sobota, 20 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Agnieszki, Amalii, Czecha| CZ: Marcela
Glos Live
/
Nahoru

Gusta i guściki | 27.01.2020

Dziś będzie o gustach i guścikach. Albo – podaję to za internetowym memem – o „Zenofobii”, czyli lęku przed disco polo. Ten lęk jest zdaje się dzisiaj powszechny i… przez zlęknionych nawet pożądany. 

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 30 s
Fot. Wikipedia Commons

Tak, tak, jest to lęk pożądany, bo jest jednocześnie i wyrazem estetycznego smaku, i przyzwoitego statusu społecznego. Przy czym jest ów lęk, przynajmniej w formie tak wyostrzonej, zjawiskiem stosunkowo nowym.

 

I
Jeszcze ćwierć wieku temu, w roku 1995 disco polo towarzyszyło kampanii prezydenckiej Aleksandra Kwaśniewskiego, który nawet podrygiwał na scenie w rytm, najwyraźniej popularnej w tamtym czasie, formy taneczno-śpiewanej. Któż pamięta dzisiaj niegdysiejsze przeboje: „Ole, Olek – na prezydenta tylko Ty…”. Nie tylko Kwaśniewski szukał porozumienia z narodem w prostych słowach i nie bardziej od słów skomplikowanej muzyce. Zespół o swojskiej nazwie Bayer Full zachęcał wtedy do głosowania na Waldemara Pawlaka – ach, ten mocny refren… „Na wybory rodacy, by nie głodował nikt/ Nie z prawicy, lecz z pracy dobrobyt jest i byt/ Na wybory Polacy, zielonym dajcie głos/Nie lewicy, lecz naszym, na Pawlaka oddaj głos”. Ha! Disco polo najwyraźniej wtedy rządziło – i u „nowoczesnego” Kwaśniewskiego, i u „przaśnego” Pawlaka.
 
Potem jakoś o disco polo ucichło. Może pochowało się na wiejskich i nie tylko wiejskich weselach. Ktoś mógłby pomyśleć, że spragnieni muzycznych doznań Polacy masowo zaczęli wybierać się do opery, a tłumy walące do sal koncertowych spragnione były wyłącznie klasyków – Mozart, Bach, no i nie zapominajmy o Mahlerze. I to wszystko oczywiście najlepiej w wykonaniu filharmoników wiedeńskich. Można było żywić także niejasne podejrzenie, że i w słuchawkach spacerowiczów sączą się co najmniej „Wariacje Goldbergowskie”, albo coś z równą im muzyczną klasą – w ostateczności Kilar czy Górecki. No dobra, może to była tylko klasyka rocka czy czegoś tam.
 

 
II
Aż tu nagle… Aż tu nagle pojawił się fenomen Zenka Martyniuka. Fenomen, obok którego nawet inteligentni ludzie nie potrafią przejść obojętnie – mają z nim najwyraźniej jakiś kłopot. Ba, sami się do niego przyznają. Ot, pisze Roman Kurkiewicz w „Przeglądzie” (7-12. 1. 2020): „Mam kłopot z pisaniem o Zenku Martyniuku (to osoba wydająca z siebie dźwięki myzykonaśladowcze przy wykorzystaniu zestawu słów udających tekst), ale równocześnie nie mogę znieść swojej bezradności i wstrzemięźliwości”. Ha! No cóż, Kurkiewicz nie lubi obecnie rządzących, więc kończy swój lewomyślny tekst określeniem Zenka Martyniuka, jako tego, który maltretuje uszy elit, „»Chopina« czasów dobrej zmiany”. Internet podpowiada, że to porównanie zyskało spory poklask. „Zenek Martyniuk znów potwierdził, że jest królem polskiej muzyki! Ostatnie porównania do Chopina stały się już hitem sieci”. Ale Chopin to tylko (sic!) muzyka. A przecież Martyniuk pisze teksty więc nic dziwnego, że czytam w Internecie: „My zestawiliśmy go (Martyniuka) jednak z naszym narodowym Wieszczem! Przesadziliśmy? Naprawdę?! To spróbujcie po fragmencie tekstu odgadnąć, kto jest autorem słów – Adam Mickiewicz, czy... Zenek Martyniuk? Podobieństwa można mnożyć. Obaj poruszali i ciągle poruszają miliony. Pisząc o miłości, rozstaniu, czy bólu z nim związanym. I za każdym stoi »rząd dusz«... Mamy nadzieję, że wielbiciele natchnionego polskiego romantyzmu wybaczą nam »szarganie świętości«”. Tak, tak, Juliusz Słowacki wielkim poetą był, wieszczem był, (prawie) jak Adam Mickiewicz. A teraz – co? O Martyniuku dziatwę uczyć? Prześmiewcza okładka kolejnego tomu „Biblioteki Narodowej”: autor Zenek Martyniuk, tytuł – „Pieśni” mówi w tym przypadku wszystko. Poezja sięgnęła bruku. 
 
