wtorek, 18 lutego 2025
Imieniny: PL: Konstancji, Krystiana, Sylwany| CZ: Gizela
Glos Live
/
Nahoru

Pre-teksty i Kon-teksty Łęckiego: Naukowe fantazje | 31.12.2024

Czy żyjemy w „czasach ostatecznych”, jak przekonuje nas tytuł dopiero co wydanej głośnej książki zajmującego się kliodynamiką Petera Turchina? Tego nie wiem. I nie to będzie mnie dzisiaj zajmować. Jednak przy okazji różnorakich naukowych prognoz na nowy rok chciałbym felietonowo rozważyć pytanie – czy nauka może kłamać?

Ten tekst przeczytasz za 6 min. 30 s
Nauka nie tylko nie kłamie. Nie może kłamać... Fo. Pixabay

Odpowiedź jest prosta i jednoznaczna – ależ nie! Ba, nauka nie tylko nie kłamie. Nie może kłamać. Dlatego właśnie nazywamy ją nauką. Oczywiście, konkretne naukowe ustalenia mogą być po jakimś czasie odrzucone. Pojawiają się nowe teorie, które bardziej adekwatnie wyjaśniają zjawiska i zdarzenia. Niemniej ustalenia kłamliwe nie zasługują na nazywanie ich nauką.

I
Dlatego – chociażby – nie była przez moment naukową dyscypliną tak ceniona w III Rzeszy fizyka aryjska. A przecież wprowadził to pojęcie Philip Eduard Anton von Lenard, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki w roku 1905 roku. Jednak później, w czasie kiedy tworzył zręby „fizyki niemieckiej”, nie był już naukowcem, a tylko fanatycznym narodowym socjalistą. Sprzeniewierzył się nauce dla ideologicznego zaczadzenia. Za to nawet przez moment nie był naukowcem Trofim Denisowicz Łysenko, choć w czasach Stalina (i Chruszczowa) uchodził za najwyższy w Sowietach autorytet w dziedzinie biologii. Genetyka, którą Łysenko z taką pasją odrzucał, przetrwała jako osiągnięcie nauki, a jego teoria stadialnego rozwoju roślin i metody zastosowania jej w praktyce rolniczej znalazły godne sobie miejsce w książkach poświęconych pseudonauce. Jako Łysenkizm.

II
Być może von Lenard i Łysenko szczerze wierzyli w konstruowane przez siebie obłędne teorie. Tego nie wiemy. Wiemy za to, że totalitarne systemy, w których żyli, i które entuzjastycznie popierali, bardzo sprzyjały takim pseudonaukowym aberracjom. Tyle że, gdy idzie o „naukowe kłamstwo”, by zaznaczyć to zjawisko przez oksymoron, to warto zauważyć, że zdarza się i w krainach liberalnej demokracji. Bo choć oczywiście – jak już podkreślono – nauka nie kłamie, to już poszczególni przedstawiciele czy przedstawicielki nauki mogą mijać się z prawdą. I to nie zawsze bez udziału świadomości. Niekiedy idzie o kłamstewka na tyle wydawałoby się nieistotne, że zauważą je tylko koledzy i koleżanki po fachu. I tak Carlos Castenada, antropolog z szacownego uniwersytetu Columbia, swoje najbardziej znane dzieło „Nauki Don Juana” napisał w oparciu o wiedzę, którą jakoby uzyskał od tytułowego Don Juana, czarownika plemienia Yaqui – czego tam nie było: indiańska magia, obietnice przejścia z rzeczywistości zwyczajnej do nadzwyczajnej... Nic dziwnego, że przedstawienie tego wszystkiego pozwoliło Castenadzie zdobyć status guru pokolenia „dzieci kwiatów”. Koledzy i koleżanki po fachu byli bardziej krytyczni wobec naukowych rzekomo osiągnięć Castenady. Wątpiono nie tylko w prawdziwość treści książek, ale nawet samo istnienie Don Juana. Dzisiaj wśród antropologów panuje dość powszechna zgoda co do tego, że treści dzieł Castenady są w dużej mierze, jeśli nie po prostu: całkowicie – fikcją. Nie przeszkadza to wszak w sprzedaży kolejnych wydań książek zawierających „nauki Don Juana”, a „Chicago Tribune” może nie bez racji głosić, że „Rzeczywistość don Juana do dziś fascynuje”.

