Pre-teksty i Kon-teksty Łęckiego: Myśli przy Kafce | 07.10.2025
„Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K., bo
mimo, że nic złego nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany” – tak
Franz Kafka rozpoczyna „Proces”. Kafka studiował prawo. Jak można się
dowiedzieć z jego biografii, nauki prawnicze nie były akurat tą formą
aktywności intelektualnej, którą młody Franz upodobał sobie najbardziej. Chciał
być artystą.
Ten tekst przeczytasz za 6 min. 30 s
Franz Kafka w 1923 roku. Fot. Wikimedia Commons
I
Paradoksalnie jednak, gdy dzisiaj przypatrzeć się
pisarskiemu dorobkowi Kafki, to widać jak wielki wpływ na kształt jego
literackich arcydzieł miała duszna atmosfera prawniczych katedr. Psycholog w
twórczości autora „Procesu” podkreśli trudne relacje łączące go z ojcem, ale studia
prawnicze bardziej może jednak oddziaływały na
artystyczne wizje Kafki. Na uwagę zasługuje przede wszystkim jedna cecha,
bardzo mocno obecna w najlepszych dokonaniach twórczych Kafki, tj. właśnie
„Procesie” i „Zamku”. Oto rzeczywistość nie istnieje, istnieją tylko logika
prawnicza (w „Procesie”) albo logika biurokratyczna (w „Zamku”). Wyroki i
przepisy wykoślawiają rzeczywistość w sposób, który musi owocować piętrzeniem
się absurdu, absurdu, który nie próbuje nawet mydlić nam oczu sytuacyjnym
komizmem; nie, ten absurd wiedzie nas wprost do finałowej tragedii „Procesu”.
Nie przypadkiem biografia Kafki ma podtytuł „Koszmar rozumu”. Już od czasu
studiów wiem, że oprócz „zwykłych” podręczników logiki, jest też specjalny
podręcznik „Logika dla prawników”. Tak, to najwyraźniej musi być jakaś
specjalna logika.
II
Prawo, kierunek studiów, który miał taki wpływ na świat
absurdów Franza Kafki, do dzisiaj fascynuje literatów. Tyle tylko, że fascynuje
inaczej. Oto przemyśleniami na ten temat podzielił się popularny w Polsce
pisarz Poalo Coelho. Wyznał, że wierzy „w system prawny mimo wszystkich
luk, jakie można w nim dostrzec”. Znajomy adwokat zdradził mu, że „prawo
nie zostało stworzone, by rozwiązywać problemy, lecz po to, by przedłużać je
w nieskończoność”. Przyjmując ten punkt widzenia, Coelho przeanalizował
Księgę Rodzaju – pierwszą księgi Biblii. I wyszło mu, że „gdyby Bóg żył
w dzisiejszych czasach, bylibyśmy nadal w raju, a Bóg nadal
odpowiadałby na skargi, listy, prośby oraz zakazy i nakazy sądowe.
Musiałby wytłumaczyć, dlaczego podjął decyzję, by wygnać Adama i Ewę
z Raju, tylko dlatego, że złamali arbitralne prawo, zakazujące jedzenia
niebezpiecznego owocu z pominięciem niezliczonych przesłuchań. Gdyby
wezwano doświadczonego prawnika, żeby bronił pary, ten powołałby się na teorię »zaniedbania
wykonawczego«”. Poza tym, umieszczając drzewo w niewłaściwym miejscu, Bóg
nie otoczył go ogrodzeniem i nie umieścił żadnych tabliczek. Inny adwokat
mógłby oskarżyć Boga o „zachęcanie do zbrodni” itd. itp. Niestety, w tej
aberracji, którą z taką uciechą przedstawił Coelho, jest metoda, metoda tak
szalona jak niektóre wykwity prawniczej logiki.
