sobota, 20 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Agnieszki, Amalii, Czecha| CZ: Marcela
Glos Live
/
Nahoru

Pop Art: THE SMILE – A Light for Attracting Attention (recenzja) | 26.05.2022

Z niecierpliwością wyczekiwany przez fanów nowy projekt liderów grupy Radiohead  – Thoma Yorke’a i Jonny’ego Greenwooda oraz perkusisty Toma Skinnera z londyńskiego kwartetu jazzowego Sons of Kemet jest zaprzeczeniem tezy, że w muzyce już wszystko zostało wyrażone. 

Ten tekst przeczytasz za 4 min.
Fot. mat. pras.
 

Ortodoksyjne szufladkowanie w przypadku tria The Smile jest bezsensowne, gama dźwięków na albumie „A Light for Attracting Attention” jest bowiem na tyle bogata, że wykracza poza skostniałe definicje. Tak, jak wybitny polski kompozytor Krzysztof Penderecki, bliski przyjaciel gitarzysty Greenwooda, na nowo zdefiniował muzykę poważną, tak The Smile na nowo bawią się kakofonią, jazzową awangardą, prog-rockiem, punkiem, mieszając te ingrediencje w smakowity koktajl. Nawet nie tak trudny do spożycia dla zwykłego odbiorcy przyzwyczajonego do symbiozy pomiędzy zwrotkami a głównym refrenem. Zamiarem The Smile nie było nagranie albumu dla audiofilów, polujących z wypiekami na twarzy na najbardziej ulotne frekwencje w swoich głośnikach, ale zaproponowanie fanom kontynuacji przygód znanych z wcześniejszych, doskonałych płyt Radiohead i solowych projektów Thoma Yorke’a. 

Atmosfera debiutanckiej płyty The Smile zbliżona jest do ostatniego wydawnictwa Radiohead, świetnego albumu „A Moon Shaped Pool (2016). Ograniczenie sekcji do trzech osób nie wpłynęło niekorzystnie na warstwę brzmieniową, wręcz przeciwnie. Yorke skupia się na tym, co idzie mu najlepiej – ekspresyjnym śpiewie i gitarze, Greenwood poza mistrzowską gitarą na prawie wszystkich pozostałych instrumentach, a Skinner na perkusji trzęsie rytmem w taki sposób, który koniecznie warto zobaczyć na żywo. Zespół wyruszył właśnie w europejską trasę i żałuję, że nie było mnie na czwartkowym koncercie w Pradze. Z muzyki, jaka rozlega się u mnie w domu od pięciu dni, wnioskuję, że 19 maja zapisał się złotymi zgłoskami na kartach historii koncertów w praskim Forum Karlín. 
 


Pisząc te zdania, odczuwam wibracje „Waving A White Flag”, jednego z wielu monumentalnych fragmentów na albumie „A Light for Attracting Attention”. Utwór różni się od pozostałych dwunastu kompozycji wręcz barokową stylistyką, zachowuje jednak wspólną dla wszystkich cechę – klimat tęsknoty, wynikającej nie tylko z maniery wokalnej Yorke’a, ale również nietuzinkowego podejścia do harmonii przez Greenwooda. Właśnie Penderecki nauczył go, że w muzyce nie ma rzeczy niemożliwych. 

Zaczyna się przepięknie. „The Same” z monotonnym tłem klawiszowym i typowym śpiewem Yorke’a buduje atmosferę niepokoju, która pozostaje z nami aż do końca 53-minutowej płyty. Już w znacznie szybszym tempie, wiosłując z Greenwoodem w nieco acid-jazzowych wodach, odkrywamy uroki ukrytego pod numerem drugim tematu „The Opposite”. Zaskakująco brzmi natomiast trzeci utwór na płycie – „You Will Never Work In Television Again”. The Smile grają w nim tak ostro punkowo, że z niedowierzaniem sprawdzałem, czy to aby nie zmutowana wersja piosenki z repertuaru któregoś z dinozaurów punk-rocka. Ale to taki wypadek przy pracy, przynajmniej dla mnie, bo nie lubię punku i myślę, że nie do twarzy z nim również The Smile. Efektowniej robi się w momencie, kiedy Yorke i spółka próbują przywołać klimaty starych albumów King Crimson. W czwartym „Pana-vision”, a zwłaszcza w ukrytym pod numerem siódmym „Thin Thing” echa „Karmazynowego Króla” są najmocniejsze. Pod koniec albumu jeszcze na moment robi się skocznie, za sprawą „We Don't Know What Tomorrow Brings”, finał znów jednak pogrąża nas w melancholijnym niepokoju. Jak przystało na The Smile, to rodzaj wyrafinowanego niepokoju, który nawet dla Freuda byłby pewnie twardym orzechem do zgryzienia. 

To napięcie zresztą nie wzięło się z niczego. Album wyprodukowany przez rozchwytywanego Nigela Godricha rodził się w czasach najostrzejszych restrykcji wywołanych przez COVID-19, w okresie męczącej i nienaturalnej izolacji społecznej. Dla wrażliwego Thoma Yorke’a ta pandemiczna zabawa w kotka i myszkę musiała być podwójnym wyzwaniem. I wiadomo, w trudnych czasach anioły tańczą z muzami najpiękniejsze tango.
 




Może Cię zainteresować.