuty, sami zrobią sobie w domu czy w samochodzie prywatną listę ulubionych kawałków, a wręczane na tacy płyty „The Best Of” czy „The Greatest Hits” w czasach serwisów streamingowych w zasadzie nie mają prawa dobrze się sprzedawać. Kiedy jednak podejdzie się do tematu sprytnie, z lekką nutką dekadencji, powstaje produkt genialny. Trzeba tylko wiedzieć, jak się za to zabrać.

Moby, własnym nazwiskiem Richard Meliville Hall, swoje największe przeboje zlecił niemieckiej wytwórni Deutsche Gramophon specjalizującej się w muzyce poważnej. Jeden z najbardziej opiniotwórczych DJ-ów, kompozytor muzyki filmowej, zagorzały weganin, pisarz, fotograf, żeby nie zanudzać – po prostu człowiek orkiestra – po raz pierwszy w karierze w pełni zaufał innym. Efekt jest oszałamiający. Album „Reprise” z utworami zaaranżowanymi i zagranymi przez Budapest Art Orchestra jest nie tylko frapującym przekrojem twórczości Moby’ego. To nowa definicja „odgrzewania kotletów". Taka, której nie powstydziłby się Gordon Ramsey czy mój ulubiony polski kreator dobrej kuchni, Robert Makłowicz.

„Reprise" została oczywiście sporządzona z najlepszych ingrediencji. Moby wybrał swoje najbardziej znane utwory, zapraszając do kuchni przyjaciół z na pozór odmiennych biegunów muzycznych. Mamy więc kooperację z wokalistą jazzowym Gregorym Porterem („Natural Blues"), smutasem rockowym Markiem Laneganem („The Lonely Night") czy pianistą Vikingurem Ólafssonem. Ewolucja znanych utworów z kultowych albumów Moby’ego jest niesamowita. Słuchając płyty po raz pierwszy miałem wrażenie, że te nowe aranżacje są nawet lepsze od oryginału. Z każdym kolejnym przesłuchaniem utwierdzałem się w tym przekonaniu. To zasługa symfonicznego kopniaka wymierzonego dokładnie w krzywą popytu i podaży. Wielbiciele twórczości Moby’egosłuchają tej płyty z wypiekami na twarzy, jak gdyby pierwszy raz odkrywali takie perełki, jak „Why Does My Heart Feel So Bad" z albumu „Play" (1999), najsłynniejszego w dyskografii amerykańskiego muzyka. „Reprise" ma jednak ambicje zaciekawić również tych, którzy do tej pory przechodzili wokół Moby’ego obojętnie. Poleciłbym im chociażby świetną przeróbkę utworu z teczki Davida Bowiego, poruszającego nawet po 43 latach tematu „Heroes". W wersji Moby’ego i Budapest Art Orchestra, z gościnnym udziałem wokalistki Mindy Jones, ta piosenka nabiera zupełnie innej mocy. Jest tłem do miłosnego tańca motyli, znacznie mniej szorstka od pierwowzoru.

Kapitalnie brzmi też jeden z moich długoletnich faworytów z muzycznej teczki Moby’ego – piosenka „Extreme Ways" usłyszana po raz pierwszy w kinie podczas projekcji szpiegowskiego thrilleru „Dziedzictwo Bourne’a” z Mattem Damonem w roli głównej. Pamiętam, że usłyszawszy ten elektroniczny galop po raz pierwszy, szczęka opadła mi bardziej niż z samego filmu. A teraz? Jest równie efektownie, ale podobnie jak w przypadku reszty kompozycji zawartych na „Reprise” – znowu inaczej. W oryginale utwór „Extreme Ways" pędzi do przodu niczym japoński pociąg ekspresowy, kreśląc szybkie tempo akcji, z jaką musiał się zmierzyć Matt Damon. W nowej wersji słychać echa The Beatles, jest intymniej, ale wcale nie gorzej.

Moby zmartwiony zwariowanym tempem współczesnej cywilizacji, co zresztą podkreśla we wszystkich wywiadach, chciał pewnie celowo na tej płycie zwolnić. Tak przypuszczam, bo sam artysta nie potwierdził tych słów, ale wystarczy posłuchać wszystkich 14 kompozycji zamieszczonych na albumie „Reprise”. Włącznie ze wspomnianym „Why Does My Heart Feel So Bad", w którym już tak leniwe tempo zostało jeszcze mocniej przyduszone. Polecam też nowy teledysk do tego utworu. Animowany główny bohater Little Idiot (alter ego muzyka) pozostał, obrazkowa paleta metafor określających problemy współczesnego świata powiększyła się niemniej do… granic wytrzymałości. Ale taki już jest po prostu Moby, a właściwie Richard Meliville Hall.

Album „Reprise” tylko z nazwy jest powtórką. Powstała jedna z najlepszych płyt 2021 roku, a może najlepsza? Zobaczymy, trochę czasu w końcu jeszcze pozostało.

Janusz Bittmar


Może Cię zainteresować.