I
W innych jeszcze
przypadkach odpowiedź jest znana zanim jeszcze pytanie zostanie zadane. W jednym
z kultowych filmów Stanisława Barei, „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?”,
znalazła się parodia popularnego w latach siedemdziesiątych programu
telewizyjnego – czy było to „Z wizytą u was”, czy „Z najlepszymi życzeniami”,
nie pomnę. „– Każdy w życiu ma jakieś
marzenie, czegoś pragnie, o czymś myśli, coś co lubi, coś, co chciałby jeszcze
raz zobaczyć, usłyszeć. Pani Walentyna Wnuk jest salową od wielu, wielu lat. Co
Pani chciałaby najbardziej usłyszeć?
– (Pani Walentyna Wnuk
odczytuje z mozołem z kartki) Piosenkę pana Ko... Koracza, bym chciała
najbardziej usłyszeć.
– Tak się szczęśliwie
składa, że mamy pana Koracza na sali”.
Czy Bareja się mylił? Czy
może rzeczywiście programy te miały swój tak ściśle realizowany scenariusz, że
nie tylko pytania, ale i „niby” swobodne wypowiedzi można było czytać jak z
kartki? No cóż, literaturoznawcy Stefan Chwin i Stanisław Rosiek przypomnieli
jak to produkowano takie programy – „Korbolewski: To jest mój gość pan Mar...
pan redaktor Marian Podkowiński. Ponieważ ja interesuję się bardzo Kaliszem i
wyczytałem...
Michotek: Widzi pan, bo
jak pan zacznie »ponieważ«, to obowiązuje pana długa fraza. Natomiast jak pan zacznie: »Ja
bardzo interesuję się Kaliszem«...
Korbolewski: Aha...
Michotek:...
i skończy” (Stefan Chwin, Stanisław Rosiek, „Bez autorytetu”, Wydawnictwo
Morskie Gdańsk, 1981, s. 162). Tak się kiedyś robiło programy telewizyjne...
II
Oczywiście,
nie zawsze idzie w pytaniach o sprawy błahe. Niekiedy w grę wchodzą sprawy
śmiertelnie poważne. Jak w przypadku religii. W Ewangelii według św. Mateusza
(Mt 5:36-37) co prawda czytamy „Niechaj wasza mowa będzie: »tak«
– »tak«, »nie« – »nie«, bo co ponadto jest, to jest od złego”. Nie do końca jednak wiadomo,
czy akurat w tym przypadku idzie o odpowiedzi na zadawane wiernemu pytania. Niemniej,
religia często wprowadza (wprowadzała?) w pytaniach zadawanych wiernym element
niepokoju – czy nie zaczyna się on staczać w otchłań herezji. Preteksty do
zadawania takich pytań mogły być najrozmaitsze. Pisał Jorge Luis Borges w
jednym ze swych opowiadań: „(...) zaczęło się mówić o różach. Abu ‘l-Qasim,
który nawet na nie spojrzał, przysięgał, że nie ma róż równych tym, które
zdobią ogrody andaluzyjskie. Faradż był innego zdania; twierdził, że uczony Ibn
Qutajba opisuje niesłychany gatunek nigdy nie więdnącej róży, która rodzi się w
ogrodach Indostanu i której płatki noszą w sobie napis: »Nie
ma boga ponad Boga a Mohamed Jego Prorok«; dodał, że Abu ‘l-Qasim
bez wątpienia musi znać te róże. Abu ‘l-Qasim popatrzył na niego zaniepokojony:
o ile odpowiedziałby, że tak, okrzyknięto by go, i słusznie, szalbierzem, o ile
odpowiedziałby, że nie, uznano by go za niewiernego. Wymruczał pod nosem, że
klucze rzeczy nieznanych są w ręku Pana i że nie ma na ziemi nic zieleniącego
się, ani nic więdnącego, co by nie został zarejestrowane w Jego Księdze. Słowa
te, zawarte w jednej z pierwszych sur, przyjęto z pomrukiem szacunku” (Jorge
Luis Borges, „Dociekania Awerroesa”, tłum. Zofia Chądzyńska (w:) Alef,
Czytelnik Warszawa 1972, , s.105-106). No cóż, skoro mowa o róży i pytaniach, do
jakich może ona prowokować, to grzechem byłoby nie przywołać fragmentu
najsłynniejszej może powieści z różą w tytule – „Imię róży” Umberta Eco: „– Czy
w Paryżu mają na wszystko prawdziwą odpowiedź? – pyta benedyktyński nowicjusz
Adso z Melku, – Nigdy – rzekł Wilhelm – ale są bardzo pewni swych błędów”.
III
Politycy,
jak wielu wspomnianych przez Eco średniowiecznych teologów, nie na wszystko dają
prawdziwą odpowiedź. Trudno jednak nie zauważyć, że niepokojąco wielu z nich jest
bardzo pewnych swoich błędów. Dlatego w polityce warto uważać na zadawane politykom
pytania. Niekiedy decydują one o karierze dziennikarza – dalszym jej ciągu, lub,
w gorszym wypadku, szybkim końcu. Toteż choć politycy zachęcają do stawiania im
trudnych pytań, to dobrze wiedzieć, na jakie pytania mają dobrą odpowiedź. Woody
Allen opowiedział w jednej ze swych jednoaktówek historię polityka, który
poprosił do siebie swojego rzecznika prasowego, żeby – jak zapowiedział –
„omówić z nim pewną ideę”. Idea polityka była prosta. Oto, gdy na konferencji
prasowej poprosi on o pytania, jego współpracownik zada mu pytanie z góry
umówione. I cóż w tym dziwnego, powiecie Państwo. No właśnie. Cóż dziwnego
jednak by się tu znalazło – dziwne było mianowicie pytanie, które miał zadać
rzecznik prasowy. Brzmiało ono tak: „Jakiej długości powinny być ludzkie nogi?”.
Zdumiony rzecznik wyraził wątpliwość – po co ma zadawać takie właśnie, dość jednak
dziwaczne, przyznajcie Państwo, pytanie. Jak to po co? – wzruszył ramionami polityk.
To proste, bo mam na to pytanie świetną odpowiedź… Acha, odpowiedź polityka
brzmiała – długość ludzkich nóg powinna być taka, by sięgały do ziemi. W kraju,
w którym politycy mówią dziennikarzom to, co im przekazuje w SMS-ach szefostwo
partii, uwaga o długości nóg, które skądś wyrastając powinny sięgać ziemi
wydawać się musi nie tylko dowcipna, ale i niezwykle trafiona.
Krzysztof Łęcki