III
Ale bywa, że naukowe kłamstwa mają swoje jak najbardziej realne i rozległe konsekwencje. Biografia słynnej antropolożki kulturowej – Margaret Mead autorstwa Michaela Pollarda wydana została z serii „Oni zmienili świat”. A jak zmieniła świat Margaret Mead? Otóż w roku 1929 opublikowała książkę „Dojrzewanie na Samoa”, w której dowodziła, że w tym wyspiarskim świecie nie istnieje tabu, gdy idzie o sferę intymną, seksualną. Że nie znane jest tam zjawisko monogamii, nie ma mowy o zazdrości czy absolutnej wierności – inicjacja seksualna dokonuje się bardzo wcześnie, a częste zmiany partnerów/partnerek są normą. Mieszkańcy Samoa mieli być z tym bardzo szczęśliwi, o wiele szczęśliwsi z brakiem seksualnych tabu, brakiem wstydu – niż obywatele rozwiniętego cywilizacyjnie Zachodu, gnębieni doktryną o grzechu pierworodnym. Praca Mead stała się w ten sposób ważnym głosem w dyskusji o tym, jaka jest ludzka natura – dowodziła ona, że nie istnieje nic takiego jak stała i niezmienna natura ludzka, a zachowania seksualne są uwarunkowane kulturowo. Książka stała się – co nie dziwota – światowym bestsellerem. Ba, idea „wolnej miłości” utorowała drogę „rewolucji seksualnej” na Zachodzie. No cóż, zawołanie „hulaj dusza (i ciało!), piekła nie ma”, jest chyba zawsze atrakcyjne, zwłaszcza dla zdrowych (jeszcze) i młodych (jeszcze) ludzi.

IV
Ba, Mead trafiła do świata filmu, jako łatwo rozpoznawalny kulturalny bilon. I tak w „Widmie wolności”, surrealistycznym arcydziele Luisa Bunuela z roku 1974, staje się podstawą wykładu dla... francuskich policjantów: „Na poprzednich zajęciach omawialiśmy pojęcie prawa i występku. Zauważyliśmy, że prawo ma na celu utrzymanie porządku społecznego. Oczywiście prawa bywają różne i zależą od kraju lub epoki. W rzeczywistości są tylko konwencjami. Podobnie jest ze zwyczajami i moralnością. Zwyczaje podlegają zmianie podobnie jak prawo. Poligamia u niektórych ludów stanowi regułę, a u nas jest zabroniona. Informacje na ten temat znajdziecie w pismach Margaret Mead. Mówią o praktykach seksualnych na Melanezji. Te książki są w waszej koszarowej bibliotece. Pomogą wam uświadomić sobie względność obyczajów i – co za tym idzie – prawa. Jeżeli porównamy ze sobą dwie kultury, wszystko zależy od punktu widzenia. Zawsze będziemy dla kogoś barbarzyńcami. Sądzę, że to, co wyjaśniłem pozwoli wam lepiej zrozumieć względność zwyczajów i praw. Wiecie, że często zachodzi potrzeba zmiany prawa. Wiele też mówi się o ewolucji, która powoduje zmiany w obyczajowości. Niektórzy nawołują do wszechogarniającej rewolty. Ale konsekwencje takiego obalenia porządku społecznego mogłyby być nie do przyjęcia, wręcz potworne”.

V
Kilka lat po śmierci Mead amerykański antropolog Derek Freeman, który spędził na Samoa sporo czasu, nauczył się miejscowego języka, a nawet został tam wodzem jednego z plemion podważył niemal wszystkie ustalenia antropologicznego mitu Mead – sfera seksualna jest na Samoa obwarowana szeregiem tabu, a dziewictwo cieszy się tam powszechnym szacunkiem.

VI
No cóż, nic dziwnego, że o Dereku Freemanie słyszało w dzisiejszym świecie tak niewielu.




Może Cię zainteresować.