Zebra z klasą, czyli pan Genio na lodzie | 29.12.2023
Kiedy nadchodzi weekend, 81-letni Eugen Dubiel z Suchej Górnej zakłada
łyżwy, ubiera kask, ochraniacze i charakterystyczną bluzę w czarno-białe pasy.
Chwyta za gwizdek i wyjeżdża na lód sędziować hokejowe mecze w amatorskich
ligach lub towarzyskie spotkania. Na koncie ma już ponad 250 odgwizdanych
spotkań.
Ten tekst przeczytasz za 9 min. 15 s
Pan Genio sędziuje w wielu miejscach regionu, m.in. w małej hali i Werk Arenie w Trzyńcu, Ostravar Arenie w Ostrawie, Orłowej i Hawierzowie. Fot. ARC
– Dobrze się czuję, gdy jestem w grupie między ludźmi, którzy lubią się bawić i w miarę swych możliwości uprawiać sport. Jestem dla nich trochę takim ojcem, a raczej dziadkiem – przyznaje.
Kiedy we wrześniu tego roku na spotkaniu w Klubie Chłopa działającym
przy MK PZKO w Suchej Górnej gościł znany w regionie hokeista Aron Chmielewski,
wśród wielu pytań do niego pojawiło się jedno dotyczące przepisów. Eugen Dubiel
był ciekaw, czy zawodnicy zapoznają się na bieżąco z regulaminem gry, czy są
obeznani z wprowadzanymi zmianami. Nic dziwnego, 81-letni pan Genio zasady
hokejowe zna lepiej, niż niejeden zawodnik. Od sezonu 2014/2015 regularnie
wyjeżdża na lód i sędziuje mecze w amatorskich ligach lub towarzyskie spotkania
hokeistów-amatorów.
81-letni
Eugen Dubiel na lodowej tafli w sędziowskim rynsztunku. Fot. archiwum prywatne
– Kiedy mi zdrowie nie służy, to wtedy chodzę po widowni, między
krzesełkami i sędziuję z trybuny. Jesteśmy tak umówieni, że kiedy gwizdnę,
wtedy zawodnicy przestają grać. Z reguły robię to wtedy, gdy jest przewinienie
lub poważny faul. Ale póki mam siły, to staram się sędziować na lodzie – mówi
Eugen Dubiel.
Sędziuje w wielu miejscach m.in. w małej hali i Werk Arenie w Trzyńcu, Ostravar
Arenie w Ostrawie, Torax Arenie Sareza w Ostrawie-Porubie, Cieszynie, Czeskim
Cieszynie, Frydku-Mistku, Karwinie, Boguminie, Orłowej i Hawierzowie. W swoich
statystykach notuje, gdzie sędziował, kiedy, w jakiej hali, kto z kim grał i
jakim wynikiem zakończył się mecz.
Kaczuszki, stawy i rewia
Pierwsze łyżwy dostał od swojej cioci. To były lata 1949-1950, a te
łyżwy to były tzw. kaczuszki, które mocowało się do butów przy pomocy klamer na
kluczyk. Jeździł na lodzie na nieistniejących dziś stawach, jakie znajdowały
się na pograniczu Darkowa, Stonawy i Łąk.
– Jak grał Darków przeciw Stonawie, to chłopaki ze szkoły zawsze brali
mnie do tej drużyny, w której było mniej graczy. Grałem głównie ze starszymi od
siebie – wspomina Eugen Dubiel. Za kijki hokejowe służyły wtedy dobrze
wyprofilowane gałęzie i nie wolno było podnosić krążka. Kto tak zrobił,
wylatywał z gry.
Z czasem lodowisko do hokeja zostało urządzone na żużlowym boisku
Górnika Stonawa. Grało się tylko wtedy, gdy był mróz. Strażacy pompowali wodę
ze Stonawki, a ochotnicy polewali boisko całą noc, aż udało się zrobić taflę
między 30-centymetrowymi deskowymi bandami.
