czwartek, 10 lipca 2025
Imieniny: PL: Filipa, Sylwany, Witalisa| CZ: Libuše a Amálie
Glos Live
/
Nahoru

Pre-teksty i Kon-teksty Łęckiego: Kabina, urna, koń | 27.05.2025

Ech, te „wyborcze szranki”... No właśnie – czy ścigać się na politycznym szlaku, czyli po prostu startować w demokratycznych wyborach – jakichkolwiek: samorządowych, parlamentarnych, prezydenckich? Tak postawiony „wyborczy problem” trawi przecież, tak na poważnie, niewielu.

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 30 s
W najbliższą niedzielę Polacy wybiorą prezydenta na pięcioletnią kadencję. Fot. Pixabay

Dotyczy wszak tylko tych – powtórzę: bardzo nielicznych wreszcie – obywateli i obywatelek, którzy z jakichś powodów chcą (i mogą) skorzystać nie tylko z czynnego, ale także z biernego prawa wyborczego. Odnieśmy ich mikrą liczbę do milionów tych, którzy uczestniczą w procesie demokratycznym. Nikła liczba kandydatów do politycznych ław czy foteli nie świadczy oczywiście automatycznie o ich wysokiej (elitarnej) jakości – zarówno intelektualnej jak moralnej. No rozglądnijcie się – kto zasiada na poselskich ławach? Kto (i jak) zabiera głos z sejmowej trybuny? Ktoś złośliwy przypomniałby w tym kontekście znanego z imienia konia Kaliguli Incitatusa. Ten jednak, jak wiadomo, został senatorem przecież nie z woli wyborców, ale z kaprysu szalonego cezara. A „koń polski”? Był (jest?) kabaret o takiej właśnie nazwie. A w parlamencie? No cóż, często (najczęściej?) – jaki jest, każdy widzi, by odwołać się do formuły księdza Benedykta Chmielowskiego.

I
Dobra, zostawmy księdza Chmielewskiego, żyjącego w oświeconym XVIII wieku polskiego zacofańca. Wejdźmy na salony. Paryskie. Głośny (i wpływowy) w drugiej połowie XX wieku francuski filozof, egzystencjalista Jan-Paul Sartre tak pisał z właściwą sobie emfazą o wyborczych dylematach swoich współczesnych: „Kabina postawiona w sali szkolnej lub merostwie stanowi symbol wszystkich zdrad, jakich jednostka może się dopuścić wobec grup do których należy. Mówi ona (kabina – K.Ł.) każdemu: »Nikt cię nie widzi, zależysz tylko od siebie, zadecydujesz samotnie, a potem będziesz mógł ukryć swoją decyzję lub skłamać«. Nie trzeba więcej, aby przemienić wszystkich wyborców w potencjalnych zdrajców jednych wobec drugich” (to z artykułu „Wybory, pułapka na imbecyli”). Sartre winił za ten stan – nazwijmy to – „wyborczej zdrady” atomizację społeczną. Ta stać ma zarówno u źródeł obywatelskiej zdrady, jak nawet i ją stale pogłębiać. I bardzo, bardzo francuskiego filozofa taka sytuacja martwiła.

II
No cóż, jak zauważył inny filozof, Bronisław Łagowski – wyborcza urna wszystkich zrównuje. Wszak każdy, który wrzuca do niej swoją kartę wyborczą, to tylko (aż) anonimowy uczestnik święta demokracji, jakimi są wszak wybory, osobnik pozbawiony cech indywidualnych, abstrakcyjna jednostka ludzka. Inaczej w wyborczej kabinie, w której ów osobnik dokonuje wyboru „swojego” kandydata czy kandydatki. Tu może wyborca dać upust swoim indywidualnym preferencjom, a mogą być one sprzeczne z interesem grupy, której jest członkiem. Nie ma potrzeby tu rozważać recept Sartre’a, które miałyby zaradzić takiemu stanowi rzeczy. Zaznaczmy może tylko, że nie jest nią ani jawne głosowanie, ani postulowana przez francuskiego filozofa „demokracja bezpośrednia” oparta – jak to metaforycznie ujął „w realnej jedności ludu”. Nie ma potrzeby, bo popularne w latach 60. XX stuecia zawołanie „Lepiej mylić się z Sartrem niż mieć rację z Aronem” (oponentem Sartre’a), dzisiaj budzi już tylko uśmiech politowania dla jego niegdysiejszych – jakże przecież licznych wielbicieli. Ci zresztą mieli powody do głoszenia tego typu paradoksalnych haseł. Wreszcie Sartre mylił się prawie we wszystkim. Nigdy nie dosyć przypominać, że ów wnikliwy myśliciel podczas swojego pobytu w Niemczech w latach 30. nie dostrzegł tam nazizmu, zobaczył za to faszyzm w polityce Charlesa de Gaulle’a.

