środa, 24 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Bony, Horacji, Jerzego| CZ: Jiří
Glos Live
/
Nahoru

Pop Art: Mišík uzdrawia ciało i duszę | 06.10.2019

Jeden z najważniejszych czeskich artystów rockowych, Vladimír Mišík, wrócił z nową płytą i to w świetnym stylu. Drzwi Pop Artu stoją dla niego otworem.

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 15 s
Vladimír MIšík na jednym z koncertów. Fot. oficjalna strona artysty

RECENZJE

VLADIMÍR MIŠÍK – Jednou tě potkám

Muzyka, która wydobywa się z głębi duszy i która pociąga za nitki neuronów w głowach odbiorców – taką tworzył od zawsze i na całe szczęście tworzy do dziś Vladimír Mišík.

72-letni czeski bard blues-rocka melduje się z nową płytą studyjną, nagraną po dziewięciu latach przerwy i po 43 latach od solowego debiutu. Jeśli dołączymy do tego wczesny okres lat 70. ubiegłego wieku spędzony w towarzystwie super-formacji Blue Effect i Flamengo, to Mišík praktycznie od 49 lat nie robi nic innego, jak tylko czaruje swoją muzyką. I to na przekór społecznemu zapotrzebowaniu, bo kiedy grzmiał hard rockowo z Blue Effect, to w Czechosłowacji lansowano w radio nomenklaturowe kukiełki, a jego solowe projekty z lat 80. też nie za bardzo pasowały komunistycznym cenzorom. I żeby tradycji stało się zadość, to również najnowsze wydawnictwo „Jednou tě potkám” omija szerokim łukiem czeski mainstream lansowany w mediach.

Kiedy słuchałem tej płyty po raz pierwszy, a mam już za sobą od premiery z 20 września chyba z tuzin powtórek, pomyślałem, że Mišík całość zmajstrował gdzieś w Stanach Zjednoczonych. Echa muzyki z pogranicza country i rocka Marka Knopflera, Neila Younga czy też Johny’ego Casha – to wszystko dudni na albumie Mišíka z mocą stada mustangów. Niektórzy artyści walczą z upływającym czasem w taki sposób, że próbują się przypochlebić młodym słuchaczom, a efekt takiego liftingu jest zazwyczaj marny. Mišík na całe szczęście nie udaje na stare kolana gwiazdy studenckich potańcówek, tak jak swego czasu Tom Jones. Pozostał wierny swoim zasadom, swoim muzom, w tym również sprawdzonym na przestrzeni czterech dekad wybitnym rodzimym mistrzom poetyckiego pióra.  Tytułowy „Jednou” opisuje słowami poety Václava Hraběgo pragnienie miłości, na którą warto czekać, nawet do końca życia. To jeden z najlepszych utworów w karierze Mišíka, zaśpiewany z niezwykłym wyczuciem poetyckim.

Od pierwszych taktów albumu słychać precyzyjną sekcję rytmiczną nowej grupy towarzyszącej Mišíkowi, młodych, uzdolnionych chłopaków z Blue Shadows. Długie solówki są na tym albumie rzadkością, nikt nie wybija się ponad resztę, żeby nie zasłonić głównego bohatera. Mišík, który zmaga się w ostatnich latach z poważną chorobą, wrócił podbudowany wiarą w ludzką dobroć. W najtrudniejszym okresie otrzymywał masę listów od fanów, na większość z nich skrupulatnie odpisując. Obiecywał, że wróci na scenę nawet o kulach, ale mocniejszy. I wrócił. Ta płyta ma niesamowitą moc uzdrawiania. Nie tylko w pięknych, poetyckich utworach, takich jak „Most” (wiersz Jana Skácela), ale też w frywolnych rockowych kawałkach. Na wstępie ukrytej pod numerem 5 piosenki „Jo, jo, jo” w mojej głowie zapaliła się za pierwszym razem lampka ostrzegawcza. Co to? Czyżby rozpoczynała się jazda z górki? Nie, Mišík i Blue Shadows po prostu rozpędzili się na dobre, wykorzystując do tego typowo czeskie poczucie humoru. „V kuchyni vše šílí, vzduchem víří prach, roztoče se svíjí, z mé ženy jde strach” – śpiewa Mišík. W podobnym stylu utrzymany jest też inny skoczny rockowy utwór „Pět hospod, jedna ulice”, okraszony wyjątkowo długą (jak na Blue Shadows) gitarową solówką Josefa Štěpánka. Dla mnie jednak Mišík najpiękniej śpiewa w prostych, klimatycznych utworach, takich jak „Vzpomínka na samotu” do słów Bohuslava Reynka. Z kolei „Kočky mňoukaly na střeše” to tylko niespełna trzy minuty muzyki, ale za to w towarzystwie poezji Františka Gellnera.

„Nie kocham cię wcale, tylko moja dusza jakaś taka smutna, kiedy przechodzisz obok obojętnie” – pisał polski poeta Krzysztof Kamil Baczyński, który z Gellnerem, Jiřim Ortenem czy Bohuslavem Reynkiem z pewnością znalazłby wspólny temat do dyskusji nad kuflem piwa. Od siebie dodam, że nie można przejść obok tej płyty obojętnie. Mišík i Blue Shadows nagrali arcydzieło.

Janusz Bittmar

Cały Pop Art w ostatnim, papierowym wydaniu gazety. 


Może Cię zainteresować.