niedziela, 6 października 2024
Imieniny: PL: Artura, Fryderyki, Petry| CZ: Hanuš
Glos Live
/
Nahoru

Pre-teksty i Kon-teksty Łęckiego: Derby | 10.09.2024

Jestem przekonany, że gdybym żył w Barcelonie, byłbym zaprzysięgłym kibicem klubu FC Barcelona. Nic w tym dziwnego czy ekstrawaganckiego. Wreszcie: tyle tryumfów – bo i mistrzostwa Hiszpanii, i Puchary Króla, i zwycięstwa w pucharach Europy, klubowe mistrzostwa świata...

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 30 s
Barcelona to „węcej niż klub”. Fot. Pixabay

I
Ba, nie trzeba mieszkać w Barcelonie, by kibicować „Dumie Katalonii”. Klub przez lata kojarzony z fenomenem Leo Messiego ma kibiców na całym świecie – także w Polsce. Ale... Ale – o dziwo – nie wszyscy zainteresowani futbolem mieszkańcy stolicy Katalonii kibicują klubowi Messiego. Całkiem spora ich część to fani innego klubu z tego miasta – RCD Espanyol. Ten ma na koncie ledwie czterokrotne zdobycie Pucharu Króla. Można zatem mieszkać w Barcelonie i nie być „culés”, czyli kibicem FC Barcelona. I jednocześnie można mieszkać tysiące kilometrów od tego miasta i kibicować klubowi Messiego czy – dzisiaj – Lewandowskiego. Oczywiście, powie ktoś i nie bez racji, w przypadku mieszkańców Barcelony w grę wchodzą względy polityczne. FC Barcelona kojarzona jest z katalońskim separatyzmem, wreszcie motto klubu to „Més que un club” („Więcej niż klub”). I bywały w historii klubu takie incydenty, jak palenie hiszpańskiej flagi czy zagłuszanie hiszpańskiego hymnu. A już całkiem niedawno jeden z bardziej rozpoznawalnych graczy Barcelony, Carles Puyol przed finałowym spotkaniem o Puchar Króla z Realem Madryt rzucił w stronę przeciwników – a teraz zdobędziemy jeszcze puchar waszego króla...

II
Inne piękne miasto Hiszpanii z dwoma liczącymi się na Półwyspie Pirenejskim i w Europie klubami dzieli się ideologicznie – bardziej utytułowana FC Sewilla kojarzona jest z lewicą, gdy reprezentujący to samo miasto Betis – z prawicą. Oczywiście można – i często nie bezzasadnie – przypisywać ideologiczne sympatie kibicom różnych klubów piłkarskich, może na przykład prawicowe sympatie kibiców Lazio Rzym w naturalny sposób równoważone są przez lewicowe nastawienie kibiców AS Roma. Ale czy tak jest – nie wiem. I nie sprawdzam tego nie z lenistwa. Po prostu wydaje mi się, że zróżnicowania w politycznych czy ideologicznych dla ich najbardziej zaciekłych kibiców nie mają tu decydującego jednak znaczenia. No, może inaczej jest w Glasgow podzielonym na protestanckich kibiców Rangersów i katolickich – Celtiku.

III
Manchester – podzielony na fanów City i United; jak przekonuje mnie mój przyjaciel Robert „Milord” Kowalski, który zna angielski futbol od podszewki: „W samym mieście nie ma zwolenników United, ci są tylko na obrzeżach miasta”. Tyle że Robert jest od ponad pół wieku zażartym kibicem Liverpoolu, a nie mają fani tego klubu większego wroga niż Manchester United – przesłał mi nawet zdjęcie koszulki z napisem „Even Jesus hates Man U”, czyli „Nawet Jezus nienawidzi Manchesteru United”. A właśnie Liverpool... Jako miasto, nie klub – wydawałoby się, że w naturalny i bezdyskusyjny sposób dzieli tu kibiców rzeka Mersey, jedna jej strona kibicuje klubowi Liverpool FC, druga – Evertonowi. A jednak – co ciekawe, a nawet zaskakujące – podziały w mieście Liverpool sięgają rodzin, część familii kibicuje Evertonowi, część – jej znacznie bardziej utytułowanemu konkurentowi. Po tragedii na Hillsborough w 1989, kiedy w trakcie meczu Pucharu Anglii FC Liverpool vs. Nottingham Forest wskutek błędów organizatorów spotkania zginęła prawie setka kibiców z Liverpoolu – opłakiwało ich całe miasto.

