I
Czytelnikiem Dostojewskiego
był również Józef Stalin – ten znowu szczególnie upodobał sobie właśnie „Braci
Karamazow”, a ślady swojej lektury pozostawił w notatkach i podkreśleniach.
Książka, która jednak zdaje się bardziej pasować do poczynań twórcy „wielkiego
terroru”, to czytany przezeń „Książę” Machiavellego. Zawarte w niej recepty
zdobycia i utrzymania władzy Generalissimus łaskawie opatrzył od-czytelniczym
komentarzem. A lektury Adolfa Hitlera? Timothy W. Ryback ogłosił niedawno
studium księgozbioru Führera. Liczył on ponad 16 tysięcy tomów, a wśród nich
nazwiska autorów z różnych półek historii literatury – jest i William Szekspir,
Johann Wolfgang Goethe, i... Karol May. Na tomach znaleźć można ślady lektury
Hitlera – tak więc nie tylko księgi posiadał, ale i czytał. Przywódca
Czerwonych Khmerów Pol Pot – jeden z najstraszliwszych zbrodniarzy w historii
ludzkich, a konkurencja, przyznajmy, jest naprawdę niemała, czytał przede
wszystkim książki praktyczne – takie jak „ABC komunizmu” Nikołaja Bucharina,
„Manifest komunistyczny” Karola Marksa i Fryderyka Engelsa, „O nowej
demokracji” Mao Zedonga, ale także takie dzieła jak „Wielka Rewolucja Francuska
1789-1793”, „Historię Wszechzwiązkowej Partii (Bolszewików)”. No to się
naczytał...
II
Podczas głośnego na początku
XXI wieku procesu Maurice’a Papona, francuskiego kolaboranta z okresu II wojny
światowej, podpatrzono jego lektury. Otóż na nocnym stoliku Papona znaleziono:
„Rozmyślania” Marka Aureliusza, dzieła Szekspira, Montaigne... Klasycy myśli
europejskiej. Mogłaby pewnie leżeć tam i „Krytyka czystego rozumu” Immanuela
Kanta. Mogłaby? Leszek Kołakowski pisze, co prawda, że nie przypadkiem dawano
SS-manom, do czytania Nietzschego, a nie Kanta. Lektura Nietzschego – zdaje się
sugerować Kołakowski – służyła deprawacji „nadludzi”, gdy Kant odwodziłby ich
od złego. Mniejsza tu o to, co Nietzsche rozumiał przez ubermenschów,
„nadludzi”... Okazuje się jednak, że jeden z najbardziej znanych SS-manów,
Adolf Eichmann, nie czytał Nietzschego. Znał za to, jak twierdził, filozofię
Kanta, i był do niej szczerze przywiązany. Przed sądem recytował kantowski
imperatyw kategoryczny, „zasada kierująca moją wolą musi być zawsze taka, żeby
mogła stać się zasadą prawa powszechnego”. Czy zbrodzień Eichmann daje się
pomyśleć jako wyznawca Kanta? Ależ tak! Amerykańska filozofka Rand pisze
wprost, że Eichmann był kantystą po prostu, a Kant twórca subiektywnej teorii
rzeczywistości – stworzył Robespierre’a, Lenina, Stalina – ten Kant moralista,
był pierwszym hippisem w historii. Tak więc jeden niekwestionowany autorytet
filozoficzny twierdzi, że lektura Kanta nie sprzyja złu, drugi, równie
niekwestionowany, pokazuje – że złu towarzyszy, trzeci wreszcie – że czytanie
kantowskich „Krytyk...” stoi u zła fundamentów. Komu wierzyć? I co tak naprawdę
lektura tej czy innej pozycji filozofa czy beletrysty ma wspólnego ze zbrodnią
popełnianą przez jego czytelnika? Wreszcie Neron był uczniem Seneki, co
pozostało jednak bez większych konsekwencji dla jego życiowych, zbrodniczych
decyzji.
III
Przy zabójcy Johna Lennona
znaleziono powieść J. D. Salingera „Buszujący w zbożu”; ten sam tytuł
znaleziono przy zamachowcu, który chciał zastrzelić Ronalda Reagana. Co niby
takiego było w tej powieści przeznaczonej raczej dla młodych ludzi, opisujących
peregrynacje ich rówieśnika? Jaki niby cytat miałby sprowokować czytelnika do
tego, by powziął zbrodnicze zamiary. Czy taki? „W każdym razie wyobrażam sobie
małe dzieci, które hasają na wielkim polu wśród łanów żyta. Tysiące dzieciaków,
a w pobliżu nikogo – nikogo z dorosłych – oprócz mnie. A ja stoję na skraju
jakiegoś strasznego urwiska. Moim zadaniem jest łapać każdego, kto zbliży się
do przepaści – jeśli któreś z dzieciaków rozpędziłoby się, nie patrząc, dokąd
biegnie, wtedy pojawiałbym się ja i łapałbym go, żeby gówniarz nie spadł. Tym
zajmowałbym się przez cały dzień. Czuwałbym nad tymi dziećmi w zbożu. Wiem, że
to głupie, ale tylko coś takiego chciałbym w życiu robić. To strasznie głupie,
wiem”. Przyznajmy – trudno się tu dopatrywać zachęty do zbrodni.
„Buszujący w zbożu” Salingera pojawia się w kilku scenach filmu „Teoria spisku”
(z Melem Gibsonem i Julią Roberts); sam widok książki przywraca Gibsonowi
spokój ducha. A, przypomnijmy, gra Gibson człowieka niestroniącego od przemocy.
Przy czym bohater „Teorii spisku” wie doskonale, że powieść Salingera
znaleziono w rzeczach zabójcy Lennona i zamachowcu, który chciał pozbawić życia
prezydenta USA.
IV
Książki, tytuły książek,
raczej dość rzadko pojawiają się w filmach. Pomijam rzecz jasna obrazy filmowe,
w których książki są głównymi „bohaterami”, takich jak – na przykład „Dziewiąte
wrota” w reżyserii Romana Polańskiego, czy „Necronomicon” nawiązujący do
twórczości H.P. Lovecrafta. Zwykle książki pojawiają się w
tle, z rzadka tylko podając tropy do „czytania” (oglądania) filmu. Do głowy
przychodzi mi tylko jeden przypadek. Otóż w głośnym „Matrixie” na ułamek chwili
pojawia się dzieło Jeana Baudrillarda „Simulacres et simulation”. Główny
bohater filmu, Neo, jej nie czyta – dla niego to tylko skrytka na trefny towar
i forsę.
V
No cóż, może żyjemy w
otoczeniu symulakrów, ale są siekiery jak najbardziej realne.
Krzysztof Łęcki