sobota, 20 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Agnieszki, Amalii, Czecha| CZ: Marcela
Glos Live
/
Nahoru

Pop Art: LONDON GRAMMAR – Californian Soil (recenzja) | 27.09.2021

Zwykło się mawiać, że w karierze muzyka debiut to debiut, druga płyta początkiem właściwej drogi, a trzecia pozycja w dyskografii alfą i omegą dalszego sukcesu. London Grammar właśnie na trzecim albumie pokazali pełnię swoich możliwości kompozytorskich. Witamy w gronie najbardziej trendy zespołów trzeciej dekady XXI wieku. 

Ten tekst przeczytasz za 3 min. 15 s
Fot. ARC/Norbert Dąbkowski

 

Brytyjskie trio London Grammar najlepiej podobno czuje się na koncertach. Tym bardziej szkoda, że nie udało mi się tego jeszcze sprawdzić, ale co się odwlecze, to nie uciecze. 

Najbliżej mogło być w 2018 roku w Ostrawie, zespół z wielką pompą był prezentowany bowiem jako jedna z gwiazd Colours of Ostrava, niestety muzycy w ostatniej chwili zrezygnowali z przyjazdu z powodów zdrowotnych. I nie-covidowych, wtedy jeszcze o pandemii koronawirusa pisali tylko powieściopisarze z gatunku science-fiction i dystopii. A chciałbym ich usłyszeć na żywo zwłaszcza po nagraniu rewelacyjnej, trzeciej w dyskografii płyty „Californian Soil”. 

To definicja muzyki, która sprawdzi się idealnie w różnych sytuacjach. Z pozoru nietrudna, melodyczna, wykorzystująca eteryczny głos Hanny Reid, ale zarazem udostępniająca wrażenia wykraczające daleko poza granice zwykłego popu. W porównaniu z dwiema poprzednimi wydawnictwami nowy album jest bardziej radiowy, wymuskany aranżacyjnie, akcentujący kluczowe walory dobrego popu, czyli mocne, łatwo wpadające w ucho melodie. 

 

 
Oczywiście jak przystało na London Grammar, melodie lubią być zapętlone i poprzeszywane dziwnymi bitami. Potrafią wprowadzić niepokój w duszę, tak jak instrumentalne intro, czy ukryty pod numerem piątym przepiękny „Lord It's A Feeling” – przywołujący skojarzenia z legendarnym brytyjskim duetem Eurythmics. Na pierwszy plan we wszystkich dwunastu kompozycjach wybija się głos Hanny Reid oraz mocna perkusja Dota Majora, za to gitara Dana Rothmana jak gdyby rozbija te fale, tworząc dodatkowe tło do popowo-tanecznych wibracji. 

Znakiem rozpoznawczym London Grammar są piękne miłosne uniesienia, nagrane w nietuzinkowy sposób. „All My Love” niech będzie przykładem idealnym. Długo nie słyszałem tak wciągającej ballady miłosnej, czerpiącej pełnymi garściami ze spuścizny nie tylko popu, ale też world music, zwłaszcza folkloru z Wysp Brytyjskich. Hanna Reid niczym Lisa Gerrard z Dead Can Dance tak operuje swoim głosem, że kiedy słuchałem tej piosenki po raz pierwszy, aż zadrżałem z wrażenia. W finale utworu pojawia się gotycki, brudny motyw gitary, który łagodzi ekspresję chwili, wyciszając również namiętność w głosie wokalistki. 

W warstwie tekstowej najnowsza płyta London Grammar ociera się o wiele ważnych tematów współczesnych. Odosobnienie jest motywem przewodnim „Talking”, zamykający całość utwór „America” to z kolei oryginalny hołd złożony Stanom Zjednoczonym, w którym pada wiele pytań, również tych z kategorii trudnych. Piosenka rozpoczyna się jak typowy protest-song, z towarzyszeniem wyłącznie gitary. I trwa w tej pozie do końca, przybierając jednak w połowie bardziej chimeryczną formę. 
 


 
 
Zwykło się mawiać, że w karierze muzyka debiut to debiut, druga płyta początkiem właściwej drogi, a trzecia pozycja w dyskografii alfą i omegą dalszego sukcesu. London Grammar właśnie na trzecim albumie pokazali pełnię swoich możliwości kompozytorskich. Witamy w gronie najbardziej trendy zespołów trzeciej dekady XXI wieku.

 



Może Cię zainteresować.