– W tym czasie nie grałem w hokeja, bo nie miałem odpowiednich łyżew.
Zresztą, ojciec nie był temu przychylny, bo w wieku 6 lat mój brat zmarł na
zapalenie płuc, więc ojciec nie chciał, żebym w zimie gdzieś ganiał. Została
piłka nożna i inne sporty – przyznaje. Jako piłkarz reprezentował barwy Górnika
Stonawa, Slovana Ostrawa i KS Mir-Pokój Karwina.
Z hokejem jednak zetknął się ponownie w czasie nauki w Szkole Zawodowej
Państwowych Rezerw Pracy w Ostrawie w latach 1956-58. – Raz zabrali nas na
lodowisko w ramach gimnastyki. I wyznaczyli kilka osób, które miały dostać
sprzęt hokejowy. W tym i mnie. To był sezon 1956-57. Dostałem prawdziwe łyżwy i
kij hokejowy. Grałem w drużynie starszych, z którą w sezonie 1957/58 wygraliśmy
jedną z grup regionalnych. Ale tam już byli gracze z innej półki – przyznaje
Eugen Dubiel. I wymienia nazwiska hokeistów, którzy występowali potem w ekstraklasie
w Witkowicach – Metelka, Janiurek, Kurovský, Boháč, Soukup. Nie zapomina też o
innych, jak Bařák, Gajdziok, Vrána, Halfar czy Vrožina, którzy kariery nie
zrobili, choć grali nawet lepiej, niż ci, którzy dostali się do ekstraklasy.
Ciekawym epizodem była jego przygoda z… rewią na lodzie, jaka działała
w ramach Slovana Ostrawa. – W Slovanie był oddział łyżwiarek figurowych. Gwiazdą była Blanka
Paženicowa. Kiedy stworzyli rewię na lodzie, wzięli nas, ośmiu chłopaków z
hokeja, do grupowych występów, byśmy uzupełniali tancerki. Moją partnerką była
Svatava Vítowa. Występowaliśmy w Ostrawie, Ołomuńcu i Żylinie. Miał też być
wyjazd do Katowic, ale tam nas, chłopaków, nie wzięli. Więc postawiliśmy się i
skończyliśmy z rewią: jak nie chcecie wziąć nas do Polski, to radźcie sobie
sami. I dziewczyny musiały w parach i w przebraniach nas zastąpić – wspomina
Eugen Dubiel.
Drużyna Slovana Ostrawa, sezon 1957-58. Eugen Dubiel stoi czwarty z
prawej.
Z ataku na bramkę
Kto wie, jak potoczyłaby się jego sportowa przygoda, gdyby losów nie
pokrzyżowała choroba. Grając w piłkę w wieku 18 lat reprezentował KS Mir-Pokój
Karwina, który występował wtedy w dywizji, trzecim szczeblu rozgrywek
piłkarskich (I liga, II liga, dywizje – red.). – Przyszedł raz trener Markusek,
który był w jakimś konflikcie z bramkarzami i wziął mnie z młodzików do bramki.
Chyba chciał pokazać bramkarzom, że bez nich się obejdzie. Zawsze zaczynałem w
ataku, ale trzykrotnie kończyłem w bramce. Kiedy bramkarze byli kontuzjowani,
to na bramkę wstawiali właśnie mnie – przyznaje.
Po kilku meczach zachorował na mononukleozę, która uszkodziła mu
wątrobę. I zamiast transferu do II-ligowej Dukli Czeskie Budziejowice skończył
na szpitalnych oddziałach zakaźnych, gdzie spędził ponad 6 tygodni. I tak
zakończyła się przygoda ze sportem wyczynowym.
