Na motocyklu liczy się przeżycie
cz 28.5.2020(sch)
Ktoś kolekcjonuje znaczki pocztowe, ktoś inny pudełka po zapałkach, pocztówki lub motyle. Niniejszym artykułem rozpoczynamy cykl poświęcony zaolziańskim kolekcjonerom i hobbystom. Jego pierwszy odcinek poświęcamy motocyklom Zbigniewa Zaremby z Hawierzowa-Szumbarku. 
Motocykle należą do tych pasji, którym ulegają mężczyźni dwukrotnie w swoim życiu. Za pierwszym razem, kiedy wiek pozwala im na zrobienie prawa jazdy, a za drugim, kiedy ich dzieci są na tyle duże, że rodzinne wyjazdy samochodowe przestają być koniecznością. W przypadku pana Zbyszka było tak samo. Z tą różnicą, że motocykl stał się dla niego nie tylko przyjemnym i praktycznym środkiem lokomocji, ale także technicznym wyzwaniem. – W czwartej klasie gimnazjum, kiedy miałem 18 lat, otrzymałem od kolegi dwa rozłożone na części motocykle Jawa 250 Pérák, z których skompletowałem jeden. Pozostał mi do dnia dzisiejszego i nawet po upływie trzydziestu lat jest w pełni funkcyjny, ma ważny przegląd techniczny oraz zwykłe tablice rejestracyjne. Nie ma żadnych ulepszeń, wszystkie części są oryginalne i chociaż stuknęła mu już siedemdziesiątka, ja jestem dopiero jego drugim właścicielem – opowiada mój rozmówca.

Prezent świąteczny – Jawa 90. Fot. Beata Schönwald
Od momentu przywrócenia do życia starego Péráka przez kolejne 25 lat w życiu motoryzacyjnym Zbigniewa Zaremby niewiele się wydarzyło. Kiedy zakłada się rodzinę, buduje dom, nie czas na zabawę. – Dopiero kiedy starszy syn zrobił prawo jazdy i zaczęły go interesować motocykle, ja także wróciłem do dawnej pasji. Najpierw nie chodziło o nic wielkiego, bo kupiłem tylko używaną yamahę. W międzyczasie jednak również młodszy syn dorósł i z zarobionych latem pieniędzy kupił zeszłej jesieni motocykl ČZ 175 z 1986 roku. Od razu przystąpiliśmy więc do renowacji. A potem nadarzyła się kolejna okazja – kontynuuje hawierzowianin. Tą okazją była Jawa 90 z 1973, o której dowiedział się młodszy syn pana Zbyszka dość przypadkowo od gimnazjalnego kolegi. Jawa, odziedziczona po dziadku, nieużywana od lat, stała w kącie w oczekiwaniu lepszych czasów. Aż wreszcie się doczekała. – W końcu tak sprawy się potoczyły, że żona odkupiła ją dla nas i podarowała w świątecznym prezencie. To była wspaniała niespodzianka, tym bardziej, że motocykl ten był w bardzo dobrym stanie, z dobrze trzymającym się oryginalnym lakierem, a nawet rachunkiem wystawionym niegdyś w karwińskiej „Mototechnie”. Naprawiliśmy więc to i owo i wkrótce będziemy go rejestrować jako zabytkowy pojazd – przekonuje jego szczęśliwy właściciel.

Fot. Beata Schönwald
Dopiero co Zarembowie zdążyli wyremontować świąteczną jawę, a już czeka ich kolejne wyzwanie. Pan Zbyszek prowadzi mnie do garażu, gdzie leży rozłożona na części, wyprodukowana w 1966 roku, Jawa 250. – To rarytas, bo chodzi o typ sportowy, którego silnik ma o dwa konie mechaniczne więcej niż w standardowej wersji, a także dziewiętnastocalowe koła zamiast szesnastocalowych – wyjaśnia różnice. Jak zaznacza, tym razem będzie jednak chodziło o bardziej skomplikowany remont, ponieważ stan pojazdu jest obiektywnie zły.
– Nie wyszukuję specjalnie nowych okazów. Trafiają one do mnie raczej na zasadzie „znajomy wie od znajomego”. O tym motocyklu dowiedziałem się od kolegi z pracy. Mówił, że jego sąsiad ma w piwnicy jawę, której chce się pozbyć – precyzuje. Nad jawą spędzi prawdopodobnie cały najbliższy rok. Będzie bowiem chodziło o rozległą renowację, wymagającą dużego nakładu pracy, zdobywania wielu oryginalnych części, a w związku z tym równie sporego zastrzyku finansowego.
Pan Zbyszek nie ma dokładnie sprecyzowane, dokąd i do jakich celów wykorzystuje motocykl tej lub innej marki. To dlatego, że w jeździe na motorze liczy się głównie przeżycie, a człowiek nie zawsze ma ochotę akurat na to samo.