III
Bohaterka powieści Johna
Grishama „Góra bezprawia” konstatuje, że jej „praca w Scully&Pershing (…) bardziej
pasowała do księgowej lub analityczki finansowej, a czasami wręcz zwyklej
urzędniczki. Chwilami musiała sobie przypominać, że jest w pełni wykształconą
prawniczką, a i tak miewała co do tego wątpliwości”. A kiedy pracę zmieniła, to
„(p)omyślała, że (…) zaciera się granica między opieką prawną a społeczną. (…) Ich
praca poza czystą obsługą prawną obejmowała też często poradnictwo małżeńskie,
wożenie samochodem, gotowanie, pomoc w znalezieniu pracy, prywatne nauczanie,
doradztwo finansowe, szukanie mieszkania i opiekę nad dziećmi”. Autor powieści,
John Grisham, to bodaj najlepiej zarabiający pisarz na świecie. Zna świat
prawniczy USA od podszewki – ukończył studia prawnicze, a nie uniwersytecki
kurs twórczego pisania. A przecież każdą ze swych bestsellerowych powieści
poprzedza żmudnym studiowaniem konkretnego tematu, który zamierza w niej
opisywać. Aha, jeśli kto sobie przypomni, że przecież i Kafka, i Gombrowicz, i
Miłosz studiowali prawo i wyciągnie z tego wniosek, że po to, by stać się w
przyszłości wybitnym pisarzem, trzeba ukończyć akurat prawo, to wreszcie jego
sprawa, jego wybór, jego życie…
IV
Zaczęliśmy od Kafki i Kafką te rozważania
zakończymy. W sposób pewnie nieco zaskakujący. Bo refleksją o kawiarni. Kawiarnia
to par exellance zachodnia instytucja. Dowodzi tego jej bliskowschodnia
odpowiedniczka. Znawca historii islamu, profesor z Princeton, Bernard Lewis,
rozpoczyna jedną ze swoich uczonych rozpraw właśnie od opisu współczesnej
kawiarni na Bliskim Wschodzie. Powiada Lewis, że to, co przez ostatnie sto lat
zmieniło się w europejskich kawiarniach – tj. zmiany w wyglądzie, zachowaniu,
ubiorze, sposobie bycia Europejczyków, pochodziło wyłącznie ze Starego
Kontynentu lub ze Stanów Zjednoczonych. W podobnym lokalu na Bliskim Wschodzie,
prawie wszystkie zmiany pochodzą z zewnątrz, z Zachodu. Weźmy ubiór: raczej
koszula i spodnie, albo podkoszulek i dżinsy niż tradycyjny strój. Bywalec tej
kawiarni będzie siedział przy stole na krześle. Cóż dziwnego? – powiecie
Państwo. A na czym ma niby siedzieć i przy czym? Otóż te dwa meble to efekt
kontaktów z Zachodem – wcześniej mieszkańcy Bliskiego Wschodu siadywali na
sofach i otomanach okrytych dywanami i kilimami, zaś pili i jedli z metalowych
tac. Dalej tytoń – import z Ameryki. Jeszcze dalej – gazeta, muzyka płynąca z
radioodbiorników itd. Wszystko to z Zachodu.
V
Tak, kawiarnia to bardzo zachodnia instytucja. To
już wiemy. Ale czym jest ta zachodnia kawiarnia? Według Franza Kafki, jest ona „próbą
przezwyciężenia ludzkiej samotności”, możliwością „daną ludziom, by się
spotykali bez oficjalnego zaproszenia, tylko po to, by zobaczyć innych,
rozmawiać z nimi, obserwować bez zaangażowania się w bliskie związki. Każdy
może przyjść i odejść, jak mu wygodnie, bez zobowiązań, ale każdy czuje się
mile widziany”. W kawiarniach Europy tłoczy się samotny tłum. Obecność bez
zobowiązań, powierzchowny kontakt z innymi – nic nie ogranicza wolności
człowieka, to on decyduje, kiedy wchodzi i kiedy wychodzi z kawiarni...Żyjemy w świecie w którym potrzebne są i domy
towarowe, i kawiarnie. I miło, że jest ich coraz więcej. Jednak jeśli stają się
one dobrze dobranymi metaforami świata, w którym mielibyśmy żyć, to znaczy że z
naszym światem dzieje się coś niedobrego. Całe szczęście, że w rzeczywistości
nie cały świat jest kawiarnią, ba, nawet kawiarnia nie jest do końca kawiarnią
Kafki.
Krzysztof Łęcki