IV
W Monachium też są dwa kluby – jeden utytułowany – to oczywiście Bayern i jeden z tradycjami TSV 1860 Monachium, którego największym międzynarodowym sukcesem jest dotarcie do finału Pucharu Europy Zdobywców Pucharów w 1965 roku; mistrzem RFN był ten klub tylko raz, w 1966, Puchar Niemiec też zdobył tylko dwa razy i to w czasach zamierzchłej przeszłości. I co? I TSV 1860 także ma zaprzysięgłych kibiców. Hamburg – bogate w tytuły HSV i marginalne w świadomości kibiców z innych krajów, St. Pauli. Berlin – to samo: bogata Hertha i robotniczy Union. Dalej – Madryt. Dwa najbardziej znane (i utytułowane) kluby to oczywiście Real i Atletico, ale w hiszpańskiej ekstraklasie to wszak nie wszystkie kluby ze stolicy Hiszpanii. I wszystkie mają swoich wiernych kibiców. A przecież mogłoby się wydawać, że mieszkając w mieście „królewskich” z Madrytu, którzy w swej historii kilkunastokrotnie wznosili Puchar Ligi Mistrzów, wszyscy powinni kibicować im właśnie. A tak nie jest. A w Polsce? Wiadomo – Kraków: Wisła i Cracovia; Łódź: ŁKS i Widzew; Warszawa: Legia i Polonia; Poznań: Lech i Warta. Kiedyś w Chorzowie rywalizował w meczach ekstraklasy z Ruchem – i to nie bez sukcesów – miejscowy AKS.

V
Na deser zostawiłem Mediolan – tam na legendarnym San Siro rozgrywają swoje mecze dwa wielkie kluby: AC Milan i Inter. Miałem niedawno okazję odwiedzić w tym mieście nie tylko La Scalę (tym bardziej zainteresowana była moja żona), ale także stadionowy sklep. Otóż jest on podzielony na dwie części – jedna dla fanów AC Milan, druga – Interu. Przejścia pomiędzy nimi nie zaznacza żadna wyznaczona kratami granica, można przechodzić spokojnie z jednej do drugiej. Nie jestem fanem żadnego z mediolańskich klubów. Kubek z nadrukiem AC Milan kupiłem, bo po prostu mi się spodobał.

VI
Co chciałem przekazać pisząc ten felieton? Otóż – jestem piłkarskim fanem, podzielam wszystkie emocje futbolowych kibiców (i nawet bardzo). Niemniej z wykształcenia i wykonywanego zawodu jestem socjologiem. Nie widzę zresztą potrzeby, by przywoływać tu wszystkie socjologiczne ujęcia przeciwstawiania „swoich” i „obcych” . Poprzestanę na przytoczeniu klasycznego fragmentu „Folkways” Williama G. Sumnera „(…) rodzi się rozróżnienie pomiędzy nami, my-grupą lub grupą własną i wszystkimi pozostałymi, lub grupami innych, grupami obcymi. (…) Lojalność wobec grupy własnej, poświęcenie dla niej oraz nienawiść i pogarda dla ludzi spoza grupy, braterstwo wewnątrz, wojna na zewnątrz – wszystko to powstaje jednocześnie jako produkt tej samej sytuacji”. I ta opozycja – w pełni doceniając wysiłki, tych wszystkich, którzy chcieliby ją wyeliminować muszę skonstatować, że jak dotychczas się to nie udało. Wydaje mi się, że dobrym krokiem jest stworzenie takiej atmosfery, by sytuacja przypominała wspomniany sklepik na San Siro – by w spokoju różnić się jeśli już nie „pięknie”, to przynajmniej dla wszystkich znośnie. Cywilizowanie.
Krzysztof Łęcki