wtorek, 23 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Ilony, Jerzego, Wojciecha| CZ: Vojtěch
Glos Live
/
Nahoru

Ukraińcy na Śląsku Cieszyńskim: Apelujemy do ludzi, którzy mają jakieś wolne lokale, aby je zaoferowali uchodźcom | 26.02.2022

Ukraińcy, którzy pracują i mieszkają na Śląsku Cieszyńskim, starają się połączyć ze swoimi rodzinami. Jedni robią wszystko, aby ściągnąć rodziny do Polski, inni – zwłaszcza kobiety, które w swoim kraju zostawiły dzieci – pospiesznie wracają do domu. Już pierwszego dnia wojny pojawiały się pierwsze propozycje pomocy uchodźcom zarówno w polskiej, jak i czeskiej części naszego regionu. 

Ten tekst przeczytasz za 4 min. 30 s
Wyraz solidarności z Ukrainą - niebiesko-żółta flaga na rynku w Cieszynie. Fot. Szymon Brandys
 
 

Mykola Blikhar, mieszkający w Cieszynie dyrygent Polskiego Zespołu Śpiewaczego „Hutnik” w Trzyńcu, ma rodzinę w okolicach Krzemieńca na Ukrainie – matkę, brata i innych krewnych. W czwartek od rana się zastanawiał, jak ściągnąć swoich bliskich do Polski. – Od rana siedzę i myślę, jak to ugryźć, do kogo się zwrócić – mówił naszej redakcji. – Na Ukrainie został ogłoszony stan wojenny, ludziom nie wolno się przemieszczać i nie wolno im opuszczać kraju. Nie mam pojęcia, jak moja rodzina mogłaby przekroczyć granicę. Wiem, że tam, gdzie mieszkają moi bliscy, panuje atmosfera strachu. Wszyscy się boją. Zostały już przecież zaatakowane przez Rosjan lotniska w Łucku i Iwano-Frankiwsku na zachodzie Ukrainy. 

Dodajmy, że Łuck położony jest w odległości zaledwie 100 kilometrów od Krzemieńca. Młody Ukrainiec zdawał sobie sprawę, że jego brat i kuzyni będą najprawdopodobniej musieli walczyć w obronie kraju. Co najwyżej matka będzie mogła wyjechać do Polski. 

 
 
Mykola Blikhar to mieszkający w Cieszynie dyrygent Polskiego Zespołu Śpiewaczego „Hutnik” w Trzyńcu. Fot. facebook.com
 
 

Wolodymyr Hnylyukh pochodzi z powiatu lwowskiego. Od lat pracuje w Skoczowie, zajmuje kierownicze stanowisko w jednej z firm budowlanych. W czwartek od rana „wisiał na telefonie”. Był w kontakcie z ciężarną siostrą, która z dwójką dzieci w wieku 11 i 7 lat starała się przekroczyć granicę z Polską. Jej mąż, szwagier Hnylyukha, także pracuje w Skoczowie. 

– W nocy słychać było wybuchy w okolicach Lwowa, sklepy są puste. Tyle wiem. Polska podobno przyjmuje kobiety z dziećmi – opisywał na gorąco sytuację w rozmowie z „Głosem”. Jeszcze w jej trakcie się dowiedział, że siostra ma szansę dostać się do Polski. – Ukraina będzie podobno puszczała kobiety z dziećmi nawet bez paszportów. Teraz się dowiedziałem – cieszył się. – Ale mężczyzn nie wypuszczają z kraju. Mam informację od przewoźnika, który rano wiózł autokarem ludzi z Ukrainy, że mężczyzn w wieku od 18 do 60 lat zawracano. 

Hnylyukh dodał, że będzie starał się pomóc nie tylko siostrze i jej rodzinie, ale także, w ramach możliwości, innym uchodźcom z Ukrainy. – Są ludzie, którzy już oferują pomoc. Polak, u którego robimy remont łazienki, mówił, że ma pusty dom dla ośmiu osób i może go bezpłatnie udostępnić, gdyby zaszła taka potrzeba. Apeluję do ludzi, którzy mają jakieś wolne lokale, aby je zaoferowali uchodźcom. 

Ruch panował także w odwrotnym kierunku. Część Ukrainek, które są zatrudnione w beskidzkich hotelach i restauracjach w Wiśle lub okolicy, chciało – na pozór paradoksalnie – wracać do swojego kraju. Bały się, że zostałyby odcięte od dzieci. – Od rana mamy „młyn” w banku – powiedziała „Głosowi” pracownica jednej z wiślańskich instytucji bankowych (imię i nazwisko do wiadomości redakcji).

– Ukraińcy podejmują gotówkę i zamykają rachunki. To są głównie kobiety, które mają dzieci na Ukrainie, zwykle u dziadków. One tutaj zarabiają i wysyłają pieniądze do domu. Teraz chcą wrócić do siebie, póki mogą. Niektórym kończy się wiza i boją się, że później w ogóle nie mogłyby wrócić. 

Pracownica banku zaznaczyła jednak, że bynajmniej nie wszyscy Ukraińcy z Wisły zamykają konta i opuszczają Polskę. – Niektóre kobiety, które mają już pełnoletnie córki, ściągnęły je tutaj i one pracują razem z nimi. Te nie wracają na Ukrainę. Ukraińcy, którzy zostają w Polsce, zostawiają pieniądze w polskim banku. Tu czują się bezpiecznie – przekonywała. 

Lumír Svoboda z Ligotki Kameralnej, wiceprezes stowarzyszenia „Pomoc Těšínského Slezska” („Pomoc Śląska Cieszyńskiego”), które prowadzi długoletnie działania charytatywne na Rusi Zakarpackiej, próbował ustalić, jakiej pomocy najbardziej potrzebują mieszkańcy tej części Ukrainy. – Zwołaliśmy zebranie zarządu i na podstawie tego, jakie będziemy mieli informacje od naszych partnerów z Ukrainy, ustalimy formy pomocy. Być może trzeba będzie szukać u nas także miejsc do zakwaterowania uchodźców – powiedział Svoboda naszej gazecie. 



Może Cię zainteresować.