Pre-teksty i kon-teksty Łęckiego: Krótka pamięć | 25.10.2024
Czas
upływa i coś się dzieje z ludzką pamięcią. I nie idzie tylko o pojedynczych osobników,
których z wiekiem dopada demencja. Ci skądinąd, przy pewnej dozie inteligencji
i bogatym słownictwie, nie tylko mogą swoją dolegliwość ukrywać, ale po jakimś
czasie – z pomocą bliźnich czy technologii informatycznych – mogą pamięć w
jakiejś konkretnej kwestii odzyskać.
Ten tekst przeczytasz za 6 min. 15 s
Niemcy upokorzyli Brazylię w sposób dramatyczny. Fot. ARC
W tym felietonie bardziej interesować mnie będą zmiany w
pamięci społeczeństw. Naturalnym mogłoby się zdawać napisanie o przemianach w
ekspozycjach muzealnych, jako niejako
oficjalnej reprezentacji społecznej pamięci historycznej narodu. Ale, jako
autor poświęconych futbolowi „Stadionów świata”, pozostanę i w tym przypadku
przy piłce nożnej. I zwrócę uwagę na pewną niezwykłą, ba, niemal kosmiczną
metamorfozę jaka dała się tam zauważyć w ostatnich latach.
I
Jednym z najbardziej niezwykłych meczów, jakie miałem okazję
oglądać w telewizji, był półfinałowy pojedynek Niemców z Brazylią na mundialu 2014
rozgrywanych w „Kraju kawy”. Przypomnę – na stadionie Estádio Mineirão Canarinhos
przegrali ten mecz 1:7 (Kross 2, Schuerle 2, Mueller 1, Klose 1, Khedira 1),
a mogli przegrać i wyżej. „Honorową” bramkę dla Brazylijczyków strzelił Oscar w
ostatnich minutach meczu i nie miała najmniejszego znaczenia. W meczu o trzecie
miejsce gospodarze turnieju ulegli bezdyskusyjnie Holandii 0:3. Trenerem reprezentacji
Brazylii był wtedy Luiz Felipe Scolari. Scolari to oczywiście wybitny
szkoleniowiec, ma niezaprzeczalne zasługi dla brazylijskiej piłki – chociażby:
wygrał mundial w Korei Południowej i Japonii w roku 2002, ale odnosił także
sukcesy na Starym Kontynencie i w Azji, gdzie wygrał wszystko co było do
wygrania. Niemniej...
II
Dobra, do trenera Scolariego jeszcze wrócimy. Ale teraz to,
co najważniejsze – kontekst klęski Brazylijczyków roku 2014. Otóż Brazylia już wcześniej
gościła finalistów mistrzostw świata w piłce nożnej. Było to tak dawno temu, że
najstarsi Brazylijczycy... nie pamiętają? W 1950 roku… Ostatni mecz turnieju na
wypełnionej po brzegi Maracanie (200 tys. widzów, nigdy nie było więcej) grali
gospodarze z Urugwajem. Nie był to finał w sensie ścisłym, bo inne były reguły mistrzostw
(cztery drużyny, które dostały się do finałowej grupy grały systemem „każdy z
każdym”), ale akurat ten mecz decydował o wszystkim. Skuteczniejszym w
poprzednich spotkaniach „wielkiej czwórki” Brazylijczykom wystarczył remis,
Urugwajczycy by zostać mistrzami świata musieli mecz wygrać. Na zwycięzców
czekały przed stadionem efektowne sportowe samochody – taka mała nagroda. I co?
I do przerwy 0:0. Krótko po przerwie Brazylijczycy strzelają gola na 1:0. Czyli
– wszystko ok. Kibice czekają na dalsze bramki. Ale oto celnie strzelają Urusi i
wyrównują. Niemniej, przypomnijmy, dalej mistrzami są w takim przypadku gospodarze
turnieju. Wreszcie pod koniec meczu Urugwajczyk Schiaffino strzela gola na 2:1.
I tak już zostaje, ostatni gwizdek sędziego kończy spotkanie. Marcana zamilkła.