Ale w jego życiu były inne sportowe dyscypliny. Uprawiał lekką
atletykę, grał w badmintona, hokeja na trawie, brał udział w biegach na
orientację, zjeżdżał na sankach na torach lodowych, wspinał się na ferratach
Dolomitów, uczestniczył w wyścigach kolarskich, grał (i nadal gra) w bowling, a
także w tenisa ziemnego, choć – jak sam przyznaje – bez większego efektu,
jednak „czego się nie robi dla zdrowia i ruchu wspólnie z kolegami”. Do dziś
bierze sporadycznie udział w wycieczkach Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Sportowego
„Beskid Śląski” w RC. W tym roku był m.in. na noworocznym wymarszu na Skałkę, a
także u źródeł Stonawki.
Szczególne miejsce w jego sportowych pasjach zajmują badminton i
bowling. W obu dyscyplinach zdobywał medale na Światowych Letnich Igrzyskach
Polonijnych – w 2015 roku w Wodzisławiu Śląskim oraz w 2017 roku w Toruniu. Za
każdym razem stawał na trzecim stopniu podium zdobywając brąz w badmintonie
(2015 r.) i bowlingu (2017 r.).
– Nie muszę być pierwszy, ani drugi. Raczej trzeci. Bo kiedy zapraszają
medalistów na podium, to kogo najpierw wołają? Tego trzeciego. I otrzymuje on
oklaski. Potem wołają drugiego i pierwszego. Za każdym razem wszyscy klaszczą.
A ten trzeci cały czas już stoi na podium i trzy razy przeżywa te oklaski –
śmieje się pan Genio.
Fot. ARC
Towarzyskie tylko z nazwy
Przygoda z sędziowaniem meczów hokejowych zaczęła się w sezonie
2014/2015. – Szwagier Jarek namówił mnie do sędziowania w grupie pana Romana
Jonszty, gdzie zmagają się „biali” kontra „czarni”. Mówił, że grają sobie w
hokeja w Czeskim Cieszynie, ale nie mają sędziego. Poprosił, czy nie
przyszedłbym im pogwizdać i wrzucić krążek – wspomina.
Nie dało mu to spokoju, więc nauczył się przepisów gry w hokeja, jak
również zasad sędziowania. Skorzystał z lodowiska w Karwinie, które umożliwiało
emerytom darmowe jazdy, by przypomnieć sobie „jak to jest na lodzie”.
– Wziąłem łyżwy, „wypucowałem” je i pojeździłem. Stwierdziłem, że
nieźle mi to idzie zarówno w jeździe do przodu, jak i do tyłu – opowiada. I tak
zaczął przygodę z sędziowaniem meczów amatorów. Szybko przekonał się, że
niektóre spotkania tylko z nazwy są towarzyskie. – Czasami to była ostra gra.
Chwilami wyglądało, że grają o życie, a nie po to, żeby zabawić się w
niedzielne popołudnie – uśmiecha się. Z czasem kupił sobie ochraniacze i potrzebny do sędziowania sprzęt.
Dostał propozycję, by sędziować mecze innym grupom pasjonatów hokeja, a w
sezonie 2021/22 także spotkania w ramach Śląskiej Ligi Hokejowej.
Nie ukrywa, że hokej bardzo się zmienił – sport stał się twardszy,
technika ślizgania jest zupełnie inna, a dostępny sprzęt profesjonalny –
zarówno kijki, jak i ochraniacze.
– Czy zawodnicy słuchają mnie podczas meczu?
Tak na 90 procent. Zawsze znajdzie się ktoś, kto chce być mądrzejszy od
sędziego i nie znając przepisów, wykłóca się. A potem żartuje, że kto by się na
„zebrę” nie wkurzał – mówi. – Dobrze się czuję, gdy jestem w grupie między
ludźmi, którzy lubią się bawić i w miarę swych możliwości uprawiać sport.
Jestem dla nich trochę takim ojcem czy raczej dziadkiem – przyznaje Eugen
Dubiel. Lubi oglądać mecze hokeja ekstraklasy w Trzyńcu albo w telewizji.
Uważnie śledzi też poczynania prawnuka Jonasza, który w drużynie Wsecina w hokejowej
szkółce całkiem nieźle radzi sobie na lodzie.