piątek, 13 grudnia 2024
Imieniny: PL: Dalidy, Juliusza, Łucji| CZ: Lucie
Glos Live
/
Nahoru

Pre-teksty i Kon-teksty Łęckiego: „Gównodzinnikarstwo” | 08.11.2024

„Czy we współczesnym zabieganym i zdigitalizowanym świecie jest jeszcze miejsce na dziennikarstwo ze znakiem jakości?” – zastanawiano się na niedawnym VII Światowym Forum Mediów Polonijnych. No cóż, tytuł tego felietonu wygląda na neologizm, ale nie pochodzi ze świata turpistycznej poezji.

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 30 s
Dokąd zmierza współczesne dziennikarstwo? Fot. Pixabay


Powstał pewnie na korytarzach jakiejś redakcji, a jego autorem/autorką jest być może ktoś, komu właśnie zamknięto drogę do bardziej ambitnych dziennikarskich zamierzeń. I skazano na codzienną, bezsensowną medialną sieczkę. Usprawiedliwiając ów wyrok – czy to wprost, czy nie wprost – dennym gustem potencjalnych (i pożądanych) czytelników/czytelniczek. I tak z redakcyjnych korytarzy czy znad klawiatur laptopów trafiło „Gównodziennikarstwo” na okładkę książki.

I

Ale zacznijmy od filmu, filmowej sceny. Nakręcony kilkanaście lat temu „Stan gry” Kevina Macdonalda – mimo gwiazdorskiej obsady (Russell Crowe, Ben Affleck czy Helen Mirren) – wielkiej kariery w kinach nie zrobił. (Krytyk filmowy Michał Walkiewicz „Stanem gry” zachwycony – pisał, że trzyma kciuki za sukces filmu w naszych domach; dołączam się to tego życzenia). Niemniej pewne pytania, co do kinowych losów „Stanu gry” nasuwają się same. Czyżby motyw dziennikarza prowadzącego śledztwo przeciw przekrętom tak charakterystycznym dla świata polityki już się zużył? Czy takie klasyczne już dzisiaj filmy, jak „Wszyscy ludzie prezydenta”, „Syndykat Zbrodni” czy wreszcie seriale popularne jak „House of Cards” na tyle zapełniły już zbiorową wyobraźnię, że „Stan gry” już się w niej nie zmieścił? Film z ciekawą intrygą, której nawet zarysu nie zdradzę – polecam. No dobra, powiem może tylko tyle, że tłem jest dochodzenie komisji śledczej w sprawie kontraktów zleconych przez Departament Obrony pewnej firmie prywatnej.

II

W tym felietonie idzie mi jednak tylko o jeden z wątków, który się w „Stanie gry” pojawia, a który wiąże się z tytułem niniejszego felietonu. To rozmowa (kłótnia, gwałtowny spór) redaktorki naczelnej „The Washington Globe” Cameron Lynne (granej przez Helen Mirren) z pracującym w tym piśmie znanym, doświadczonym dziennikarzem śledczym Calem McAffreyem (gra go Russell Crowe):
„CL: – Wiem, że cię wczoraj postrzelono i że powinnam być jak miód, przygotować ci kubek kakao. Ale jestem piekielnie wściekła! Uznaliście, że to (nagłośniona przez medialną konkurencję seksafera z kongresmenem w roli głównej) nie zainteresuje naszych czytelników, że to żadna wiadomość („Kelnerka wylewa pomyje na kongresmena”)?
CMcA: – Nie wierzę tej dziewczynie za grosz. Nie jest wiarygodna. Próbowała sprzedać nam erotyczne zdjęcia roznegliżowanej zmarłej przyjaciółki.
CL: – A my byśmy je wydrukowali, dlaczego nie mielibyśmy ich wydrukować?
CMcA: – I ona, ta kelnerka, przychodzi do nas z informacją o seksaferze z udziałem tej przyjaciółki i kongresmena...
– CL: – To sensacja na pierwszą stronę. Kongresmen zaprzecza. Mamy zatem drugi sensacyjny materiał, następny temat. I wtedy jedno z nich pęka. I mamy kolejny temat. I ludzie czytają to u nas, w naszej gazecie, bo my opublikowaliśmy to jako pierwsi. No chyba, że nie opublikowalibyśmy... Zaraz, naprawdę nie opublikowaliśmy, bo jakiś debil uznał, że to nie nasze klimaty, że to poniżej naszej godności.
CMcA: Spójrz na nią! Popatrz tylko! Przecież to sprawa uboczna. Element kampanii oszczerstw. Koncerny chcą w ten sposób zniszczyć kongresmena, który wchodzi im w drogę.
CL: – Dla mnie istotną sprawą jest marna sprzedaż tej cholernej gazety! To cholerne pismo tonie! Mamy nowego właściciela, nowy zarząd przed którym odpowiadamy. A ich interesuje tylko zysk, sprzedaż, a nie etyka, czyjeś widzimisię. Jak mam im powiedzieć, że zostaliśmy w tyle z aferą, którą nasza gazeta podjęła pierwsza? Publikujemy wszystko, co mamy. Dzisiaj.
CMcA: – Nie rób tego, nie możesz tego zrobić.
CL: Dlaczego?
CMcA: – Jeżeli to zrobisz, spłoszysz informatora, a my nie dowiemy się, co było dalej.
CL: – Mam to gdzieś. Tekst idzie do druku. Dzisiaj”
W filmie, jak to na kinowym ekranie, reporter wraz ze swoją pomagierką Dellą Frye (graną przez Rachel McAdams) nie idzie na kompromis i śledztwo toczy się nadal...

