Pre-teksty i kon-teksty Łęckiego: »Proces« przed »Zamkiem« | 28.02.2025
Dużo się ostatnio w Polsce mówi i pisze o procesach. Oczywiście,
zainteresowanie procesami może mieć różne źródła, różnego rodzaju są też procesy,
które budzą powszechną ciekawość.
Ten tekst przeczytasz za 6 min. 60 s
Fot. ARC
Mogą wszak w grę wchodzić procesy społeczne, ekonomiczne, polityczne i jeszcze inne.
Niemniej, zaryzykuję, że na targowiskach mówi się i pisze przede wszystkim o procesach
sądowych. Pojawiają się przy okazji na tapecie kwestie zdolne „niespiesznego
przechodnia” zadziwić. Ot, chociażby pytania: czy ktoś ma dowieść swojej
niewinności przed sądem, czy też trzeba oskarżonemu winę udowodnić? No właśnie –
czy w sformułowaniu „niewinni nie mają się czego obawiać” nie można – oprócz
naiwnego optymizmu (zobaczcie chociażby klasyczny film „Dwunastu gniewnych
ludzi”) – wyczytać jakiejś formy słabo zawoalowanego cynizmu? No cóż, nic może
dziwnego, że w takiej atmosferze łatwo może komuś przyjść do głowy sytuacja
kafkowska. Nie tylko dlatego, że ten wielki pisarz z wykształcenia był
prawnikiem.
Chodzi raczej o to, że bohater jego „Procesu”, Józef K.,
budzi się rano i... nie jest już tym samym człowiekiem, który wieczorem kładł
się spać. Został bowiem właśnie aresztowany, czy też pozbawiony wolności – przez
jakiś nieznany mu sąd. „Proces”... Wybitny reporter Krzysztof Kąkolewski
przekonywał, że czytelnicy/czytelniczki dzielą
się na dwie linie: „Proces” – „Dżuma” – „Iliada” i „Zamek” – „Upadek” –
„Odyseja”. Pierwsza to ci, którzy lubią literaturę wokół jednostki, drudzy
wyjaśniając sprawy wokół niej – idą ku społeczeństwu”. Z powieści Kafki zdecydowanie wolałem i wolę
„Zamek” (czyżby to sygnał, że dobrze wybrałem kierunek studiów – socjologię?),
ale doskonale pamiętam, jak wielkie, ba, nie przesadzam, wstrząsające wrażenie
zrobił na mnie oglądany w roku 1980 „Proces” z Romanem Wilhelmim i całą plejadą
znanych polskich aktorów. Dość powiedzieć, że wrażenie to było o wiele
większe niż brytyjska produkcja z roku
1993 (choć grali w niej m.in Kyle MacLachlan i Anthony Hopkins), którą
zobaczyłem sporo lat później. Jak wspomniałem wyżej stawiam (niedokończony) kafkowski
„Zamek”, ale czasy takie, że zostańmy jednak przy „Procesie”.
I
Zacznijmy zatem proces od początku, od pierwszego zdania
powieści. „Ktoś musiał zrobić doniesienie na Józefa K., bo mimo, że nic złego
nie popełnił, został pewnego ranka po prostu aresztowany” – tak brzmi to w
tłumaczeniu genialnego Bruno Schulza. „Ktoś musiał fałszywie oskarżyć Józefa
K., bo przecież nic złego nie zrobił, a został pewnego ranka pozbawiony
wolności” – to znowu pierwsze zdanie
dzieła Kafki w nowym tłumaczeniu Jakuba Ekiera. No cóż, trudno nie zauważyć, że
pozbawienie wolności nie zawsze wiązać się musi z aresztowaniem, ale tak –
aresztowanie, to zawsze pozbawienie wolności. Nie będę tu rzecz jasna przyprowadzał
analizy porównawczej dwóch rożnych przekładów „Procesu”, brak mi po temu
niezbędnych językowych kompetencji. Choć,
to prawda, niekiedy zdarzają się w tłumaczeniach Kafki nieporozumienia dość
zasadnicze. Na takie właśnie nieporozumienie zwróciła mi na nie uwagę przyjaciółka,
mieszkająca w Monachium pisarka Aldona Likus Cannon. Idzie o spolszczony tytuł opowiadania
„Ein Hungerkünstler” (angielskie tłumaczenie a hunger artist). Przełożono go na
język polski jako „Głodomór”. Otóż, jak wiadomo, głodomór, to – potocznie –
ktoś, kto jest wiecznie głodny, żarłok. A ein Hungerkünstler, to ktoś, kto z
głodzenia się uczynił sztukę.
