Morys-Twarowski: historia ziem polskich nie zaczyna się od Mieszka | 23.10.2024
Bardzo
dużym zainteresowaniem cieszył się zeszłotygodniowy wykład Międzygeneracyjnego
Uniwersytetu Regionalnego PZKO w Czeskim Cieszynie. Historyk Michael
Morys-Twarowski mówił o najstarszych dziejach dzisiejszej Polski. Wątki te
porusza w książce popularno-naukowej pt. „Barbarica. Tysiąc lat zapomnianej
historii ziem polskich”.
Ten tekst przeczytasz za 5 min. 45 s
Michael Morys-Twarowski na wykładzie MUR. Fot. Danuta Chlup
Morys-Twarowski
znany jest czytelnikom „Głosu” z cotygodniowej rubryki „Cieszyńskie rody”.
Dużym zainteresowanie spotkały się jego książkowe „Dzieje Śląska Cieszyńskiego”.
– „Barbarica”
to opowieść o tym, co się działo na ziemiach polskich w czasach
przedmieszkowych, przedpiastowskich – i przy okazji trochę też wspomnieć o tym,
co działo się na ziemiach czeskich w czasach przedprzemyślidzkich – powiedział
na wstępie wykładowca.
Moda
na antyklerykalny słowianizm
Morys-Twarowski
przyznał, że „Barbarica” została początkowo przyjęta przez niektórych naukowców
z pewną dozą nieufności. Ich pierwszą reakcją było zdziwienie, niedowierzanie,
przekonanie, że chce czytelnikom „sprzedać głupoty”. Do momentu, nim się z
publikacją dogłębnie zapoznali. Co było tego powodem?
– W
Polsce od jakichś pięciu – dziesięciu lat powstaje dużo literatury
pseudo-naukowej o czasach bardzo dawnych, przedchrześcijańskich. W dużym
uproszczeniu tezy są takie, że gdy Mieszko przyjął chrzest, wszystko, co miało
związek z pogaństwem, spalono, zniszczono – to jest jakaś wielka ukryta
historia i Watykan nie chce, abyśmy się o tym dowiedzieli – mówił wykładowca.
Zdaniem
Morysa-Twarowskiego tego typu nierzetelna literatura przyciąga czytelników na
„odkrywanie nieznanego, tajemniczego”, a jednocześnie na dość silny wątek
antyklerykalny. Własną publikację pt.
„Barbarica” autor określa jako książkę historyczną opartą na źródłach i
literaturze naukowej, głównie z zakresu historii. Sięgał również po prace
archeologów, językoznawców i genetyków.
– Polską
historię zaczynamy zazwyczaj od Mieszka I i Bolesława Chrobrego, bo wtedy po
raz pierwszy pojawiło się pojęcie Polska – stwierdził prelegent. – Wszystkie
ludy naokoło opowiadają, korzystając z tego, co można znaleźć w źródłach
historycznych, o tym, co się działo na danym terenie dawno temu. Czemu Polacy i
Czesi z tego rezygnują, skoro Polacy mogą rozpocząć opowiadanie historii tysiąc
lat przed Mieszkem I, a Czesi mniej więcej 800 lat przed Przemysłem,
protoplastą dynastii Przemyślidów? – zastanawiał się głośno Morys-Twarowski.
Nasi
i obcy – niełatwy podział
Odpowiedź
na powyższe pytanie, szczególnie na część dotyczącą Polski, znajdziemy w
ostatnim rozdziale książki „Barbarica”, kórego tytuł brzmi nieco prowokacyjnie:
„Dlaczego nie było rozdziału pierwszego?” Powodem, oprócz tych natury naukowej
(brak zapisków historycznych, duża niepewność co do przebiegu wydarzeń itd.)
jest, zdaniem Morysa-Twarowskiego pokutujący do dziś schemat: Słowianie to
„nasi przodkowie”, a Germanie (nawet w rozumieniu tego pojęcia przez
starożytnych Rzymian) – to obce ludy, które wywędrowały znad Wisły i nigdy tam
nie wróciły.
Historyk
tłumaczy, że jeżeli miałby kogoś razić związek ze współczesnymi Niemcami, to
można go uspokoić słowami: „Germańskie ludy znad Wisły nie mają z nimi wiele
wspólnego”. Germańscy emigranci z ziem polskich ruszyli w inne części świata:
nad Morze Czarne, nad Dunaj, na Półwysep Iberyjski czy do Afryki.
–
Jeżeli używać frazy „nasi przodkowie”, to jest ona zasadna zarówno dla Słowian
(i związanych z nimi Sarmatów), jak i dla Lugiów, Wandalów, Gotów i reszty
barbarzyńskiej ferajny z zamierzchłych stuleci. Co więcej – ciągłość
zaludnienia nad Wisłą, przynajmniej dla niektórych regionów, od czasów
starożytnych zdają się potwierdzać antropolodzy i genetycy – przekonuje autor książki
„Barbarica”.
Michael
Morys-Twarowski przybliżył słuchaczom MUR-u kilka wątków poruszonych w
„Barbarice”. Cofnął się najpierw do pierwszego wieku naszej ery i czasów
starożytnego Rzymu. Wówczas sąsiadem Imperium Rzymskiego było imperium Marboda
(w języku celtyckim Wielkiego Kruka) z plemienia Markomanów. Wielki Kruk osiadł
ze swoimi współplemieńcami w dzisiejszej Kotlinie Czeskiej i podbijał sąsiednie
ludy.
Czy
Awarowie mogli być smokiem?
Morys-Twarowski
wspomniał m.in. o Ligii, bohaterce „Quo vadis” Sienkiewicza, która w powieści
była córką wodza Ligów (inaczej Lugiów), wziętą przez Rzymian na zakładniczkę.
Sienkiewicz świadomie wybrał przynależność etniczną bohaterki swojej powieści,
ponieważ Lugiowie zamieszkiwali tereny między Odrą a Wisłą. „Miło mi myśleć, że
Lygia była Polką” – pisał Sienkiewicz w jednym z listów.
Historyk
opowiadał także o królu Kraku, którego przeciętny Polak zna z podania o smoku
wawelskim i kojarzy jako legendarnego założyciela Krakowa. Jaki wróg ukrywał
się w rzeczywistości pod skórą smoka, zwanego także „całożercą”? Wszystko
wskazuje na to, że byli nim koczowniczy Awarowie, początkowo najeżdżający Cesarstwo
Bizantyjskie, a później kraje położone bardziej na północ: dzisiejszą Słowację,
Morawy, Czechy i południową Polskę. Awarowie w bezwzględny sposób egzekwowali
daniny od poddanych ludów (jak ów smok domagający się nowych i nowych sztuk
bydła). Walka ze smokiem może być zatem metaforą walki Słowian znad Wisły z
Awarami, do której poderwał ich król Krak. Pokonani zostali podstępem, otruci
przez synów Kraka.
Wykładowca
nawiązał także do wątków związanych z naszym regionem. Wspominał o grodach
Golęszyców w Podoborze (część Kocobędza), w Międzyświeciu koło Skoczowa i
Lubomi koło Raciborza.