III
No cóż – wyborcza kabina, wyborcza urna, wyborcze sondaże. Trzy różne sytuacje. O dwóch pierwszych była już mowa. Weźmy zatem na tapetę wyborcze sondaże. W tym kontekście najbardziej interesujący zdaje się exit pool – tj. sondaż przeprowadzany w dniu wyborów, pytający o decyzje wyborcze obywateli i obywatelki, którzy właśnie opuszczają lokale wyborcze. Otóż w jakimś stopniu rozbieżności pomiędzy wynikami tego sondażu, a oficjalnymi wynikami wyborów pokazują skalę zjawiska „zdrady wyborczej”. Rezultaty wyborcze niektórych ugrupowań/opcji/partii (wybory parlamentarne) czy kandydatów/kandydatek (wybory prezydenckie) są przeszacowane, a innych – niedoszacowane. Z jakiego powodu? Prozaicznego. Tak, zdarza się, że ludzie nie chcą przyznawać się obcym wreszcie ludziom (ankieter jest wszak kimś nieznanym) do tego na kogo, na jaką opcję polityczną głosowali. Czy zawsze wchodzi tu w grę „zdrada wyborcza”? Jak pyta ankieter, to poda mu się to, co się chce podać. Co z różnych powodów uznaje się za odpowiedź wartą zadawanego pytania Niekiedy będzie to odpowiedź zgodna z prawdą, niekiedy: niekoniecznie; konformizm wreszcie niejedno ma imię. Zaryzykuję stwierdzenie – im bardziej wyniki takiego właśnie sondażu są zbliżone do ostatecznych rezultatów wyborów, tym lepiej świadczy to o poziomie demokratycznego społeczeństwa.

IV
W popularnym serialu Netflixa „1670” główny bohater, szlachcic, którego ambicją było zostanie „najsławniejszym Janem Pawłem w historii Polski” dzieli się taką oto sarmacką z ducha refleksją: „Często powtarzam moim chłopom – nie głosujesz, nie masz prawa narzekać”. Chłopi na sejmikach szlacheckich głosować, rzecz jasna, nie mogli, stąd w zamierzeniu komediowy wydźwięk słów Jana Pawła. Jednak my, obywatele i obywatelki, możliwość udziału w wyborach, zagwarantowaną przez czynne prawo wyborcze, mamy. Tak więc... Pamiętajmy – „nie głosujesz nie masz prawa narzekać”. Ta formuła znajduje zastosowanie dzisiaj – także (a może nawet przede wszystkim) wobec świadomych obywateli i obywatelek.

V
Czy zatem wyborcy (w swej masie) nie mają tym samym prawa narzekać na jakość swoich – wybranych przecież kartką do głosowania – reprezentantów społeczeństwa? No cóż. Wreszcie – ludzie z politycznego świecznika świadczą o poziomie masy wyborców. Zatem – apel jaki skierować można do niezadowolonych odłamów społeczeństwa przypomina, ten który kieruje się do lekarza. Medykowi doradza się by leczył się sam. A społeczeństwu – leczcie się sami współobywatele i współobywatelki. Z politycznych złudzeń, iluzji i bezmyślnej zapiekłości – to tak na początek. Wreszcie, jaki jest koń...
Krzysztof Łęcki









Może Cię zainteresować.