II
Ale, ale – wróćmy do tego – co to takiego jest ta „sytuacja kafkowska”, z
tym swoim trudnym do podrobienia surrealizmem, z wizją świata, w której absurd
upozorowany jest na perfekcyjnie odlepioną od życia maszynerię. Świata, w
którym pozacierane bądź niepewne są tożsamości bohaterów. A instytucje
przeglądają się w gabinecie krzywych luster. Tyle, że skutki funkcjonowania całej
tej maszynerii absurdu są jak najbardziej rzeczywiste. Wreszcie – Józef K. z
wyroku sądu, którego „siedziba” mieści się gdzieś na poddaszu, traci życie. Zanim
jednak dojdzie do finału Józef K. musi sobie jakoś tłumaczyć tę absurdalną sytuację
(bez powodzenia), ba, ma za zadanie wytłumaczyć się przed sądem (nie do
zrobienia).
III
Z tłumaczeniem dzieł literackich jest oczywiście inaczej niż
z tłumaczeniem się przed sądem. Ale tłumaczenia dzieł Kafki nie sprowadzają się
tylko do tłumaczeń z języka niemieckiego. Idzie także o tłumaczenie jako
interpretację, o rozumienie dzieła. Wydawca
nowego przekładu „Procesu” już na obwolucie okładki książki proponuje zupełnie inną
interpretacyjną ścieżkę powieści Kafki – czytamy: „Józef K., oskarżony bez
podania zarzutów, to nie żaden skromny urzędnik ani człowiek bez winy – choć
tak zwykło się czytać „Proces”. Siła, która niszczy karierę i życie ambitnego
bankowca, to – także wbrew tradycyjnej lekturze – ani biurokracja, ani
dyktatura”. Tak, z interpretacjami Kafki zawsze był pewien interpretacyjny
problem. Jak pisała znakomita amerykańska eseistka Susan Sontag: „(...) na
dzieło Kafki rzuciły się tłumnie co najmniej trzy armie interpretatorów. Ci,
którzy czytają prozę Kafki jako alegorię społeczną, widzą w niej studium
przypadku frustracji i szaleństwa współczesnej biurokracji, doskonale
ucieleśnionej w państwie totalitarnym. Ci, którzy odczytują ją jako alegorię
psychoanalityczną, dostrzegają tu rozpaczliwe wyznanie lęku autora przed ojcem,
obaw przed kastracją, poczucia własnej impotencji, bycia owładniętym światem
snów. Ci, którzy odnajdują u Kafki alegorie religijną, wyjaśniają, że K. w »Zamku«
usiłuje dostać się do nieba, a Józef K. w »Procesie« jest sądzony zgodnie z
zasadami nieubłaganej, tajemniczej sprawiedliwości Bożej…”.
IV
Milan Kundera w „Sztuce powieści” powiada – „Franz Kafka
powiedział o ludzkiej kondycji (w postaci, która objawia się w naszym stuleciu)
to, czego ani myśl socjologiczna, ani politologiczna nie zdołałyby wyrazić!”. I
jeszcze: „Tacy powieściopisarze jak Franz Kafka, Jaroslav Hašek, Robert Musil, Hermann Broch „odkrywają
to, »co jedynie powieść odkryć potrafi«, pokazują jak wszystkie kategorie
egzystencjalne zmieniają gwałtownie, w warunkach schyłkowych paradoksów, swój
sens”.
V
Żyjemy niewątpliwie w ciekawych czasach. Komuś obdarzonemu
niewyczerpanym poczuciem humoru ciągle kojarzyć się mogą z komediami Stanisława
Barei. Inni widzą Polskę (a niekiedy i świat) jak z Mrożka. Jedna z biografii Franza
Kafki ma podtytuł „Koszmar rozumu”.
Krzysztof Łęcki