piątek, 19 kwietnia 2024
Imieniny: PL: Alfa, Leonii, Tytusa| CZ: Rostislav
Glos Live
/
Nahoru

O prawdzie (fragmenty) | 14.08.2018

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 15 s
Krzysztof Łęcki. Fot. ARC
Jeden z kandydatów na prezydenta Warszawy zainicjował kampanię „Mów prawdę!”. No cóż, to tak łatwo powiedzieć... A co z prawdą, która w oczy kole?... „Cóż to jest prawda?” – zapytał Poncjusz Piłat, prokurator Judei w najbardziej znanym procesie w dziejach. Giorgio Agamben w zwięzłym szkicu „Piłat i Jezus” powiada, że niektórzy wyczuwają w tym osławionym pytaniu ironię, może – dodam już od siebie – daje się w nim wyczuć nie tylko ironia ale i szczypta sarkazmu. Może słyszano w pytaniu Piłata także nutę sceptyczną – cóż my, śmiertelnicy, wiemy o prawdzie? Może znajdowano w nim przesyconą tzw. znajomością życia wątpliwość co do tego, czy prawda jest się w stanie obronić? Czy może jednak rozumienie tego pytania powinno być znacznie prostsze – oto żyjąc w zgiełku zdarzeń nie wiemy jaka jest prawda. Giuseppe Tomasi di Lampedusa zastanawiał się w „Gepardzie”: „Ale czy prawda istotnie tak wyglądała? Prawda nie żyje nigdzie tak krótko, jak na Sycylii; coś prawdziwego zdarzyło się zaledwie przed pięcioma minutami, ale od tej chwili nieskłamana istota tej prawdziwości przepada, zostaje zamaskowana, upiększona, zniekształcona, zgnieciona, unicestwiona, a dokonuje tego fantazjowanie i interesowność, wielkoduszność, oportunizm; wstyd i lęk, wrogość, litość, wszystkie te namiętności, zarówno dobre, jak złe, rzucają się na prawdziwy fakt i rozdzierają go na strzępy; toteż sam fakt wkrótce znika na dobre”. Tyle di Lampedusa – ale jego uwagi nie brzmią przecież dzisiaj specjalnie egzotycznie, dotyczą w tym samym stopniu Sycylii wieku XIX, jak współczesnego nam świata. Świata, w którym głoszenie prawdy uznano za coś opresyjnego. Jak w powieści innego Włocha, Umberto Eco: „Czy w Paryżu mają na wszystko prawdziwą odpowiedź? – pyta benedyktyński nowicjusz Adso z Melku, – Nigdy – rzekł Wilhelm – ale są bardzo pewni swych błędów” („Imię róży”). Ba, zdają się w jakiś perwersyjny sposób z własnych błędów dumni. W ustach Wilhelma z Baskerville to oczywiście krytyka średniowiecznych teologów. Od tamtych czasów wiele się zmieniło – dzisiaj paryscy filozofowie głoszą inną prawdę, prawdę, że nie ma prawdy, a gdyby nawet prawda była, to byłaby szkodliwa. Poza grami i zabawami filozofów „źle natchnionych” pozostaje jednak otwarte pytanie: Jeśli nie prawda, to co w zamian, to co oferuje się zamiast prawdy? Jaki ersatz ma prawdę zastąpić? I otóż okazuje się, że ci sami ludzie, którzy przed prawdą ostrzegali, są – gdy idzie o propozycje tego, czym prawdę zastąpić - w kropce. Spopularyzowane ostatnio pojęcie tzw. post-prawdy, to znaczy – powiedzmy wprost - zmanipulowanych faktów, zafałszowanego obrazu rzeczywistości zaczęło nagle doskwierać także tym, którzy wcześniej tak ochoczo się od prawdy odwracali plecami, ba, którzy potrzebę prawdy odrzucali. A przecież jeśli istnieje tylko i wyłącznie – wejdźmy na małą chwilę w uczony żargon - wielość narracji, dyskursów, wielość opowieści, z których żadna nie jest prawdziwa, bo prawda według postmodernistycznych mędrków nie istnieje, to czym się oburzać? Wreszcie - tam gdzie nie ma prawdy, tam rządzi siła: siła perswazji, manipulacji, kłamstwa.

***
Laureatka literackiego Nobla Swietłana Aleksijewicz w książce „Czasy Secondhandu. Koniec czerwonego człowieka” opisuje rozterki wielu zwykłych, szarych ludzi po upadku Związku Radzieckiego – „Kupiłem trzy gazety i w każdej mam inną prawdę. A jak poznać, która prawda jest prawdziwa? Dawniej przeczytało się rano ‘Prawdę’ [dziennik, organ Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego] i wszystko człowiek wiedział. Wszystko rozumiał”. No właśnie – człowiek wszystko wiedział i wszystko rozumiał… Czy jednak dzisiaj jest naprawdę tak bardzo inaczej? Nie wiem jak jest w Putinowskiej Rosji, ale w Polsce ludzi, którzy czytają jedną – w domyśle, swoją – gazetę i stąd wiedzą i wszystko rozumieją, jest jak się zdaje całkiem wielu. Więcej, przypuszczam, że znaczny procent, ba, większość z tych, którzy w ogóle czytają ogranicza się właśnie do lektury swojej gazety, ich gazeta im wystarcza. Jak przeczytają to wszystko już wiedzą i absolutnie wszystko rozumieją. Inne argumenty, racje strony przeciwnej, znają tylko z szyderczych omówień swojej gazety, więc rzecz jasna nie mogą poważnie się nad nimi zastanawiać. Kiedy widzą w krzywym zwierciadle przedstawiane im przez ich gazetę poglądy innych, to jedyne na co ich stać – pozwólcie Państwo, że użyję młodzieżowego slangu – to beka. Niekiedy zdawać się może, że gazeta pełni w ich życiu rolę niemal wszechobecnego suflera – zawsze podpowie im co mają myśleć i mówić – praktycznie na każdy temat. Co ciekawe ludzie jednej gazety świetnie czują się we własnym towarzystwie, choć może powinienem powiedzieć, dobrze czują się tylko we własnym towarzystwie – wbrew pozorom nie nudzą się wcale powtarzając za swoją gazetą/telewizją/portalem sądy, opinie – nawet powtarzanie słowo w słowo całych akapitów nie uchodzi za nudziarstwo. Wręcz przeciwnie – powtarzane za „swoją” gazetą/telewizją/portalem komentarze i opinie wysłuchiwane są z pełną uwagą, jako ważne, acz już tylko kolejne potwierdzenie tej wersji rzeczywistości, którą codziennie, nieustannie serwuje im ich ulubione medium. Otóż wydaje mi się, że kluczem do takiego czytania świata, czytania wyłącznie przez pryzmat swojej gazety jest po pierwsze potrzeba identyfikacji, po drugie potrzeba konformizmu – tak, tak, może wbrew pozorom istnieje i taka potrzeba, ale jest jeszcze coś – to potrzeba utrzymywania się w przekonaniu, że jest się mieszkańcem świata normalnego, gdy wszyscy, którzy reprezentują inne zdanie, niż to, które codziennie niezmiennie sufluje ich ulubiona gazeta, są czegoś tam nienormalni. Oni sami zdają się podobnie ”nienormalni” tym, których za nienormalnych uważają. Jedyne co ich wszystkich łączy, to wzdychanie do „normalności”. Niechby wreszcie było „normalnie”… I tylko ciągle ta nieznośna pospolitość skrzeczy.




Może Cię zainteresować.