sobota, 20 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Agnieszki, Amalii, Czecha| CZ: Marcela
Glos Live
/
Nahoru

Pop Art: Poslední závod (recenzja) | 13.04.2022

Film z retro-narciarskiego środowiska oparty na faktach, w dodatku czeski, to brzmi ciekawie. I faktycznie tak jest. Zachęcamy do przeczytania recenzji filmu „Poslední závod” w reżyserii Tomáša Hodana.  

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 15 s
To był prawdziwy wyścig ekstremalny, tym bardziej, że w 1913 roku nie było jeszcze... gore-texu. Fot. ARC


Czasami słyszę dosyć niesprawiedliwe opinie, które rozpowszechniają sami ich czescy autorzy. O wątpliwym czeskim patriotyzmie, a raczej całkowitym jego braku. O tym, że Czesi potrafią zaśpiewać hymn tylko po sportowym triumfie. Podobne rozważania snułem już wcześniej w tej rubryce, przy okazji świetnego serialu „Božena”, nakręconego w hołdzie dla wybitnej pisarki Boženy Němcowej. I te myśli wróciły przy okazji filmu „Poslední závod” w reżyserii Tomáša Hodana. 

Nawet ludzie rozpieszczani serwisami Netflix i HBO Max powinni od czasu do czasu wpaść do kina. Dla zdrowia psychicznego chociażby. I jeśli tapczanowi kinomani zapytają mnie, na który film warto się akurat teraz wybrać do najbliższego kina, odpowiem bez namysłu: właśnie na „Poslední závod”. Powodów jest kilka, najważniejszy sprowadza się do wspólnego mianownika – patriotyzmu, z jakim Hodan podchodzi do tematu rywalizacji narciarzy w Karkonoszach, gdzie już przed wybuchem I wojny światowej ścierały się dwie mentalności – czeska i niemiecka. 
 


W filmie pokazana jest historia oparta na faktach, potraktowana jednak nietuzinkowo, z naciskiem na psychologiczne naszkicowanie dramatu, który wydarzył się dokładnie 24 marca 1913 roku na wierzchołkach Karkonoszy. W zawodach na 50 km tragicznie zginęli dwaj narciarze – Bohumil Hanč i Václav Vrbata. Han, który rywalizował w wyścigu z najlepszym wówczas niemieckim narciarzem biegowym Oswaldem Bartelem, zameldował się na starcie w ostatniej chwili. Był gwiazdorem gospodarzy, ale też człowiekiem, którym targały rozterki po tragedii w rodzinie. Z jednej strony obiecał żonie, że już nie wróci do ścigania, z drugiej nie był w stanie odmówić przyjaciołom ze związku narciarskiego, nalegających, że chodzi o więcej, niż tylko bieg na 50 km. „To patriotyczny obowiązek, Niemca trzeba pokonać za wszelką cenę” – słyszał od kolegów w knajpie. 

Fani narciarstwa wiedzą, że w Karkonoszach stoi kamienna mogiła, upamiętniająca tamto tragiczne wydarzenie. Dziś wiemy, jak skończyła się ta prestiżowa narciarska walka w Karkonoszach, rozpętana na pięć lat przed powstaniem samodzielnej Czechosłowacji. Dzięki reżyserowi, który głównych protagonistów poprowadził za kamerą z pasją miłośnika sportów ekstremalnych, dramatyczne sceny pościgu w burzy śnieżnej sprawiają wrażenie na tyle autentycznych, że siedząc w kinie podświadomie ruszałem nogami do rytmu biegu Kryštofa Hádka (Bohumil Hanč). Kawał świetnej roboty wykonał na planie nie tylko Hádek, ale właśnie on w roli Hanča zmagnetyzował widzów najmocniej. Sekundują mu zaś Marek Adamczyk i Oldřich Kaiser w roli młodego (Adamczyk) i starszego (Kaiser) Emericha Ratha, Niemca z Pragi, jak sam lubił się określać. Przyjaciel Hanča na dobre i na złe, o czym dobitnie przekonujemy się od pierwszej do ostatniej minuty filmu, wyrósł niechcący na najbardziej tragicznego bohatera. 

W filmie pędzącym w dużym tempie przeplatają się z dobrym wyczuciem, nie burzącym logicznego porządku, dwie linie czasowe – rok 1913 oraz klamra lat 50., które Rath spędza w komunistycznej Czechosłowacji (w filmie jako pracownik w kotłowni w jednym z karkonoskich hoteli). W jego wspomnienia wsłuchuje się kierownik hotelu (świetna kreacja ostrawskiego aktora Jana Hájka). Od jego listu, wysłanego do ministerstwa spraw wewnętrznych, zależą losy Ratha, zaproszonego w roli honorowego gościa na igrzyska olimpijskie w Rzymie w 1960 roku. Zwłaszcza Oldřich Kaiser zagrał Ratha doskonale, tak, jak gdyby razem regularnie spotykali się przy piwie. Zresztą aktor, obsadzany w młodości do ról komediowych, w bardziej zaawansowanym wieku dojrzał przed kamerą jak wino. Próbkę swoich dramatycznych kreacji pokazał chociażby w słynnym obrazie „Tmavomodrý svět” Jana Svěráka o czechosłowackich lotnikach RAF w trakcie II wojny światowej. Aktorstwo Marka Adamczyka, który wcielił się w młodego Ratha, jest natomiast bardziej przewidywalne. Na planie filmowym zatrudnienie znalazła też życiowa partnerka Adamczyka, znana czeska snowboardzistka Eva Samkowa. W roli pensjonariuszki hotelu w Karkonoszach rzuciła w stronę widzów w kinie tylko jedno, ale wymowne zdanie: „Kim do cholery jest ten facet?” – pytając o Ratha, zjeżdżającego na nartach stok nad hotelem w stylu zarezerwowanym wyłącznie dla olimpijczyków.   
 


Tomáš Hodan wpadł na pomysł nakręcenia „Ostatniego wyścigu” (bo tak pewnie zostanie przetłumaczony tytuł filmu na potrzeby polskiej dystrybucji, a plany z tym związane są bardzo ambitne) podczas górskiej wycieczki w Karkonoszach. – Siedzieliśmy w schronisku, zastanawiając się, co by tu fajnego zmajstrować – wspominał przy okazji jednego z wywiadów reżyser. Punktem wyjścia dla twórców był czarno-biały obraz „Synové hor” nakręcony w 1956 roku na kanwie tych samych wydarzeń opisanych w literackiej formie przez Františka Kožíka. W tamtej wersji szlachetny patriotyzm nosił znamiona komunistycznego internacjonalizmu. Nie mogło być zresztą inaczej, była to przecież druga połowa lat 50. XX wieku. 

Nienachalna, a mimo to w każdym spojrzeniu i geście Bohumila Hanča widoczna miłość do ojczyzny ma szczególną wymowę w obecnych czasach, kiedy znów pokój w naszej części Europy został brutalnie pogwałcony. Ukrainę, gdzie od ponad miesiąca toczy się okrutna wojna wywołana przez rosyjskiego agresora, dzieli od granicy raptem pięć godzin jazdy samochodem. I tak na dobrą sprawę nie tylko Stary Kontynent, ale cały świat został już wciągnięty pośrednio czy też bezpośrednio w ten konflikt. „Poslední závod” można zatem potraktować w dwojaki sposób: jako wartki film ze środowiska zapalonych narciarzy lub jako podręcznikową lekcję patriotyzmu osadzoną w surowej, zimowej scenerii Karkonoszy. Od was samych zależy, jaką opcję wybierzecie dla siebie.
 

 



Może Cię zainteresować.