wtorek, 29 kwietnia 2025
Imieniny: PL: Hugona, Piotra, Roberty| CZ: Robert
Glos Live
/
Nahoru

Pre-teksty i Kon-teksty: czeskie rozrachunki | 19.03.2025

Byłem przekonany, że moje – nazwijmy je – „czeskie doświadczenia” są raczej skromne. Ale właśnie czytam z niesłabnącym przez moment zaciekawieniem nową książkę mojego uniwersyteckiego kolegi Marka Migalskiego „Czeska lekcja”. I w trakcie lektury zrozumiałem, że pozostawałem w tej kwestii w błędzie.

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 45 s
„Pociągi pod specjalnym nadzorem” (1966) to jeden z ulubionych filmów prof. Krzysztofa Łęckiego. Fot. Materiały prasowe

I

Bowiem, w porównaniu z czeską fascynacją Marka, moje „czeskie doświadczenia” są daleko bardziej niż skromne. I jest tak chyba jednak nie tylko dlatego, że Migalskiemu z Raciborza było i jest do granicy czeskiej o wiele bliżej niż mnie z Katowic. I – jeszcze dodam – nie tylko dlatego, że inicjacje w poznawaniu tego, co zadziwić może za południową granicą nie były w moim przypadku tak efektowne, jak – zobaczone przez Marka przed laty na praskim basenie – odsłonięte piersi młodych Czeszek. Może zatem czas podsumować – jakież są zatem te moje skromniutkie doświadczenia Czech, Czechów i Czeszek? No cóż – zacznijmy od tego, iż przez pierwsze lata mojego życia, kiedy graniczyliśmy z Czechosłowacją, byłem przekonany, że to nie tylko takie państwo, ale, że jest taki naród. Czechosłowacki. Wstyd powiedzieć, ale dopiero pod koniec „podstawówki” przyjąłem do wiadomości, że są Czesi i Słowacy.

II

Na przełomie lat 60.- i 70. kibicowałem gorąco reprezentacji kraju naszych południowych sąsiadów w finałach mistrzostw świata w hokeju. I to nie tylko wtedy, kiedy grała ona z ZSRR. A genialny napastnik tej drużyny Václav Nedomanský był wówczas moim absolutnym hokejowym idolem. Dygresja. O grającym od końca lat 70. ubiegłego wieku w NHL (m.in. w Detroit Red Wings) hokeiście zrobiło się głośno na początku 2025 roku, kiedy w rozmowie z iDNES wyraził takie oto zdanie o Rosjanach: „Za wyjątkiem kilku genialnych jednostek, jak pisarze czy kompozytorzy, to, moim zdaniem, prymitywny naród. Tak było zawsze w historii, a po 1918 roku jest to szczególnie widoczne. System zabijał swoich ludzi milionami, brak szacunku do życia jest tam nadal powszechny”. Czy hokeista się w swojej diagnozie mylił? Nie rozstrzygam tej kwestii. Niemniej warto w tym kontekście przypomnieć znaną uwagę Józefa Stalina. Otóż kiedy miliony czerwonoarmistów ginęły lub trafiały do niemieckiej niewoli – Chorąży Pokoju skonstatował: „Ludiej u nas mnogo”.