To było Maracanaço (termin ten przetłumaczono jako „agonia na Maracanie”, od
nazwy stadionu, na którym rozegrano to spotkanie). Reprezentanci Brazylii,
którzy mieli nieszczęście grać w tym meczu przez lata, byli przez rodaków sekowani.
Brazylijski dramaturg, powieściopisarz i dziennikarz Nelson Rodrigues napisał:
„Każdy kraj na świecie ma swoją katastrofę narodową, swoją Hiroszimę. Naszą
katastrofą, naszą Hiroszimą był mecz z Urugwajem w 1950 roku”.
III
Tak, to była dla całej Brazylii tragedia. Wielka,
niewyobrażalnie wielka, narodowa trauma. Trauma, którą nie do końca zmazały triumfy
reprezentantów „Kraju kawy” w finałowych rozgrywkach MŚ w latach 1958, 1962,
1970, 1994, 2002. Pełna rehabilitacja przed „swoimi”, na „swoich” stadionach
miała mieć miejsce dopiero w roku 2014. A tu niewyobrażalna klęska w meczu z
Niemcami i – na dokładkę – mocne razy w spotkaniu z reprezentacją Holandii.
Zdjęcia niedowierzających brazylijskich kibiców i kibicek ciągle do zobaczenia
w Internecie. I filmiki na YouTube –
najbardziej może zabawny jest ten, w którym wykadrowano całą drużynę Brazylii i
Niemcy bawią się na pustym boisku, seryjnie strzelając – o co nietrudno – do
pustej bramki. Oczywiście są też łzy Davida Luiza, jest rysująca się twarzach rozpacz
ośmieszonych graczy Brazylii. Spotkanie to zostało nazwane przez media
Mineiraço (czyli „agonia na Estádio
Mineirão”). I to była naprawdę agonia – ilustracja do encyklopedii, chciałoby
się rzec. Ale... Ale, jak się miało okazać, tak naprawdę, nic się nie stało...
Dość szybko, ba, zadziwiająco szybko,
brazylijscy kibice jakby o tym zapomnieli. Piłkarze otarli łzy i
wyjechali do swoich europejskich klubów dalej zarabiać krocie.
IV
Po porażce z roku 1950 było inaczej: „Maksymalna kara, jaką
można otrzymać za przestępstwo popełnione w Brazylii, wynosi 30 lat. Moja kara
trwa już 50” – powiedział zaszczuty w ojczyźnie brazylijski bramkarz z tamtego
spotkania Moacir Barbosa, kilka tygodni przed śmiercią. A Scolari? Już wiosną 2018 roku został trenerem brazylijskiego klubu
Palmeiras z którym zdobył mistrzostwo kraju, został wybrany w Brazylii trenerem
roku. Potem może nie szło aż tak dobrze, ale – jak widać – totalna klęska jaką
poniosła kierowana przez niego reprezentacja Brazylii nie zaszkodziła mu w
dalszej karierze w rodzinnym kraju.
V
Czyli – z jednej strony przegrany w roku 1950 mecz z
Urugwajem 1:2, i skutkujące tym (zaledwie) wicemistrzostwo świata, potraktowany
jako coś nieledwie hańbiącego, klęska pamiętana przez dziesięciolecia. Trauma
przekazywana z ojca na syna. Przesadzam? No cóż, ojciec króla futbolu, Pelego,
zagrzewał syna do zmazania hańby Maracanaço, z zapałem nieledwie takim, jak
pokonany wódz Kartaginy, Hamilkar swojego syna Hannibala do walki z Rzymianami.
I dwie klęski roku 2014 (przypomnijmy do porządku dziennego 1:7 z Niemcami, a w meczu o trzecie miejsce 0:3
z Holendrami) zapomniane dość szybko, bo wszak nowe wyzwania przed nami, a
najbliższy mecz (turniej) najważniejszy. Dwie postawy wobec tego co się
(kiedyś) zdarzyło. Która z nich jest właściwsza, lepsza? Nie podejmuję się
odpowiedzi na to pytanie. To jedno z tych pytań, na które, każdy powinien
odpowiedzieć sobie sam.
Krzysztof Łęcki