 
 
III
Sytuacja zdaje się poważna. Jan Hartman na swoim blogu napisał na początku stycznia tekst „Kurszczyzna, Martyniuk i samobójstwo elit”… Bije w nim na alarm: „Trwający od kilku lat, a ostatnio przybierający groteskowe rozmiary kult tzw. disco polo, który lękają się krytykować autorytety liberalno-lewicowe, to wyraz najgłębszej degrengolady moralnej intelektualnej elit”. Ale i prasa – powiedzmy – prorządowa nie przepada za Zenkiem Martyniukiem. Bardziej niż z „zielonymi oczyma”, o których śpiewa, kojarzy się chyba jednak Zenek prawicowym dziennikarzom z czarną owcą. Przynajmniej dla niektórych z nich bywa czytelnym, negatywnym układem odniesienia. Pisze Łukasz Warzecha („Do Rzeczy” 7-12 stycznia 2020): „Książka Tuska („Szczerze”) miała być chyba ulotką reklamową polityka. A jest jak teledysk Zenka Martyniuka”. W tle Martyniuk – i wszystko jasne. Czyli – gorzej być nie może. 

 


IV
Kurkiewicz pisząc o Martyniuku powołuje się, rzecz jasna, na imponderabilia. Ale tytuł jego felietonu nie ucieka przecież od znacznie niższych emocji: „Zobacz, Zenek, hajs na stole”. Tak, tak, forsa wprawia wszystko w ruch, a na muzyce (czy nawet dźwiękach muzykonaśladowczych) można dzisiaj zarabiać niewyobrażalne dla zwykłego szarego człowieka pieniądze. No tak, nie dość, że gra, nie dość że puszczają go w TVP i miliony słuchają jego utworów, to jeszcze mu za to płacą. I to dobrze płacą. Skandal! Tyle tylko, że porównanie sylwestrowej oferty muzycznej TVP z tym, co pokazały ostatniego dnia roku inne stacje telewizyjne nie wskazuje, by chciały zaspokajać jakoś bardzo odmienne gusta i guściki. Dla prawdziwych melomanów pozostaje oczywiście zawsze Neuesjahrskonzert der Wiener Philharmoniker. 


 
V
Na koniec mała sugestia – ludzie nie napinajcie się tak bardzo z tym Zenkiem Martyniukiem. Ja sam słyszałem co prawda tylko jeden utwór króla disco polo „Oczy zielone”. Stanowił tło muzyczne dla teledysku ilustrującego słynny wypad Ryszarda Petru z Joanną Scheuring-Wielgus na Maderę. Ale co z tego, że słyszałem? Żyję. Uszy ocalały. Nie mam wyrzutów sumienia. Naprawdę, przyda się wszystkim nieco więcej luzu. Jeremy Clarkson napisał kiedyś, że co prawda nie jest wielbicielem McDonalds’a, ale jak, od czasu do czasu, ma ochotę, to zje „Big Maca”. Odbieram to jako wyznanie niespętanego (i nieopętanego) lękiem, wolnego człowieka. 

 




Może Cię zainteresować.