III

Także czeską Pragę odwiedziłem jeden jedyny raz (przynajmniej – jak na razie), kiedy była jeszcze stolicą Czechosłowacji. Uczestniczyłem wtedy w niezapomnianym (przynajmniej przeze mnie) Europejskim Zjeździe Antropologów Kulturowych. Główne atrakcje turystyczne Pragi – zaliczyłem. Już w Czechach (a nie Czechosłowacji) odwiedziłem kilka razy Czeski Cieszyn, a to przy okazji akademickich imprez, które moja Alma Mater ulokowała w cieszyńskim kampusie uniwersyteckim. No cóż, pozostaje jeszcze najkrócej zreferować moje kontakty z czeską kulturą. Znalazłoby się i w tym podsumowaniu kilka paradoksów. Ot, przykładowo, filmy czeskiego reżysera Miloša Formana zaciekawiły mnie dopiero wtedy, kiedy je zaczął kręcić w Stanach. Może zresztą nie ma się czemu dziwić, kiedy na kinowe ekrany PRL-u wchodziły takie obrazy Formana, jak „Czarny Piotruś”, „Miłość Blondynki” czy „Pali się, moja panno” byłem kilkuletnim brzdącem; fascynowały mnie wówczas przede wszystkim przygody Winnetou i Old Shatterhanda. Co innego późniejsza, amerykańska, twórczość Formana – „Lot nad kukułczym gniazdem”, „Hair” czy „Amadeusz”. Co może zastanawiające (przynajmniej dla mnie) w przypadku pisarstwa Milana Kundery mam dokładnie odwrotnie – najbardziej cenię jego dzieła powstałe w Czechosłowacji – „Żart” czy „Śmieszne miłości”; jego powstała na emigracji twórczość zajmuje mnie znacznie, znacznie mniej. A wracając jeszcze na moment do świata filmu, czeska filmografia kojarzy mi się – pewnie zresztą nie tylko mnie – już to z oglądanymi po wielu latach od premiery „Pociągami pod specjalnym nadzorem” (kultowa scena z pieczątkami w czasach wszechobecności tatuaży nabiera chyba nowego znaczenia), już to z fantastyczną komedią „Trup w każdej szafie”, która śmieszyła mnie jako nastolatka. Poza tym – jasne: serial „Szpital na peryferiach” (z kultowym „gdyby głupota umiała latać, latałaby Pani jak gołębica” – doktora Štrosmajera). No i jeszcze film z 1947, z którego zna się zwykle tylko tytuł – no, wiadomo: „Czeski film » Nikt nic nie wie«”. W innym oglądanym przeze mnie czeskim filmie „Czeski sen” tłumy zdążające do nieistniejącego supermarketu do końca nie przyjmowały do wiadomości, że tego nowego sklepu – z okazyjnymi cenami nie ma. I nie będzie. Bo to była tylko iluzja stworzona przez filmowców.

IV

Do lektury „Czeskiej lekcji” bardzo zachęcam – także dlatego, że jest to brawurowo napisany, pełen ciekawych informacji esej, a lubię tę literacką formę, jako najbardziej osobistą. Zdaje się zresztą, że w nadchodzącej dobie sztucznej inteligencji znaczenie bardzo osobistych esejów będzie rosło. Nie będę zatem książki Marka spojlerował – warto by trafiła pod strzechy. Zatrzymam się tylko – i to na moment – na jednym wątku. No właśnie, jak wspomniałem, całkiem sporo mieszkańców Republiki Czeskiej dało się nabrać eksperymentowi autorów filmu „Czeski sen”. A przecież zachwala Migalski czeski realizm – polityczny, można chyba jednak przyjąć, że nie tylko i wyłącznie polityczny. Zatem realizm byłby jednak cechą stopniowalną – ktoś jest większym realistą, a ktoś cierpi na deficyt realizmu. To w życiu.

V

A w literaturze? Esej Migalskiego – jak sam deklaruje – dotyczy polityki (i historii, jak łatwo się czytelnik/czytelniczka zorientuje). Ale jego autor to wszak nie tylko politolog, ale także autor pracy dyplomowej z zakresu literatury (o Hrabalu w studium nauczycielskim w Raciborzu). Więc może przypomnę pewną opinię, którą dzieliłem się już kiedyś z czytelnikami/czytelniczkami „Głosu”. Otóż, ponoć Czesi przy piwie rozmawiają głównie o życiu, gdy Polacy przy alkoholu głównie krytykują polityków. Nie wiem, może to tylko stereotyp. Niemniej może rzeczywiście to właśnie różnica w doborze tematów podejmowanych przy zakrapianych piwem rozmowach powoduje, iż Czesi słyną z realistycznej prozy, gdy specjalnością Polaków miałaby być głównie twórczość z zakresu poezji patriotycznej.

VI

No to przypomnijmy – przypomina i Migalski w „Czeskiej lekcji” – tekst znany w Polsce na poziomie szkoły podstawowej: „Szlachta na koń wsiędzie, ja z synowcem na czele i? jakoś to będzie!…”.
Krzysztof Łęcki





Może Cię zainteresować.