III

A jak jest w dziennikarskim życiu? Życiu, które – jak to życie – nie jest bajką, ani nawet filmem? Gdzie są wielkie plany i ambicje dotarcia do prawdy? A gdzie biznesowy wymóg, by nakład (klikalność – to w wersji elektronicznej) były ponad wszystko. Jaki ma związek biznesowy sukces z postępującą infantylizacją znacznej części odbiorców? Oczywiście tytuł, a także lead artykułu powinien wzbudzać zaciekawienie. I nie tylko nie ma w tym nic złego, ale to przecież pewnego rodzaju sztuka. Ale tak przeglądam „internety”, i nadziwić się nie mogę jak rytualnie powtarzają się sugerujące sensację nagłówki („Nie gryzł się w język”, „Nie mógł już dużej milczeć”, „Cały świat mówi tylko o jednym”, „Postanowili dać sobie jeszcze jedną szansę”), kryjące zwykle zupełnie banalne treści – nadal nabierają tych samych nabranych już tyle razy wcześniej odbiorców.

IV

Dobra, na koniec wspomnę o książce, która dała temu felietonowi tytuł. Idzie o tom „Gównodzinnikarstwo. Dlaczego w polskich mediach pracuje się tak źle?” Pauliny Januszewskiej (Wydawnictwo Krytyki Politycznej Warszawa 2024). Podbieram z niej – jak w przypadku „Stany gry” – jeden tylko wątek: medialne nastawienie na choćby tylko pozorną sensację. I ilustrację, do czego taka „filozofia” robienia mediów prowadzi. Nie musiałbym zresztą w tym celu sięgać do książki Januszewskiej – notka zamieszczona w internetowym wydaniu „Gazety Wrocławskiej” zatytułowana: „Wrocław: Libacja na skwerku” ma już swoje miejsce w Wikipedii, żyje w wirtualnej przestrzeni jako mem i viral. Oto cały, dwuzdaniowy tekst notki: „Policjanci dostali dzisiaj zgłoszenie, że na skwerku w jednym z wrocławskich parków grupka mężczyzn pije alkohol. Gdy funkcjonariusze przyjechali na miejsce, okazało się, że nikogo tam nie ma”.

V

Ktoś powie, że w filmie „Stan gry” chodziło o wielką polityczną sensację, gdy w notce z „Gazety Wrocławskiej”, głównie o sprostanie wyśrubowanym normom zadanym młodej dziennikarce przez przełożonych. Niemniej efekt jest ten sam – robienie z medialnych przekazów odmóżdżającej papki. Jeśli taka będzie „nieubłagana” logika rozwoju przestrzeni medialnej, to nawet strach zapytać: gdzie jest dno?





Może Cię zainteresować.